Info
Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień16 - 10
- 2014, Sierpień31 - 7
- 2014, Lipiec9 - 4
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Wrzesień14 - 2
- 2013, Sierpień28 - 19
- 2013, Lipiec19 - 12
- 2013, Czerwiec1 - 1
- 2013, Maj5 - 1
- 2012, Listopad10 - 2
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień4 - 5
- 2012, Sierpień4 - 0
- 2012, Lipiec2 - 0
Sierpień, 2014
Dystans całkowity: | 3498.35 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 197:40 |
Średnia prędkość: | 17.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.50 km/h |
Liczba aktywności: | 31 |
Średnio na aktywność: | 112.85 km i 6h 22m |
Więcej statystyk |
- DST 106.56km
- Czas 06:16
- VAVG 17.00km/h
- VMAX 32.80km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 30 - Valencia - Kocie przeszpiegi
Czwartek, 21 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0
10:40
– prawie dwie godziny już leżę na plaży w El Barello, duże
fale, mało ludzi, mocny wiatr, jest pięknie. Poczytałem książkę,
bez pośpiechu, bez nerwusia poleżę sobie jeszcze z godzinkę.
Wszystko dzieje się za szybko przynajmniej 100 razy ! PRIVATE PART …
Wyruszyłem
dziś o 7:30 od rana rześko, minąłem masę kolarzy w kilku i
kilkunastu osobowych grupach. Koło 9 zaczęło lekko padać i
cudownie wiało, czułem się jak w Anglii, krajobraz również
zmienił się chwilę na angielski. Pierwszy dzień od czasu
północnej Hiszpanii więc trzeba to docenić. Parę kilometrów
zostało mi do Valencii, jadę sobie spokojnie, bez ciśnienia. Dziś
leniwy dzień , kwadrans po 16 zrobiłem sobie obiad, wcześniej
półtorej godziny jeździłem po centrum Valencii, bardzo ładne
miasto. Mam jakieś 350 km do Barcelony, jest 21 sierpnia, kumpela ze
studiów Kaśka będzie 26 sierpnia o 22 lądować w Barcelonie na
lotnisku. Nawet jakbym jechał powoli to 24 sierpnia pod wieczór
będę w Barcelonie , nocleg w hostelu to będzie 25 sierpnia, na dwa
noclegi mnie nie stać, a z drugiej strony chciałbym się zobaczyć
z Kasią bo bardzo ją lubię :)
Obiad
zjadłem w towarzystwie obrzydliwych much, które nie chciały się
odczepić cały czas gotowania i konsumowania.
21:12
– coraz wcześniej robi się ciemno, zjechałem na plażę, 15
minut zabawy z falami, kolacja i szybka rezygnacja z noclegu na
plaży, za dużo ludzi, poza tym jeszcze jakaś ścieżka spacerowa
przy plaży. Dzisiaj miałem dużo postojów, koło 17:30 usiadłem
na ławce w Sagunto i rozmawiałem z 56 letnim Bułgarem, który
przeniósł się tutaj z całą familią bo w Bułgarii NO TRABAJO i
TODO MAFIA MIERDA. A zatrzymałem się tam, bo zaciekawił mnie napis
na budynku, który widziałem wiele razy przy drogach, na mostach czy
budynkach, był to chyba jakiś squat ;)
się zaniosło .....
kilka zdjęć z Valencii
Sagunto, Bułgar, squot
- DST 148.11km
- Czas 07:31
- VAVG 19.70km/h
- VMAX 50.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 29 - Mandarynkowy sad
Środa, 20 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0
20:27
– wstałem o 6:10, całą noc po plaży jeździła maszynka
wyrównująca piasek, whatever. Jak to na plaży pełno piachu
wszędzie, zostawiam rower przy palmie, rozbieram się do naga i daję
nura do cieplutkiego morza, chwila zabawy z falami i teraz jak każdy
plażowicz powinienem się opłukać ze słonego morza i piachu.
Biorę szybki prysznic, jem śniadanko i korzystam z ogólnodostępnego
wifi. W Alicante jestem o 8:30, po łebkach przejeżdżam po centrum,
kupuję kilka rzeczy w Lidlu i jadę dalej na północ. Od dwóch dni
zastanawiam się, którą drogą jechać do Valencii, opcje były
dwie, albo drogą w linii prostej z Alicante do Valencii przez góry,
albo drogę o 40 km dłuższą omijającą góry z prawej strony.
Obie drogi oznaczone na mapie jako atrakcyjne dla oka kolorem
zielonym. Uciekłem od gór i wybrałem dłuższą drogę, może nie
miałem ochoty na przewyższenie 1000 metrów z rana, może po prostu
poszedłem na łatwiznę, może miałem jeszcze w nogach dzień 23 i
24 ? O 15:20 mam przejechane 100 km (dzisiaj też stuknęło 3
tysiące km), zatrzymuje się w Mercadonie, żeby kupić jakieś
kolorowe picie. Oprócz tego kupiłem jeszcze litr mleka
czekoladowego wypijając duszkiem pod sklepem. Może to te chipsy
solone, może mleko, może upał, a pewnie wszystko razem
spowodowało, że poczułem się strasznie źle i zacząłem marzyć
jedynie o cieniu i drzemce. Trochę szukanie, kombinowania i
znalazłem super miejsce, żeby rozłożyć materac i przespać się
w cieniu, mianowicie pod przęsłem wiaduktu. Dwie godziny później
budzę się cały spocony, patrze na zegarek 17:40, przeciągam się
leniwie i doleguje jeszcze trochę i dzwonię do kumpeli ze studiów,
która za 6 dni miała być w Barcelonie, skąd następnego dnia
jedzie pociągiem do Valencii na Erazmusa. Mieliśmy się spotkać na
lotnisku w Barcelonie tego dnia. Wczoraj skończył mi się magnez
B6, koło 19 wchodzę do apteki mówię „ necesito” i pokazuję
opakowanie, niestety tylko osobno magnez osobno witamina B6, spróbuję
jutro. Na ostatnią godzinę jazdy, zjeżdżam z krajowej drogi i
jadę bliżej morza, spokojniutką wąską drogą i zbaczam w
mandarynkowy sad, gotuję makaron z sosem z Lidla, zaznaczam
długopisem ślad dzisiejszej trasy na mapie i idę spać ;)
Alicante
popołudniowa drzemka
- DST 136.88km
- Czas 07:15
- VAVG 18.88km/h
- VMAX 57.40km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 28 - Mrówki, larwy, Cartagena, plażowanie
Wtorek, 19 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0
5:44
– nie mogę spać, głód doskwiera, robię sobie makaron z sosem,
w nocy duszno, nie ma szans zmrużyć oka...
21:03
– jestem na plaży El Altet i zamierzam tu nocować. Plaża ładna,
kojarzy mi się z polskimi plażami np. w Mielnie poza sezonem.
Mielno ma piękne plaże, z fajnymi dojściami przez las. Woda w
morzu tak ciepła, że jeszcze chwilę temu rzucałem się na fale.
Dzisiaj bardzo łatwy i przyjemny profil droga, poza początkiem dnia
gdzie miałem 6 km podjazdu po ciemku, gdyż zacząłem jazdę chwilę
po 6. Z kamizelką odblaskową, tylnią lampką i czołówką
ponieważ duży ruch był na drodze, mimo wczesnej pory. Na noc
zostawiłem reklamówkę ze śmieciami poza namiotem i rano otaczały
mnie setki mrówek i dziwnych larw. Zwinąłem się szybko i jazda.
Koło 8 rano byłem w Cartagenie – przyjemne miasto, jem tam
śniadanie i kręcę dalej wzdłuż morza, Los Alcazares, Torrevieja.
Jestem mniej więcej 10 km od Alicante, w mieście tym główną
siedzibę ma firma Eurogoma, w której filii pracowałem rok w
Krakowie. Może załatwię tu sobie pracę na jakiś czas ? W końcu
poznałem szefa Hiszpana, byłaby to lepsza opcja niż kolejny wyjazd
do Anglii. Czas
pokaże ...
piękny wschód ...
Cartagena
Prawie 20 km jechałem bardzo ładną ścieżką rowerową wzdłuż głównej drogi ;)
czaple
nocleg na plaży ...
- DST 126.69km
- Czas 07:23
- VAVG 17.16km/h
- VMAX 50.90km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 27 - Made in China
Poniedziałek, 18 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0
21:00
– kolejny dzień za mną. Ruszam parę minut po 8, a po 16 mam 90
km na liczniku. Ciągle pytam ludzi gdzie mogę kupić kartusze z
gazem, albo nikt nie wie, albo kierują do Ferretteria, czyli sklepu
z artykułami jak kuchenki i rzeczy związanych z gotowaniem w
plenerze. Po południu dostrzegam chiński market na poboczu drogi,
myślę sobie sprawdzę, przecież oni wszystko mają. I faktycznie
2,3 euro za kartusz 190 gram, biorę dwa wkłady, a to oznacza, że
wieczorem będę miał makaron bolognese zakrapiany winem ;) Między
15-16 mapa Andaluzji się kończy, szukam po stacjach benzynowych,
jedyne co mogę dostać to mapa Spain-Portugal skala 1:1000000, którą
można rozpalić ognisko. W końcu na kolejnej stacji udaje mi się
kupić kolejną dobrą mapę Michelin, wschodniej Hiszpanii, kolejne
8 euro, ale przynajmniej czuje się komfortowo widząc drogę na
mapie i możliwość jej wyboru. Od 16 czuje straszny głód, wmawiam
sobie, że wytrzymam 30 km do wieczora i na plaży zrobię sobie
kolacje. No to 3 km podjazdu, takiego że decyduje się prowadzić
rower przez 2 km, ostatni kilometr podjeżdżam. Kiszki grają
marsza, koło 17:30 robię jeszcze drobne zakupy w Mercadonie na
wieczór. Dojeżdżam o 18 do Puerta del Mazarron, siadam na ławce
przed plażą i zaczynam gotowanie, popijając winem Don Simon. 2
godziny siedzę w jednym miejscu wpatrując się w ludzi na plaży,
był to na pewno najgorszy dzień pod względem samotności. PRIVATE
PART :))
Kolacja pyszna, na deser
muffinki, jadę jeszcze parę kilometrów i rozbijam się niedaleko
drogi, przy morzu.
„Patrzę na mapę, wybieram drogę, która wydaje się być piękniejsza – nie krótsza. Gdy pakuję sakwy chce jak najwięcej zobaczyć, poszukać trochę siebie, a nie jak najszybciej wrócić skąd wyjechałem”
ładna droga ...wieczorne gotowanie z Don Simon
sunset
miejsce noclegu
- DST 118.63km
- Czas 07:52
- VAVG 15.08km/h
- VMAX 53.80km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 26 - Tańczący z wiatrami
Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0
14:53
– nie mam siły dłużej walczyć z wiatrem, który chce mnie
zawrócić do Malagi. Rzuca mną jak szmatą na zjazdach, a na
podjazdach nie jadę więcej niż 6 km/h. Wiatr wzmógł się już
wczoraj przed północą, namiot ledwo wytrzymał w posadach. Dzisiaj
start 7:50, rano przyjemnie koło 20 stopni C, teraz ponad 40.
Zatrzymałem się celem zrobienia obiadu, lecz przy próbie odpalenia
kuchenki, kartusz z gazem okazał się pusty, więc póki co nici z
obiadu, muszę zdobyć nowe wkłady. Czuje się dziś kiepsko...
Humor poprawia miasteczko Sorbas, które wyglądało cudownie w
niedzielny wieczór. Dzisiaj też dzień z kategorii tych, że masz
wrażenie jechania ciągle pod górkę.
19:54
– namiot rozbity przy drodze, WIND MADE MY DAY
rozstałem się dzisiaj ze znalezionym jakiś czas temu sombrero, może następny podróżnik znajdzie kontynuując jego historie
chłopaki trochę poprawiły humor tego dnia ...
Jesteś szaleni ?
- DST 68.09km
- Czas 03:56
- VAVG 17.31km/h
- VMAX 56.30km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 25 - Chillout in Pitres
Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0
Jest
po 14 – jestem po śniadaniu i obiedzie „menu del dia” i
genialnym deserze Natillas Caseras ;), którego wziąłem dwie
porcje. Pokochałem ten deser, coś w stylu pudingu z cynamonem i
rozpuszczonymi herbatnikami.
Spałem
aż do 10, nawet nie nastawiałem budzika, wyregulowałem przerzutki
i podciągnąłem trochę hamulec z przodu i poczytałem książkę.
21:35 – rozłożyłem namiot za opuszczonym budynkiem przyj
rozjeździe dróg. Wystartowałem dziś o 16, godzinę zajęło mi
porządkowanie i rozmieszczenie rzeczy w sakwach. Mając wszystko na
ziemi, podzieliłem rzeczy na te, które używam bardzo często,
prawie codziennie i te, które używam raczej awaryjnie. Jakoś udało
się spakować tak, żeby sakwy ważyły podobnie. Potem wytrzepałem
namiot z piachu, okruchów, trawy, owadów. Udało mi się dzisiaj
przejechać prawie 70 km, w niecałe 4 godziny, droga wciąż bardzo
urokliwa. Koło 19 napadł mnie straszny głód, stan posiadania to
pół paczki herbatników, jest sobota wieczór, wiedziałem że nie
mogę tego tak zostawić i muszę spróbować gdzieś kupić chleb.
Zdecydowałem, że zjadę do miasteczka Alcolea. Pierwsze Cafe Bar,
pytam „Donde puedo comprar pan ?”(Gdzie mogę kupić chleb),
jeden facef pijący piwo, będący zarazem jedynym klientem tego
wieczoru kręci głową i coś bełkocze żeby spróbować wyżej w
mieście. Jadę dalej, pytam miejscowego pijaczka o to samo, mógłby
mówić do mnie po chińsku wyszło by na to samo. Jego pijany
hiszpański równał się dla mnie chiński. Kawałek dalej wchodzę
do Bar Club Whisky i tutaj chce się na chwilę zatrzymać... W
miasteczku widziałem może 10-15 osób przejeżdżając przez nie.
Ale to miejsce Bar Club Whisky, w środku wyglądało jak dobry bar w
Krakowie, jedynym problemem było, że nikogo nie było w środku, aż
żal się robi patrząc na młodego barmana przecierającego
szklanki. W życiu nie spodziewałbym się takiego baru w takim małym
miasteczku. Barman mówi mi, że wszystko już pozamykane jest, że
sobota wieczór, ale mówi że obok jest piekarnia, idzie ze mną
kawałek i mówi, że zamknięte. Krzywię twarz z niezadowolenia,
chyba było widać, że głodny jestem, może teraz jemu zrobiło się
mnie żal i zapukał do środka wołając ANA. Młoda dziewczyna
otworzyła i sprzedała mi dwie weki, jedna ogromna, druga o połowę
mniejsza. Chłopak z baru uratował mi nic i jutrzejszy poranek, bo w
nocy pewnie nie usnąłbym z głodu i rano głodował. Gdyby nie
późna pora 20:30 chętnie bym zamówił piwo w jego barze ale
zaczynało się ściemniać, ja musiałem znaleźć miejsce na nocleg
i zdecydować, którą drogą jutro jechać. Dzisiaj lajtowy dzień,
regenerujący organizm ;) Do jutra !!!
gorąco polecam, wystarczy wpisać na youtube i znajdziecie przepis ;))
w Hiszpanii Cafe Bar są wszędzie...
- DST 81.84km
- Czas 08:51
- VAVG 9.25km/h
- VMAX 52.40km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 24 - Pico del Veleta 3396 m
Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 2
22:55
– właśnie przejrzałem zdjęcia z dzisiejszego dnia, jest ich
ponad 100. Czas spędzony dziś na rowerze to prawie 9 godzin,
strasznie dużo emocji i wewnętrznej walki. Udaje mi się zacząć
jazdę o 7 rano, szaro buro więc pierwszy raz włączam lampkę z
tyłu. Miałem plan podjechać pod camping, który znajdował się
niecałe 4 km dalej i spytać czy mogę wziąć tylko prysznic przed
podjazdem. Była 7:25 a recepcja startowała od 8:30 więc
postanowiłem wejść i się obsłużyć. Prysznic pychota, można
zaczynać podjazd jak nowo narodzony. Początek jako taki, 5 km w
miarę nachylenie łagodne, wjeżdżam do małego miasteczka, panowie
kierują mnie na właściwą drogę i zaczęło się. Podjazd o
nachyleniu 17-22 %, przez 6-7 kilometrów. Od 1500 mnpm nachylenie
jest łagodniejsze i można jechać bez postojów co 50 metrów.
Wspinam się wspinam powoli, końca nie widać, ani żadnych punktów
gdzie można by wodę uzupełnić. Tak przy okazji dzisiaj jest
państwowe święto w Hiszpanii ;)
Koło
15 udaje mi się zdobyć szczyt, 12 km przed nim kończy się droga
dla samochodów, wstęp tylko dla pieszych i rowerzystów. Bardzo
dużo rowerzystów dzisiaj podjeżdżało ze mną tylko, że na
szosówkach bez walizek :) Nie mogę powiedzieć, żeby droga z
Granady na Pico del Velete jakoś mnie urzekła widokami, uważam że
Transfogaraska 7c w Rumunii w stronę szczytu ładniejsza. Ale to co
widziałem pchając rower i czasami zjeżdżając z Velety do Pitres
zmiażdżyło mózg. Tutaj karpaty muszą ustąpić miejsca Sierra
Nevada. Coś pięknego dla oka, cudo, miód malina.
Było
tak … podjeżdżając myślałem już tylko o tym, że jak wjadę
to potem mam 40 km zjazdu, i to była moja motywacja gdy na
przełożeniu 1x1 robiłem serpentyny. Z 40 km teoretycznego zjazdu
ponad 10 prowadziłem rower, 15 km zjeżdżałem po kamieniach i
głazach z prędkością poniżej 15 km/h i resztę zjechałem z
prędkością koło 20 km/h. Mnóstwo hiszpańskich „puta” padło
dzisiaj na trasie. Przynajmniej 100 razy myślałem, że zaraz pęknie
kolejna obręcz, pękną szprychy, zerwę bagażnik, złapie gumę.
Sakwy wypadły z tylko raz, gdy zahaczyłem o duży głaz. Wertepy
masakryczne, jak droga do żwirowni nad rzeką ;))
Na
pewnym odcinku nie było żywego ducha w promieniu kilkunastu
kilometrów, a ja nie wiedziałem czy dobrze jadę, czy powinienem
był skręcić gdzieś, brak jakichkolwiek znaków. Byłem strasznie
głodny i zmęczony i trochę wystraszony gdzie jestem. Chciałem już
dojechać do miasteczka, zobaczyć samochód, domek, krowę,
cokolwiek. Gdy już byłem zrezygnowany, słyszę za mną odgłos
silnika samochodu, zatrzymuje go i pytam gdzie jesteśmy, z uśmiechem
powiedział że w Hiszpanii, w górach Sierra Nevada, naprawdę
bardzo dobry żart ale nie wtedy :). Z twarzą zagubionego dziecka
pytam czy to dobra droga do Capileiry, odpowiedź brzmiała tak,
odzyskałem nadzieję, że uda mi się jeszcze dojechać gdzieś
gdzie jest camping. Marzyłem o tym, żeby wziąć prysznic, byłem
cały z pyłu i odpocząć !!! Patrze na mapę, PITRES i znaczek
namiotu, późno było ale zaryzykowałem. 21:10 na szczęście dwie
starsze Hiszpanki siedziały jeszcze przed recepcją, 11 euro,
rozkładam się, 2 piwka, 5 hotdogów i 35 minut pranie ciuchów.
Jutro zamierzam odpocząć i dopiero po południu wyjechać w stronę
Valencii.
„Musze
odpocząć” - ( scena na plaży z Dnia Świra – Koterskiego)
państwowe święto w Hiszpanii, dlatego bardzo wielu rowerzystów dzisiaj podjeżdżało :)
Pico del Veleta 3396 mnpm
Pico Bene :p
słit focia
piękny zjazd ...
piękne widoki podczas spaceru farmera i "zjazdu"
przejezdny odcinek
- DST 120.36km
- Czas 08:22
- VAVG 14.39km/h
- VMAX 60.80km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 23 - Podjeżdżanie, szczytowanie...
Czwartek, 14 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0
Hejka, nie wiem co napisać, to był najbardziej hardkorowy dzieńw mojej sakwiarskiej karierze. Nie wiem ile z tych 120 km dzisiaj było podjazdem, ale z pewnością większość. Nie wiem też jak po ponad 30 km podjeździe w upale udało mi się wykrzesać siły, wjechać do Granady i zacząć podjeżdżać Veletę. Zastanawiałem się czy próbować podjechać jeszcze 3,5 km do campingu, ale nie byłoby szans. Głowa sama leci mi do spania, kolana wyją o altacet, a ja jestem w dziwnym transie. Podjazd na Transfogaraszę w rumuńskich karpatach w porównaniu z tym dzisiaj był o wiele przyjemniejszy. Dzisiaj dużo godzin jazdy, wczesny start i w głowie już tylko jutrzejszy podjazd na Pico del Velete 3396 mnpm. Przed snem jeszcze wyczyściłem łańcuch i nasmarowałem, żeby jutro ładnie pracował. Sama Granada to turystyczna mekka, jakbym miał dużo dineros do wydania to super, a tak to mogę się oblizać po popękanych wargach. Nawet podjechałem pod Alhambre i spytałem Cuanto cuesta para entrada ? Ale usłyszałem, że bilety można kupić dopiero na jutro bo full :))
HARDCORE SWEET DAY :))
- DST 140.37km
- Czas 07:09
- VAVG 19.63km/h
- VMAX 58.60km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 22 - Malaga tiki taki i kasztanki
Środa, 13 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0
19:40
– zrobiłem przerwę na 20 minut, bo ławeczkę ładną wyczaiłem
przy morzu to sobie parę ciastek zjem. Dzisiejszy dzień jest chyba
rekompensatą za wczoraj...
Udaje
się wstać o 6:45 – start 7:30. Pierwsze 6 km to zjazd do
miasteczka El Burgo, potem 7,5 km podjazdu, który poszedł bez
większego wysiłku, następnie 16 km zjazdu przerywanego kilkoma
podjazdami nie dłuższymi niż 100 metrów. Jedzie się dobrze,
naprawdę dobrze, wczesny ranny start jest dużo lepszy niż
zwlekanie w śpiworze do 8. O 13:30 mam 80 km na liczniku i jestem w
Maladze. Po chwili zatrzymuje mnie koleś przy stoisku gdzie stał
rower z sakwami, na stoisku, ulotki, koszulki, breloczki. Była to
inicjatywa wspierająca walkę z leukemią. Javier miał przejechać
z Sevilli do Gijon, i zebrać trochę pieniędzy żeby pomóc
chorującym ;) Kupiłem bardzo ładny breloczek, który zawiesiłem
na kierownicy. Pomaga mi znaleźć informację turystyczną i
generalnie jest bardzo miły :) http://humabike.wordpress.com/ Oto stronka inicjatywy !
Jeżdżę
godzinę po centrum i potem jadę na plażę popływać, zjeść
kilogram nektarynek i poczytać książkę. Miasto bardzo przyjemne,
fajny klimat, ładne uliczki. Na jednej z takich uliczek kupuję
nowożeńcom (siostra i śwagier) magnez na lodówkę :) co za
szczodrość, co za hojność :P i wyjeżdżam poza miasto.
21:05
– obóz rozbity, ładny dystans, rowerowo dobry dzień, nierowerowo
też dobry, w Lidlu kupiłem podkoszulek hiszpanii z MŚ 2014, po
niewypale sprzedają po 1 euro, a podkoszulek elegancki :)
z Javierem
Malaga centrum
spoko koleś, spoko pieseł :)
wieczorny odpoczynek na herbatniki ...
- DST 90.22km
- Czas 06:08
- VAVG 14.71km/h
- VMAX 60.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 21 - Szukając cienia VIII
Wtorek, 12 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0
21:29
– zmiażdżony, zgnojony, dziś znowu piekło, momentami świeczki
w oczach, ewidentnie nie mogłem dzisiaj złapać rytmu. Co 10 minut
myślałem, żeby zakończyć na dziś jazdę, znaleźć cień i
najlepiej usnąć. Późny start po 9 rano, co chwila postoje, cały
dzień głodny jak fiks. Czasem mam wrażenie, że mój bagaż tego
roku waży za dużo, ponadto z plecakiem jedzie się fatalnie.
Wczoraj
na poboczu znalazłem nowiutkie sombrero, dużo ciekawych rzeczy
można znaleźć na poboczu. Profil dzisiejszej trasy trudny, koło
13 godziny robię postój na stacji na litrowe Cruz Campo, spotykam
kolesia z Manchesteru na przełajówce Specialized. Chwilę gadki i
jadę do miasta RONDA, Anglik bardzo polecał to miasto, a i tak
musiałem zrobić zakupy. Miasto może i fajne, ale skąd tam tylu
turystów ? Azjaci, Anglicy w przeważającej liczbie ? Coś ważnego
się stało w tym mieście o czym nie wiem ?? Pod koniec dnia miałem
małą wspinaczkę na Puerto del Viento 1190 mnpm. Widoczki bardzo
ładne i 3 km zjazdu w towarzystwie kozic górskich. Finalnie
rozbiłem namiot w pięknym miejscu w Parque Natural ;)
rower Anglika i piesek obrońca stacji
niewysoko, ale bardzo ładnie ;)
ptaszyskaaaa
dużo kozic ...
ta jedyna się nie wydygała :)
piątka :P