Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kobi.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:3498.35 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:197:40
Średnia prędkość:17.70 km/h
Maksymalna prędkość:71.50 km/h
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:112.85 km i 6h 22m
Więcej statystyk
  • DST 147.76km
  • Czas 07:23
  • VAVG 20.01km/h
  • VMAX 38.30km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 40 - Do widzenia inż. Sierpień

Niedziela, 31 sierpnia 2014 · dodano: 30.09.2014 | Komentarze 0

20:33 – nie lubię niedzieli od dziecka. U mnie w rodzinnym mieście zawsze w ten dzień było wyjątkowo ponuro, nikogo na ulicach, wszystko pozamykane. Niedziela kończy tydzień, nigdy w niedzielę nie dało się wypocząć, przynajmniej psychicznie ze świadomością wizyty w szkole na następny dzień. Uczono nas przez 12 lat przeróżnych przedmiotów, ale nikt nie nauczył, że wiedza to przywilej, a nie żmudny obowiązek. Ja szkołę zawsze traktowałem jako przymus, to też nigdy nie lubiłem tam chodzić. Połowę liceum wagarowałem z ludźmi z klasy, teraz żałuję takiego podejścia. Wiedza to coś wspaniałego, niekoniecznie system edukacji, ale po co o tym piszę ?? Jest niedziela – niezwykła bo nie dość, że kończy tydzień to jeszcze kończy miesiąc. Na dodatek miesiąc wakacyjny czyli sierpień. Jutro już wrzesień, który za cholerę nie kojarzy się z wakacjami, tylko ze szkołą i nadchodzącą jesienią ! Jesień i zima ?? Okej pod warunkiem, że jesień i zima będą trwały nie po 3 miesiące tylko po miesiącu. Dla mnie byłby to cudowny układ: 5 miesięcy lato, 5 miesięcy wiosna, miesiąc jesieni i miesiąc zimy.
No więc tak mi się na melancholie zebrało z końcem lata...
Wracając to wyprawy, to rozbiłem namiot przy jakimś kanale w Parc Naturel Regional de Camargue, we Francji jak w Holandii dużo kanałów.
Dzisiaj przełamałem pierwsze lody w rozmowie we Francji. Jakiś starszy Pan pomógł mi gdy stałem patrząc w mapę, wskazał mi fajną drogę zamiast krajówki. O 13:30 – robię sobie 1,5 godziny przerwy w parku na obiad i lekką drzemkę. Francuzi dużo piknikują w parkach co uważam za bardzo pozytywne. O 17:40 - złapałem gumę z tyłu, jakieś dwa kolce z chwastu wbiły mi się w oponę, długo się zastanawiałem czy jestem aż tak zmęczony, czy jednak coś nie tak jest z dętką.
Zastanawiam się jak długo jechać wybrzeżem Francji, to znaczy kiedy odbić na północ Włoch.
Piosenka na dziś ? Akurat – Pa Pa Pa  
ścieżki wzdłuż wybrzeża ;) 
ustrzeliłem ją ;) 
piknik w parku 

warto zwrócić uwagę na hardcorowy profil trasy ;))

Route 2 812 526 - powered by www.bikemap.net




  • DST 160.13km
  • Czas 08:14
  • VAVG 19.45km/h
  • VMAX 55.40km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 39 - Ostra nagniotka po francusku

Sobota, 30 sierpnia 2014 · dodano: 30.09.2014 | Komentarze 0

20:35 – rozbiłem namiot przy ekspresówce, jak wynika ze znaków, natomiast z mojej mapy wynika, że to zwykła droga krajowa. Nie widząc wyjścia, ani alternatywy wjechałem, mimo zakazu na drogę ekspresową. Tylko jeden klakson chciał ze mną pogadać więc jak na tak duży ruch niezły wynik ;) Dzień dzisiaj zaczął się dobrze, pobudka o 7:10, przed 8 już zacząłem pedałowanie. Na wejście 5,5 kilometra zjazdu do centrum Quillan i potem aż do 80 -tego kilometra tak sobie trochę podjeżdżałem, trochę zjeżdżałem na niewysokie wzgórza. Tak upłynęła mi większa część dnia, powolutku, bez nerwusia. Popołudniu kupiłem na stacji mapę w skali 1:500000, która chyba będzie moim błędem, mam nadzieję, że uda mi się z nią przejechać jakoś południe Francji. Świetny klimat mają wsie francuskie. Piękne drogi w lesie, dużo zamków, wszystko bardzo klimatyczne. Dzisiaj też byłem w dwóch trochę większych miastach, czyli Narbonne i Beziers. Jutro już znowu wjadę na wybrzeże, trzeba dać nura do morza i zmyć kilkudniowe zmęczenie. Dziś udało się nakręcić ładny dystans – 160 kilometrów, gdzieś po drodze przeszło 4 tysiące kilometrów...  
zaraz po przebudzeniu  



cudowne niebo było tego dnia ... 
inny wymiar :) ... 

 
Narbonne i wędkujący goście 

Route 2 812 516 - powered by www.bikemap.net




  • DST 109.12km
  • Czas 06:53
  • VAVG 15.85km/h
  • VMAX 57.70km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 38 - Etap Andora - Francja - Pireneje

Piątek, 29 sierpnia 2014 · dodano: 30.09.2014 | Komentarze 0

8:25 – takie ulewy i taką burze jak poprzedniej nocy pamięta się tylko jak za małego dzieciaka. Namiot jakby był atakowany ostrymi nabojami, a śledzie walczyły z potężnym wiatrem, ja natomiast walczyłem z tym, żeby usnąć, ponieważ hałas uderzających z dużą częstotliwością kropel deszczu był naprawdę duży. 9 stopni na plusie w nocy to niezła odmiana, gdyż przywykłem, że śpię nago więc tej nocy zmarzłem niemiłosiernie. Nawet teraz o 8:30 zgrzytam zębami z zimna, a przecież jestem na wysokości około 1500 m więc nie jest to dach świata. Żeby się trochę zagrzać, robię sobie na wejściu 22 kilometry podjazdu na „Port d'Envalira” 2408 mnpm. Odpoczywam chwilę, herbatniki, piwko i 37 kilometrów zjazdu do miasteczka Ax-les-Thermes już we Francji. Zjechałem na wysokość 752 m i skręciłem w prawo w piękną drogę D 613, która prowadziła przez las na wysokość 1431 m na „Col de Chioula” - to było znowu 10,5 kilometra podjazdu. Na wzgórzu w niesamowitej mgle gotuję sobie spagetti, bardzo zimno, mży kapuśniaczek. Droga prowadząca na „Col de Chioula” pokonałem właściwie bez udziału samochodów, ruch był minimalny, droga cudownie mroczna :) Potem czekało mnie 40 km zjazdu, ale tego typu, że od czasu do czasu pojawiają się lekkie podjazdy. Dziś zjechałem na niższą wysokość, żeby nie było powtórki z wczorajszej nocy. Rozbiłem namiot 4 kilometry przed miasteczkiem Quillan. Naprawdę dzisiaj tyle pięknych widoków, że buzia sama się raduje !!! 







Francja - 4 państwo wyprawy  

mroczna droga w mleku na Col de Chioula 1431 mnpm  

miejsce noclegu... 

Route 2 812 499 - powered by www.bikemap.net




  • DST 108.96km
  • Czas 06:11
  • VAVG 17.62km/h
  • VMAX 71.50km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 37 - Żegnaj piękna Hiszpanio, witaj Andoro:)

Czwartek, 28 sierpnia 2014 · dodano: 30.09.2014 | Komentarze 2

20:23 – mucho calor – upały nie odpuszczają, łepetyna już boli od słońca, na szczęście noce deczko chłodniejsze. Dziś miałem ostatni dzień w Hiszpanii ! Zakończyłem podróż, po tym cudownym kraju ustanawiając swój Vmax = 71,5 km/h. Można się było lepiej pożegnać ???
W nocy spało się bardzo dobrze, więc zwlekam się dopiero o 8. Przed 10, zakupy w Lidlu, śniadanko i nagniatamy. Od rana towarzyszył mi bardzo dobry humor więc cały dzień podśpiewywałem pod nosem różne utwory. Ostatnie 10 kilometrów w Hiszpanii towarzyszyła mi rowerzystka, która też co roku robi sobie krótką wyprawę z sakwami. Ogarnął mnie duży smutek, gdy uświadomiłem sobie, że hiszpańska przygoda się skończyła. W końcu etap hiszpańsko-portugalski trwał 37 dni, z czego miesiąc w Hiszpanii, od północy na południe, piękne miejsca, piękni ludzie, wspaniałe wspomnienia...
O 19 zatrzymuje się w sklepie rowerowym w stolicy Andory i kupuję dwie dętki za niecałe 5 euro – cena w porządku. Jak Portugalia kojarzy mi się z Rumunią tak Andora z Kosovem czyli duże pieniądze, które w szybkim tempie zrobią z pięknie usytuowanego kraju turystyczną wioskę...
Jasne wiem, przejechałem kraj główną drogą przez środek, pewnie na obrzeżach jest dziko :)
Kierowcy tutaj strasznie rozkojarzeni, strach trochę bo ruch duży. Mam 25 km do granicy z Francją i kieruje się na Narbonne, z mapy widzę, że jutro też będzie ostry dzień...
Żegnaj Hiszpanio, miło było Cię poznać...
Ps. Policja dzisiaj parę kilometrów przed Andorą zabrała mi rejestrację (zrobili to z towarzyszącym im zawsze uśmiechem na twarzach)



!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!  
lubię to zdjęcie  




towarzyszka ostatnich hiszpańskich obrotów ;) 
nocleg - prawie 1500 mnpm

Route 2 812 472 - powered by www.bikemap.net




  • DST 114.86km
  • Czas 06:49
  • VAVG 16.85km/h
  • VMAX 54.10km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 36 - Inland day - żniwa

Środa, 27 sierpnia 2014 · dodano: 29.09.2014 | Komentarze 0

20:04 – zacznę od wczorajszej nocy. Kasia wylądowała o 22:55, a dopiero o 23:30 przywitałem ją w hali przylotów. Tak jak obiecała przywiozła kabanosy, jakieś wiśniowe małpki i tym podobne :) Obydwoje byliśmy bez formy więc 0,5 litra lubelskiej + dwie małpki szybko podziałały. Jak to zwykle z Kotem, dużo rozmów o życiu i ciekawych tematach. Po dwóch godzinach zakumplowaliśmy się z parą francusko-portugalską, a na dodatek dosiadł się do nas podróżujący samotnie pan koło 50 lat z Texasu, także mieszanka wybojowa. O 2 w nocy Kasia wpada na pomysł, że ostrzyże mnie bo zarosłem, a tak się składa, że ma nożyczki, specjalny grzebień i w ogóle jest specjalistką. Długo to będę wspominać, darmowy fryzjer na lotnisku w Barcelonie, Estamos locos ?
Po 3 w nocy wszyscy zgodnie zdecydowali, że dobrze byłoby się zdrzemnąć 2-3 godzinki, więc weszliśmy do wewnątrz i każdy na chwilę przyciął komara. O 6 rano gdy Kasia zbierała się ze strażnikiem z Texasu na pociąg do Valencii, Mariny i Pedra już nie było, zostawili tylko napis na kartonie „Was cool to meeting you – Marina, Pedro”
Wyjechałem z lotniska, zrobiłem może 2 kilometry i stwierdziłem, że nie ma szans i muszę się zdrzemnąć chociaż dwie godzinki. Zjechałem z drogi, nadmuchałem materac i rozłożyłem się na mokrej trawie wchodząc w śpiwór. Wszystko spoko tylko mrówki mnie strasznie pogryzły. Wstaję o 8, jest już jasno, patrzę a 50 metrów dalej rusek rozbity z namiotem wcina śniadanie, podjechałem, zamieniłem parę zdań i pojechałem. Naprawdę żal mi gościa...
Długo nie mogłem znaleźć drogi na północ C 245, aż w końcu po kilku pytaniach i wskazówkach od ludzi się udało. Dziś już poczułem, że powoli się wznoszę coraz wyżej, sporo interwałów z przewagą podjeżdżania. Do Andory mam 90 kilometrów, więc jutro powinno udać się wjechać do tego małego kraju. Mały ale wariat ? 


Route 2 812 457 - powered by www.bikemap.net




  • DST 38.72km
  • Czas 02:58
  • VAVG 13.05km/h
  • VMAX 37.50km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 35 - Penetracja Barcelony + wieczorne Aeropuerto

Wtorek, 26 sierpnia 2014 · dodano: 29.09.2014 | Komentarze 0

Pobudka o 6:30 – bez budzika ! Prysznic, golenie i desayuno :) W 4 osobowym pokoju w nocy było bardzo duszno, zaraz po przebudzeniu na balkoniku napisałem relację z dnia 34. Do 11 musiałem się wymeldować, więc nie przedłużając o 10:30 oddałem klucz. Miałem cały dzień i chciałem objechać Barcelonę na tyle, na ile to możliwe. Z hostelu ruszyłem prostu do Parku Guell na wzgórzu, z której jest doskonały widok na miasto. Tam od 12 do 15 odpoczywałem w cieniu, ponieważ upał dawał ostro w kość. Bardzo dużo ludzi podchodziło, dosiadało się i zagadywało lub po prostu śmiało się z roweru z rejestracją. Dziś też przełamałem się w końcu do Niemców. Od Grandoli gdzie poznałem Daniela, do dziś gdzie porozmawiałem z dwoma rodzinami z Niemiec. Bardzo przyjemni ludzie, świetnie mówiący po angielsku, wyraźnie i płynnie. Potem mimo braku jakichkolwiek znaków, które mogły by mówić, że jestem z Polski, małżeństwo z Polski dostrzegło słowniczek hiszpańsko-polski ;) W porządku ludzie, mieszkający na co dzień w Londynie. Spotkałem również 3 sakwiarzy z Rumunii, którzy jechali przez Kraków i nocowali tam dzięki portalowi Warmshowers u Piotra Waksmundzkiego, którego kojarzę z portali rowerowych. Mówili, że tylko w Polsce i Czechach im się udało znaleźć nocleg z warmshowers, więc fajnie, że Polska nie dała ciała ;) Poza Rumunami, również pogadałem chwilę z dwoma Anglikami, którzy z Londynu przylecieli na 10 dni na festiwal w Benicasim, na którym byłem przejazdem.
Później odwiedziłem Palau Reial de Pedralbes, Camp Nou, Plaza Espania, Muzeum sztuki, Font magica de Montjuic, wieża de Calatrava, Estadio Olimpic, Ahella Olimpica, Teatr Grecki. Na pewno jest to piękne miasto, bez dwóch zdań !
Przed 20 dojeżdżam na lotnisko i czekam na Kota ;) Czekając na lotnisku, podjechał do mnie sakwiarz z Rosji w podeszłym wieku, któremu we Francji ukradli paszport i nie jest w stanie wrócić do kraju. Dostałem od niego czadową mapę Pirenejów w skali 1-150000. A jutro już na północ...  
Adrian, Ja, Cornel 
Cornel, Bogdan, Adrian, chłopy łącznie w 80 dni zrobiły prawie 9 tyś. km SZACUN !!! 
żul żółw 
widok z Parku Guella 






W Krakowie nie mogliśmy się spotkać długo, więc w Barcelonie prościej :) czasy studiów, cała noc z kabanosami i wiśniówką z kubka Mango ;)




  • DST 53.52km
  • Czas 03:01
  • VAVG 17.74km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 34 - BarcElena

Poniedziałek, 25 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0

Pobudka o 6:30, leniwe pakowanie, śniadanie na punkcie widokowym, przed 8 zbieram się do jazdy. Piękna droga przez pierwsze 10 km wiła się to w górę to w dół, to w prawo to w lewo. Wjazd do samej Barcelony ułatwia mi CAMARERO (kelner), który jedzie do pracy na 10 na swej kolarce (spóźnił się, żeby mi pomóc). Udaje się wjechać, zaczynam szukać hostelu, pierwszy podany przez Elenę kosztuje 27 euro, więc odpada, drugi podany przez koleżankę Kasię bez miejsc. W końcu z ogromną dozą szczęścia wylądowałem w hostelu przy Sagrada Familia (katedra) o nazwie OLE BARCELONA ! Centrum miasta, cena 13 euro, super, jest git. O 19:30 jestem umówiony z Eleną, więc mam jeszcze 5 godzin, które wykorzystuję na zrobienie obiadu, prania i pogaduszki z różnymi fajnymi ludźmi z północy Hiszpanii, Holandii, Hongkongu itp. Holenderka Chanelle okazała się bardzo pomocna przy szukaniu hostelu ;) O 18:30 zmierzam w kierunku Plaza Universitad, gdzie jestem umówiony z Eleną. Idziemy do poleconego przez nią baru i spędzamy tam 4 godziny, popijając Cruz Campo i zajadając orzeszki. Nawet sam poszedłem do baru i zamówiłem, „Me gustarija un Cubo:))”. Mógłbym z nią siedzieć dniami i nocami, ale niestety rano Elena idzie do pracy. Wracam spacerkiem do hostelu, rozmawiam jeszcze długo z dziewczyną z Hongkongu i idę spać, cudowny dzień :)
Ps. Hehe, rano jak szukałem hostelu dość długo to spytałem jednego gościa przy barze pijącego piwo o hostel Grafitti, nie wiedział gdzie jest hostel, ale okazał się być Polako i zaprosił na piwo. Nerwowy jak to Polak, z pracą w Barcelonie coraz gorzej zamiast lepiej, żona denerwuje...  
Sagrada Familia 

moi kochani Baskowie, Josu i June :) młodzi sakwiarze 
... ME GUSTA ...
 
Zanica :)

Route 2 812 207 - powered by www.bikemap.net





  • DST 125.91km
  • Czas 06:48
  • VAVG 18.52km/h
  • VMAX 48.60km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 33 - Dobre miejsce do spania, nie jest złe

Niedziela, 24 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 1

20:56 – poprzednia noc nieprzespana, wczoraj sobota i nawet głęboko w polach słychać było muzykę z klubu jakby był obok mojego namiotu :)
Wstaję, to samo co zwykle, kręcę powoli, to jakiś przystanek na śniadanko, to w Lidlu po mojego ulubionego loda Gelatti (miażdży system), to jakieś nektarynki, to jakaś drzemka.
W mieście Tarragona, wreszcie na spokojnie naprawiłem sobie przedni hamulec co by hamował. Najgorsze dzisiejszego dnia było znalezienie wyjazdu z miasta Sitges w kierunku Barcelony, dwie drogi, C32 i C31. Ta pierwsza to autostrada więc lipa, a druga to krajówka, tylko jak ją znaleźć ?? 3 razy zatoczyłem wielkie koło wokół Sitges, klnąc pod nosem i putując. Znaki prowadziły tak, że robiły z człowieka idiotę !!! W końcu po trzykrotnym objechaniu miasta, spytałem jakiegoś rowerzysty i podholował mnie kawałek i razem z innym kolesiem wytłumaczyli co i jak. Oznakowanie tragiczne. Gdy już wjechałem na dobrą drogę, piękną drogę, serpentynkę wzdłuż morza, zjechałem na punkt widokowy i tam ta lepsza część dnia :) Dwie dziewczyny, Elena i Ursula poprosiły o zrobienie zdjęcia, i od słowa do słowa 40 minut gadki, mieszkają w Barcelonie, po studiach, Elena architekt, Ursula pracuje w reklamie. Wymieniamy numery, obiecują że znajdą mi na jutro jakiś hostel i jutro wieczorem po ich pracy wypijemy piwko. Może obiecanki cacanki, zobaczymy, miło by było. Tym optymistycznym akcentem skończyłem dzień, mam jakieś 35 kilometrów do Barcelony, i rozbiłem namiot w pięknym miejscu na skałkach przy punkcie widokowym. Do jutra :)  
Od lewej Elena, Włóczykij i Ursula 
a teraz rebus ?? Włóczykij, Elena i Ursula 
I jeszcze na koniec dla kolegów z czasów studiów i studentów budownictwa, odpowiedź na pytanie co to jest zwichrzenie !!!

Route 2 811 775 - powered by www.bikemap.net




  • DST 108.55km
  • Czas 05:27
  • VAVG 19.92km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 32 - Gasoliniera no funciona

Sobota, 23 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0

21:05 – heh, śmieszny dzień dzisiaj miałem, dla Was nic śmiesznego tutaj nie będzie, ale ja mam radochę gdy mogę pogaworzyć z nieznajomymi:)
… W nocy padało, więc sprawnie założyłem tropik, którego już dawno nie zakładałem. Gdy pada, zawsze dobrze się śpi, więc niechętnie zwlokłem się dopiero po 7. Rano zakupy w Mercadonie, potem w Lidlu zrobiłem zapasy na dwa dni bo jutro niedziela i wolałem nie ryzykować. Jadę, nawlekam kilometry, często robię sobie postoje, to na fasolę w zalewie pomidorowej, to na piwko. Na jednym z postojów podszedł do mnie dziadek mieszkający w pobliskiej wsi i zaczęliśmy gadać, że z Polski daleko do Hiszpanii, a to Hiszpania piękna, a północna to naj naj, że jutro Barca z Elche gra. O meczu dowiedziałem się od Mariusza przez wiadomość sms, a gdy dziadek usłyszałem, że takie rzeczy wiem to wpadł w euforię :) Nie wiem czy, aż tak mnie polubił czy może miałem powtórkę z zeszłego roku z Grecji, gdy rusek żołnierz-masażysta chciał masować mi uda. Po 10 minutach dziadek klepnął mnie po udzie, normalnie w sumie, ale potem znowu to zrobił, trochę dłużej i dłużej. Nie wiem może to był jakiś gest sympatii albo po prostu ściągam dziadków lubiących rowerzystów...
1,5 godziny później zatrzymałem się na stacji, nie wiem po co, po prostu zejść na chwilę z roweru, może na mapę popatrzeć, dychnąć w cieniu (często zatrzymywałem się na stacjach podczas tej podróży). Spytałem oczywiście czy Tienes mapas ?, dziewczyna 30 lat, pokazuje mi mapy Michelin. Katalonia, Aragonia i Andora – 7 euro, więc pytam czy mogę tylko zajrzeć, nie kupować bo dineros coraz mniej, a podróż długa. Dziewczyna miła, fajna, pozwala porobić zdjęcia mapy aparatem, ale okazują się złej jakości, więc finalnie kupuję mapę. Przy okazji uciąłem sobie z tą sympatyczną dziewczyną 25 minut pogawędki. Komentowała, że dzieci nie mam to mogę podróżować, sama też nie miała potomków, że inżyniero, ale „No me gusta trabajo”, że zamiast pracować wolę na rowerze pojeździć. Ona fizjoterapeutka, pracuje na etacie na stacji, a po godzinach dorabia w domu w zawodzie. Jej dzisiejsza dniówka polegała głównie na tym, że mówiła klientom, że stacja nieczynna, że tylko sklep funkcjonuje bo wczoraj piorun uderzył w coś i się popsuło wszystko i właściciel pojechał do Barcelony po to coś nowe … Niezły ubaw miała z mojego hiszpańskiego, w sumie ja też bo staram się, ale czasem kompletnie słów brakuję. Lubię czasem zajechać na stację, dziewczyna poprawiła mi humor na cały wieczór, potem 30 minut jechałem z bananem na misce. Zwykła rozmowa, trochę śmiechu i człowiek szczęśliwy. Kręcę dalej, do Barcelony jakieś 150 kilometrów, mijam mocno obładowanego sakwiarza z Serbii Dragana, który jest 25 dzień w podróży. Jedzie z Serbii przez Bośnię, Chorwację, Słowenię, Włochy, Francję, Andorę do Granady. W Barcelonie go okradli, radzi żeby naprawdę uważać. Daję mu łatkę na dętkę od przyczepki, gadamy 20 minut, wymiana kontaktów, nie wiem czemu mówię do niego po hiszpańsku, skoro gadamy po angielsku. Przesiąkłem już Hiszpanią i myślę że hombre ze mnie. Dragan w przyszłym roku planuje podróż z Serbii do Tokio i Korei południowej. Dzisiaj po miesiącu jazdy król Hiszpanii nadaj mojemu pojazdowi rejestrację ;) ...  
na jednym z postojów ;) 
super dziewczyna ! 
Z Draganem... 
w końcu z tablicą rejestracyjną ;) 

Route 2 811 466 - powered by www.bikemap.net




  • DST 93.29km
  • Czas 05:22
  • VAVG 17.38km/h
  • VMAX 34.70km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 31 - Benicasim chill reggae

Piątek, 22 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0

12:27 – jestem na plaży w Benicasim, jest pysznie, woda mokra, słoneczko świeci, ludzi mnóstwo, więc nie da się czuć samotnie. Zamierzam się tutaj wybyczyć do 16, poczytać książki i zrelaksować, przecież nigdzie mi się nie śpieszy, nikt na mnie nie czeka, 22 dzień sierpnia dopiero, miesiąc mogę jeszcze śmiało pojeździć. Zaczynając od zeszłej nocy, to rozbiłem się w jakimś wysokim żelbetowym apartamencie mieszkaniowym przy plaży, wydawało mi się, że będzie tam spokojnie, niestety nie było :) Co chwila ktoś przechodził obok szkieletu, aż w końcu grupka młodzieńców, weszła do pustych pomieszczeń w środku i zaczęła świecić latarką po pomieszczeniach. Gdy natknęli się na mój namiot zaczęli uciekać z krzykiem. Nie wiedziałem, że namiot wymiarów 2x1,5 metra, wywoła aż takie przerażenie u nastolatków. Potem jeszcze jeden skradał się z latarką i chyba skumał widząc rower, że nie jestem z mafii i że bezdomny tylko przez okres wakacji, nie zawsze ;). W końcu udało się zasnąć na parę godzin, o 6 rano się zebrałem do jazdy. Wczesny start, jeszcze ciemno, pobłądziłem, nie pojechałem tak jak planowałem dzień wcześniej ale tranqilo. O 8 robię przerwę na herbatniki na plaży w Nules, a godzinę później wcinam pyszne EMPANADILLAS z Lidla (to taki podłużny pieróg z jakimś dziwnym, dobrym farszem w środku).
Od paru dni zbieram się, żeby poruszyć wątek „kolarzy”. Tutaj w Hiszpanii jest ich mnóstwo, sam przekonałem się dobroduszności kilku z nich, ale niektórzy ?? Nie chcę typować czy większość czy mniejszość z nich, ale spory procent z nich zachowuje się jakby jechali o pokój na świecie. Jadą z tragicznym grymasem na twarzy i bez przerwy spoglądając na licznik, co by sprawdzić czy aby ich niesamowite łydki dobrze podkręcają tempo. Tak są tym zajęci, że nie widzą, albo raczej udają, że nie widzą gdy machnie się im ręką. Niektórzy są po prostu dziwni, oczywiście mnóstwo kolarzy, reaguje uśmiechem, gestem ręki czy zwyczajowym Hola !
O 15:20 - skończyłem sjestę i wsiadłem na rower, podczas drzemki tak spiekło mi prawe udo, że tylko kwiczeć. Ujechałem może 2 kilometry, patrzę jakiś straszny tłok się robi na ścieżce przy plaży, nagle widzę dużo ludzi w dredach, mój nos podpowiada, że w pobliżu jest potężne zagęszczenie Marihuaniny. Sto metrów dalej schodzę z roweru, słyszę dobrze brzmiącą gitarę klasyczną podpiętą do prądu, przystaję z rowerem, słucham 10-15 minut, mnóstwo młodych pięknych ludzi ciągle mnie mija. Postanawiam siąść i kontynuować relaks, przysiadam się do gitarzysty Niemca, dobry gitarzysta, fajną ma gitarę, daje chwilę zagrać. W międzyczasie zdarzyła mi się sytuacja, która jak myślałem wcześniej, występuje tylko w filmach typu American Pie. Mianowicie podeszła do mnie dziewczyna w kapeluszu i spytała w twarz czy chce z nią iść do jej namiotu, w wiadomym celu. Nie jestem w stanie zrozumieć mojego mózgu w tamtej chwili, jest to niemożliwe ;) No więc posiedziałem jeszcze przy gitarce z ludźmi następne dwie godziny, dużo ludzi się przewinęło, Włoch Mateo, Hiszpan z Madrytu, którego imienia nie pamiętam, dwie Włoszki, które razem z Mateo myślały, że jestem z Mediolanu. Fajne popołudnie, festiwal reggae trwał 9 dni !!! W pierwszy dzień festiwalu 15 sierpnia za zupełną darmoszkę grało SKATALATIES. Niestety nie było mnie stać na bilet nawet na jeden dzień (30 euro), niestety wszystkiego naraz się nie da, ale zawsze jest okazja żeby przyjechać tutaj za rok ;)
17:40 – opuszczam moich amigos i jadę na północ w stronę Torreblanca i Peniscola. Po 2 kilometrach łapię kapcia z przodu, 20 minut wymuszonego postoju. Dzięki tej awarii miałem okazję dostrzec, że po lewej stronie drogi, którą jechałem na wzgórzu jedzie dużo rowerzystów. Zmieniam dętkę i i wracam 100 metrów, żeby wjechać na cudownie piękny szlak pieszo-rowerowy, tunele w skałach, z prawej strony widok na morze, coś pięknego. Po 90 kilometrach nogi już osłabły, mało zjadłem dziś, chciałem wjechać do Torreblanco na jakieś zakupy, ale policeman mnie cofa, że jakieś wydarzenie i zakaz wjazdu. Więc z lichą bagietką muszę sobie zorganizować dzisiejszą kolację i jutrzejsze śniadanie. Miesiąc pedałowania za mną. Nie wiem czy jechać do Andory czy z Barcelony od razu śmignąć do Francji ??? BANG !:P  
nigdy nie zrywajcie kaktusa z drzewa, 40 minut wyciągałem setki małych wrednych kolców pensetą 

wiecznie młody, Ja, Hiszpan, Niemiec ;)  
super klimacik, super ludzie ;) 
piękna droga pieszo-rowerowa za Benicasim 

... miód ... 

Route 2 811 156 - powered by www.bikemap.net