Info
Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień16 - 10
- 2014, Sierpień31 - 7
- 2014, Lipiec9 - 4
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Wrzesień14 - 2
- 2013, Sierpień28 - 19
- 2013, Lipiec19 - 12
- 2013, Czerwiec1 - 1
- 2013, Maj5 - 1
- 2012, Listopad10 - 2
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień4 - 5
- 2012, Sierpień4 - 0
- 2012, Lipiec2 - 0
- DST 148.11km
- Czas 07:31
- VAVG 19.70km/h
- VMAX 50.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 29 - Mandarynkowy sad
Środa, 20 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0
20:27
– wstałem o 6:10, całą noc po plaży jeździła maszynka
wyrównująca piasek, whatever. Jak to na plaży pełno piachu
wszędzie, zostawiam rower przy palmie, rozbieram się do naga i daję
nura do cieplutkiego morza, chwila zabawy z falami i teraz jak każdy
plażowicz powinienem się opłukać ze słonego morza i piachu.
Biorę szybki prysznic, jem śniadanko i korzystam z ogólnodostępnego
wifi. W Alicante jestem o 8:30, po łebkach przejeżdżam po centrum,
kupuję kilka rzeczy w Lidlu i jadę dalej na północ. Od dwóch dni
zastanawiam się, którą drogą jechać do Valencii, opcje były
dwie, albo drogą w linii prostej z Alicante do Valencii przez góry,
albo drogę o 40 km dłuższą omijającą góry z prawej strony.
Obie drogi oznaczone na mapie jako atrakcyjne dla oka kolorem
zielonym. Uciekłem od gór i wybrałem dłuższą drogę, może nie
miałem ochoty na przewyższenie 1000 metrów z rana, może po prostu
poszedłem na łatwiznę, może miałem jeszcze w nogach dzień 23 i
24 ? O 15:20 mam przejechane 100 km (dzisiaj też stuknęło 3
tysiące km), zatrzymuje się w Mercadonie, żeby kupić jakieś
kolorowe picie. Oprócz tego kupiłem jeszcze litr mleka
czekoladowego wypijając duszkiem pod sklepem. Może to te chipsy
solone, może mleko, może upał, a pewnie wszystko razem
spowodowało, że poczułem się strasznie źle i zacząłem marzyć
jedynie o cieniu i drzemce. Trochę szukanie, kombinowania i
znalazłem super miejsce, żeby rozłożyć materac i przespać się
w cieniu, mianowicie pod przęsłem wiaduktu. Dwie godziny później
budzę się cały spocony, patrze na zegarek 17:40, przeciągam się
leniwie i doleguje jeszcze trochę i dzwonię do kumpeli ze studiów,
która za 6 dni miała być w Barcelonie, skąd następnego dnia
jedzie pociągiem do Valencii na Erazmusa. Mieliśmy się spotkać na
lotnisku w Barcelonie tego dnia. Wczoraj skończył mi się magnez
B6, koło 19 wchodzę do apteki mówię „ necesito” i pokazuję
opakowanie, niestety tylko osobno magnez osobno witamina B6, spróbuję
jutro. Na ostatnią godzinę jazdy, zjeżdżam z krajowej drogi i
jadę bliżej morza, spokojniutką wąską drogą i zbaczam w
mandarynkowy sad, gotuję makaron z sosem z Lidla, zaznaczam
długopisem ślad dzisiejszej trasy na mapie i idę spać ;)
Alicante
popołudniowa drzemka