Info
Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień16 - 10
- 2014, Sierpień31 - 7
- 2014, Lipiec9 - 4
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Wrzesień14 - 2
- 2013, Sierpień28 - 19
- 2013, Lipiec19 - 12
- 2013, Czerwiec1 - 1
- 2013, Maj5 - 1
- 2012, Listopad10 - 2
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień4 - 5
- 2012, Sierpień4 - 0
- 2012, Lipiec2 - 0
- DST 29.56km
- Czas 01:40
- VAVG 17.74km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 1 - Gdańsk - couchsurfing jest git
Piątek, 20 września 2013 · dodano: 30.09.2013 | Komentarze 0
18 50 pociąg z Krakowa do Gdańska z przesiadką w Warszawie, w pierwszym etapie do Warszawy poznaję młodego chirurga, który jedzie zrobić parę operacji do stolicy i wiezie ze sobą fajną szosę. Zamieniamy parę zdań o podróżach rowerowych, opowiada o Nowej Zelandii i Australii aż ślinka ciekła :) W Warszawie przesiadam się do nieco gorszego standardu i siedzę resztę drogi na korytarzu pilnując roweru ciągle go wyciągając gdy ktoś chciał wysiadać (masakra!!!). O 5 rano jestem w Gdańsku Oliwa gdzie dwóch panów podejrzewam relacji ojciec-syn pokazują jak dojechać najszybciej na plażę, gdzie chciałem zobaczyć wschód słońca. Koło godziny 7 rano jadę do koleżanki ze studiów Lilki, która ze znajomymi akurat przebywa w Gdańsku i mieliśmy się spotkać. W akademikach uniwersytetu Gdańskiego biorę prysznic i kładę się na 2,5 godziny żeby cokolwiek odespać z pociągu. O 12 wyruszamy do centrum Gdańska i kupujemy bilety na rejs statkiem na Westerplatte. 35 minut w jedną stronę, godzina na zwiedzanie i powrót do centrum. Bardzo fajna wycieczka, ciekawe przystanki historyczne, na których można było odświeżyć wiedzę historyczną. O 17 żegnam się i jadę do Julii, która ma być moim gospodarzem. Założyłem konto na portalu couchsurfing, chciałem to zrobić od dawna i w końcu się przekonałem. Zostawiam rzeczy w pokoju ogarniam się trochę i jedziemy do Sopotu na rowerach R10, gdzie zamierzamy napić się gruszkówki w hiszpańskiej knajpie. Bardzo fajne miejsce w bardzo fajnym towarzystwie, spędzamy tam około 1,5 godziny i wracamy do domu. Okazuje się, że tego dnia siatkarze grają mecz z Turkami i jest mnóstwo policji dlatego dobrze by było jakoś przemknąć bokiem co średnio się udało, była nawet mała kraksa przy radiowozach policji ;) Dojeżdżamy do domu i bierzemy mega wypasione i wytresowane dwa berneńskie psy pasterskie Jande i Elvisa oraz owczarka niemieckiego, którego imienia niestety nie pamiętam na spacer. Rozmawiamy jeszcze jakiś czas i Julia załatwia mi nocleg następnego dnia u jej koleżanki w Chałupach. Po super dniu trzeba odespać trochę pociągową wartę ;)
- DST 114.43km
- Czas 06:17
- VAVG 18.21km/h
- VMAX 61.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzierżaniny - Kraków
Czwartek, 19 września 2013 · dodano: 26.09.2013 | Komentarze 0
Jadę do Krakowa skąd o 18 50 mam pociąg do Gdańska. Chcę przejechać wybrzeże ze wschodu na zachód. Rano strasznie zimno więc jadę w kominiarce i długich galotach. Do Gdańska miałem jechać z Dawidem lecz niestety plany się pozmieniały i jadę sam a szkoda bo chciałem pojeździć w dobrym towarzystwie. Jutro jestem umówiony z Lilką i Hondą na rejs statkiem a wieczorem mam nocleg z couchsurfingu w Gdańsku. Pozdroooo
- DST 91.24km
- Czas 04:15
- VAVG 21.47km/h
- VMAX 59.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Lepszy rydz niż nic !!! Dokoła Jeziora Rożnowskiego
Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 15.09.2013 | Komentarze 0
Obecnie od poniedziałku przebywam w okolicach Rożnowa, pomagam ojcu zrobić ogrodzenie:) Przywiozłem tutaj rower, który skrupulatnie czyściłem i rozkręcałem każdą część. Dzisiaj niedziela, na wsi to dzień bez pracy więc planowałem od czwartku bicie rekordu z zeszłego roku czyli 209 km. Cały tydzień zgodnie z prognozami pogody miało lać oprócz niedzieli gdzie pokazywali słońce. Było zupełnie na odwrót czyli cały tydzień było ładnie i dzisiaj jak wstałem o 5 rano za oknem zobaczyłem ulewę. Plan poszedł w niepamięć, więc zacząłem myśleć o planie awaryjnym gdyby się przejaśniło. O 12 30 ruszam z Dzierżanin, chciałem zobaczyć dwór Ignacego Paderewskiego w Kąsnie Dolnej lecz trochę się pogubiłem i dojechałem do Jastrzębia i dalej do Bieśnika. Potem pojechałem do Czchowa na prom i zacząłem pętelkę dookoła Jeziora Rożnowskiego. Czchów-Będzieszyna-Wytrzyszczka-Troposzyn(zamek)-Łososina Dolna-Tęgoborze-Kurów-Sienna-Lipie-Gródek nad Dunajcem-Bartkowa Posadowa-Paleśnica-Dzierżaniny. Udało się odbyć wycieczkę bez deszczu przy fajnej pogodzie. Mój napęd jest już tak wymięty, że masakra, na kolejny sezon muszę cały wymienić. Fajna niedziela, szkoda że nie udał się pierwotny plan ale i tak było fajnie ;)
oczekiwanie na prom
potrafi ktoś zatrzymać prom nogą ???
zamek w Troposzynie
- DST 42.52km
- Czas 02:22
- VAVG 17.97km/h
- VMAX 48.00km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Jezioro Chechło
Czwartek, 5 września 2013 · dodano: 05.09.2013 | Komentarze 0
Jak w tytule, fajna przejażdżka ;)
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady 2013
Wtorek, 3 września 2013 · dodano: 17.10.2013 | Komentarze 0
Świetny spontaniczny wyjazd w mojej opinii najpiękniejsze Polskie góry jakimi są Bieszczady. Mimo, że są to niskie góry, przyciągają swoim urokiem i spokojem, który w nich panuję. Z dala od masowej turystyki spędziłem większość czasu poruszając się po lasach, po wymagających szlakach rowerowych. Spotkałem bardzo sympatyczne osoby podczas tych kilku dni i przeżyłem świetne przygody. Oby tak dalej !!!
Dzień 1 - Trzy cerkwie
Dzień 2 - Otryt i Dolina Sanu
Dzień 3 - Kołonice u Bartka
Dzień 4 - Hotel&Spa; u Hindusa
Dzień 5 - Mgła nad Soliną
Trochę zdjęć na zachętę, zapraszam do relacji!!!
- DST 60.80km
- Czas 03:05
- VAVG 19.72km/h
- VMAX 42.00km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Kraków - Jaworzno pod wicher
Wtorek, 3 września 2013 · dodano: 03.09.2013 | Komentarze 0
Na prawdę ciężko stwierdzić żeby dzisiejszy odcinek sprawiał mi przyjemność. Cały przejazd do Jaworzna z chamskim czołowym wiatrem, czasem też bocznym w stronę środka jezdni. Duży ruch uliczny drogą 79 również przyczynił się do tego, że jechało się nieprzyjemnie.
- DST 27.97km
- Czas 01:42
- VAVG 16.45km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 5 - Mgła nad Soliną
Poniedziałek, 2 września 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 0
Wczoraj wieczorem zadzwoniłem od Patryka i zarezerwowałem miejsce w autokarze z Leska do Krakowa na 10 rano. W takim miejscu pospałbym jak najdłużej lecz niestety wstaję o 5 50 i zaczynam się zbierać, biorę jeszcze gorący prysznic, jem śniadanie i zaczynam pakowanie. Oddaję klucz Łukaszowi pracującemu w obsłudze i o 7 wyjeżdżam w kierunku Leska. Po drodze obowiązkiem było znaleźć myjnię gdzie wyczyszczą mi rower ponieważ nie byłoby opcji żeby kierowca wpuścił mnie z rowerem całym polepionym gliną. Rano strasznie zimno i niesamowita mgła unosząca się nad jeziorem, daje piękny krajobraz na horyzoncie. Z początku ostro musiałem podjechać a następnie długo zjeżdżałem. O 8 30 już w Lesku za 5 zł jeden gość myje mi rower wodą pod ciśnieniem. Nie pamiętam kiedy mój rower był taki czysty, teraz z dumą mogę włożyć go do miejsc na bagaże. Tutaj kończy się świetny wypad w piękne Bieszczady, w których byłem dwa lata temu jesienią z Olą. Teraz dla odmiany wybrałem rower jako środek komunikacji po tutejszych wsiach. Bieszczady to na prawdę trudny teren do jazdy rowerem. Odcinki proste zdarzają się tutaj rzadko i mają maksymalnie po kilkaset metrów, drogi wiją się w łuki pionowe, co oznacza męczące podjazdy i genialne zjazdy.
- DST 35.58km
- Czas 02:12
- VAVG 16.17km/h
- VMAX 41.00km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 4 - Hotel&Spa u Hindusa
Niedziela, 1 września 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 0
Nie wiem jak opisać ten dzień bo jego początek był fajny, koniec cudowny a pomiędzy początkiem a końcem przeżywałem istny dramat przemoczony do suchej nitki, przewiany z dreszczami i bez telefonu, który zamókł w ulewie. Po kolei byłoby to tak... Wstajemy chwilę po godzinie 7 i Bartek woła mnie na śniadanie, po który mieliśmy trochę się powspinać na Jawor. Za oknem niepewnie lecz w końcu decydujemy, że idziemy i była to dobra decyzja. Dostałem specjalne buty, założyłem pelerynę i byłem gotowy do drogi. Tata Bartka jest leśniczym więc cała rodzina zna okoliczne lasy bardzo dobrze, dlatego droga na górę była krótsza niż godzina. Pierwszy raz miałem okazję popatrzeć przez lornetkę, której cena przyprawiła mnie o ból głowy. Bardzo ładny widok był na Łopiennik (1069 m.n.p.m), resztę gór niestety zasłaniały jeszcze posiadające sporo liści drzewa. Na górze chłodno i zawiewa więc po 15 minutach odpoczynku schodzimy na dół. Po krótkiej namowie ze strony mamy Bartka zostaję na obiad ;), po którym chciałem wyruszyć w nad Solinę by spotkać się z Rafałem i Patrykiem gdzie załatwili mi nocleg pod namiotem za darmo na terenie hotel&spa; Solinianka. Mimo paskudnego deszczu nie chciałem nadużywać gościnności rodziny Bartka i wyjechałem koło 14 30. Niecały kilometr po tym jak wyruszyłem znowu zerwał się straszny deszcz, z którym borykałem się przez kolejne kilka godzin nie mając żadnych szans. Najgorsza kwestia to buty, które gdy są mokre to każdy kto jechał w deszczu wie jakie to przyjemne uczucie. W końcu decyduję, że spróbuję przeczekać ulewe i chowam się pod daszkiem ledwo chroniącym przed mocno napierającym pod kątem deszczem. Po półtorej godziny patrząc na niebo straciłem wszelkie nadzieje. Zagryzłem zęby i pojechałem dalej. W międzyczasie zamókł mi telefon, który miałem w kieszeni peleryny i nie miałem jak skontaktować się z Patrykiem, który miał wytłumaczyć mi jak dojechać do ich domków. Wiedziałem tyle, że mieszkali u jakiegoś Hindusa. O 18 zatrzymuje się w Polańczyku próbując ratować swój telefon i wbijająm na jakieś poprawiny po weselu gdzie Pan młody próbuje mi pomóc przekładając karte do swojego telefonu lecz niestety kontakt do Patryka zapisałem na telefonie a nie karcie (kolejna nauczka na przyszłość). Pan młody proponuje mi żebym usiadł i napił się herbaty lub kawy lecz patrząc na siebie całego przemoczonego i zdenerwowanego nie chciałem psuć imprezy swoim widokiem. Jedna kobieta mówi, że wie gdzie są te domki i mniej więcej pokazuję palcem na mapie więc jest jakaś nadzieja. Dojeżdżam nad Solinę i zaczynam pytać ludzi szczegółowo. Patrze po samochodach pamiętając ich dostawczy pojazd. Wspinam się z rowerem po jakichś skarpach kompletnie brudząc rower i cały napęd w glinie. Frustracja sięga najwyższego punktu, w końcu znajduję miejsce przeznaczenia i widząc jaki standard tam występuje i patrząc na siebie zastanawiam się w ogóle czy wjeżdżać na teren. Decyduję, że gorzej być nie może i wjeżdżam zupełnie nie wiedząc w którym domku mieszkają. Wchodzę na recepcję i na szczęście jedli kolację. Dosiadłem się do stołu i na koszt moich nowo poznanych przyjaciół jem kaczkę z ryżem i jakieś hinduskie placki. Po chwili przychodzi żona Hindusa Polka i proponuje mi rosół, który był zbawieniem. Po uzgodnieniu z mężem dostaję domek za symboliczną złotówkę w co nie mogę uwierzyć. Ogromne podziękowanie dla Pana Hindusa z żoną oraz moich zbawicieli z Ostrowa Wlk. Biorę prysznic, po którym idziemy z chłopakami na 45 minut do sauny popijając zimne piwko, potem drugie i trzecie. Około 1 w nocy idę spać do łóżka w wystroju hinduskim. Nocleg w tym hotelu kosztuję 280 zł więc czułem się przez chwilę jak król ;) Po takim dniu nie mogłem trafić lepiej, byłem pewny że na następny dzień obudzę się z gorączką i przeziębieniem lecz rosół gorący prysznic i sauna pomogły odzyskać dobre samopoczucie.
- DST 70.15km
- Czas 04:15
- VAVG 16.51km/h
- VMAX 56.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 3 - Kołonice u Bartka
Sobota, 31 sierpnia 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 0
Tak jak napisali w przewodniku 6 km podjazd na zbocza Dwernik-Kamień był najtrudniejszy na całej trasie. Rano strasznie zimno więc podjazd pozwolił na to żeby się zagrzać do jazdy. Dzisiaj umówiony byłem z kumplem ze studiów Bartkiem, że pod wieczór przyjeżdżam do niego i nocuję w jego domu. Pogoda od rana była bajeczna, chłód plus niesamowite słońce razem w połączeniu dawały poczucie złotej jesieni. Drobię i męczę podjazd aż w końcu udaje się i we wsi Nasiczne kończę trasę z przewodnikiem ponieważ wróciłbym w miejscu startu. Kieruje się do drogi 897 i zaraz za Brzegami Górnymi podjeżdżam serpentyną przełęcz Wyżną uważaną za jedno z dogodniejszych miejsc widokowych w bieszczadach. Faktycznie można było pooglądać Połoniny i odleglejsze szczyty. Kusiło mnie żeby zostawić rower i wejść na Połoninę Wetlińśką lecz byłbym dopiero koło 22 u Bartka a nie lubię jeździć po zmroku. Jadę dalej przez Wetlinę - Smerek - Kalnicę zaliczając przełęcz Przysłup aż do Cisnej, skąd miałem koło 12 km do Kołonic. Przed Kołonicami w Jabłonkach miałem jeden z gorszych podjazdów chyba nawet w życiu, nachylenie 12 % przez kilka kilometrów dało popalić. Koło 17 dojeżdżam do kolegi i zostaję poczęstowany obiadem, po których zaraz jedziemy do Baligrodu na drobne zakupy. Wracamy i po chwili dostaję kolację, także można się było poczuć jak u siebie w domu. Brat bliźniak Michał oraz rodzice to bardzo sympatyczni ludzie, którym chciałbym tutaj podziękować za gościnę. Wieczorem zaplanowaliśmy z Bartkiem, że o ile pogoda pozwoli to rano wybierzemy się na pobliski szczyt Jawor (827 m.n.p.m)
- DST 81.82km
- Teren 65.00km
- Czas 06:04
- VAVG 13.49km/h
- VMAX 55.00km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 2 - "Otryt i Dolina Sanu"
Piątek, 30 sierpnia 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 2
Dzisiejszy dzień na prawdę bardzo ciężki. Jazda trwała od 8 do 18 30 z małymi przerwami. Dało to ponad 6 godzin jazdy ze średnią 13,5 km/h więc można sobie wyobraźić, że jazda z sakwami po po Bieszczadach szlakami rowerowymi gdzie asfalt jest rzadkim gościem nie należy do łatwych. Jest to szlak rowerowy " Zielony Rower - Bieszczady" - Trasa 9B "Otryt i Dolina Sanu". Trasa jest dokładnie opisana w świetnym przewodniku Ergo Hiestia Bieszczady.Trasa ma swój początek w Lutowiskach, do których musiałem dojechać ze wsi Równia. Zajęło to 25 km normalną drogą wojewódzką 896. Po drodze zaliczyłem przełęcz nad Żłobkiem 635 m.n.p.m, stary kirkut oraz punkt widokowy w Lutowiskach. Zrobiłem wielki błąd ponieważ nie pojechałem przed rozpoczęciem trasy do sklepu a miałem tylko wodę w bidonach i pół chleba. Była to spora głupota jak i nauczka na następny raz. Trasa bardzo ładna i świetnie opisana oraz pokazane na mapie. Dzisiaj tą trasą udało mi się zrobić około 55 km i uważam to za bardzo dobry wynik, zaliczyłem 3 przełęcze, masę szutrowych podjazdów jak i zjazdów. Najdłuższy podjazd dzisiaj miałem na Otryt, pokonałem 135 m różnicy wzniesień i wjechałem na przełęcz na wysokości 785 m.n.p.m. Jutro z rana na dzień dobry czeka mnie 6 km podjazd prowadzący na zbocza Dwernika-Kamienia. W miejscu Studenne chowając się przed deszczem spotkałem wracających ze szlaku dwóch Panów, okazało się, że to ojciec z synem z Ostrowa Wielkopolskiego. Spytałem ich o wodę i po chwili dostałem butelkę, na tą chwilę było to dla mnie wielkie szczęście. Panowie Rafał i Patryk jechali do słynnej Chaty Socjologa a mieszkali nad Soliną, gdzie zaprosili mnie gdy tylko będę przejeżdżał w okolicy. W tym momencie pisząc to już wiem, że dzięki nim miałem cudowny nocleg w kosmicznych warunkach lecz wtedy nie miałem o tym pojęcia, ale o tym później. O 17 30 wymęczony wyjeżdżam na skrzyżowaniu w środku wsi Zatwarnica mając nóż na gardle żeby znaleźć sklep. Pytam trzech gości lecz mówią, że wszystko już pozamykane. Jeden z nich wspomniał o barze za mostem na Sanie w Sękowcu. Pojechałem tam i przed budynkiem minibaru wisiała kartka żeby dzwonić pod podany numer. Dostaję informację, że zaraz przyjdzie dziewczyna i otworzy bar. Pytam czy mogę tu coś zjeść i rozbić namiot. Obydwie odpowiedzi okazują się pozytywne. Zamawiam hamburgera i fasolkę po bretońsku oraz żubra po ciężkim dniu. Fasolki zjadłem 3 duże miski zjadając przy tym chyba pół chleba. To było coś jak wielka dolewka, zapłaciłem tylko raz za fasolkę a zjadłem jej tyle, że masakra. Pole namiotowe kosztowało 15 zł + ciepła woda, lecz jedna z sióstr zaproponowała mi zadaszoną świetlicę a na końcu domek cały dla mnie po uzgodnieniu z szefową również za 15 zł. Po dwóch miskach fasolki poszedłem wziąć prysznic a następnie wróciłem do minibarku na jeszcze jeden półmisek fasolki i piwko. Do 22 gawędziłem z Karoliną 21 letnią studentką rosyjskiego z Nowego Sącza, która dorabia tutaj w wakacje. W międzyczasie do barku przyszło dwóch tutejszych z dziewczyną, sympatyczni ludzi, wypili po piwku i pograli w karty. Zmęczony idę spać w wielkim łóżku całym dla mnie ... ;)