Info
Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień16 - 10
- 2014, Sierpień31 - 7
- 2014, Lipiec9 - 4
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Wrzesień14 - 2
- 2013, Sierpień28 - 19
- 2013, Lipiec19 - 12
- 2013, Czerwiec1 - 1
- 2013, Maj5 - 1
- 2012, Listopad10 - 2
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień4 - 5
- 2012, Sierpień4 - 0
- 2012, Lipiec2 - 0
- DST 100.49km
- Czas 04:46
- VAVG 21.08km/h
- VMAX 56.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 17 - BEJA i poranne łatanie !
Piątek, 8 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0
7:30
– z otwartego na oścież okna widać budzące się do życia
miasto, spokój, harmonia ;) Od dziś kocham Grandole, jeden market,
dwie restauracje i parę przydrożnych kawiarenek. Aktualnie siedzimy
z Danielem w jednej z nich obserwując spokojne życie mieszkańców
!
Wypiliśmy
po dwie kawy i nadszedł czas żeby się pożegnać i kontynuować
własne drogi, mega pozytywnie wpłynęło na mnie spotkanie Daniela.
11:30
– nie zdołałem przejechać nawet 1,5 km, flak z tyłu. Nie wiem
gdzie podziałem łatki, a opona przebita na wylot. Poszedłem 200
metrów do warsztatu samochodowego z oponą w ręce, mając nadzieje,
że chłopy mi pomogą. Wchodzę do środka, żywej duszy nie ma,
pukam do biura gdzie siedzi dwóch gości, kiwają głową z lewa na
prawo, nic nie rozumiałem. Po chwili pokazuje ręką żeby zaczekać,
przychodzi pracownik i woła mnie do samochodu. Wiezie mnie gdzieś,
a rower z wszystkimi klamotami leży przy drodze. Dojechaliśmy –
sklep rowerowy, właściciel mówi po angielsku, cudownie, przykleja
dwie spore łaty wewnątrz opony i daje zestaw do łatania na
przyszłość. Dziękuje za pomoc, a pracownik z warsztatu odwozi
mnie w miejsce gdzie zostawiłem rower. Bardzo uprzejmi ludzie :)
16:06
wjechałem do miasta BEJA, gotuję spagetti bolognese, jestem
strasznie głodny, mam ławeczkę i śliczny zamek naprzeciw siebie.
Kilometry wpadają powoli, czas na sjestę ! Po sytym obiedzie,
wszedłem zobaczyć zamek, na ganku przed zamkiem była informacja,
wchodzę, standardowe pytanie czy habla ingles i jak zwykle odpowiedź
just a little bit. Okazało się, że pani mówiła bardzo
przyjemnie, nawet zaczęła mnie zagadywać, skąd jadę, czy sam, że
jak to tak samemu, że mam bardzo ładny tatuaż, że naprawdę
ładny. Gdy już mnie zachęciła do rozmowy i usiadłem w środku,
nagle zaczęli schodzić się turyści i niestety na tym koniec, a
szkoda bo sympatyczna pani :)) Zaznaczyła mi na mapie gdzie mogę
spróbować kupić mapę Andaluzji. No to jadę, jeden hipermarket ze
wszystkim, potem drugi, zrezygnowany pytam dziewczyny przeglądające
książki w sklepie czy mówi po angielsku, tak mówi, dużo lepiej
ode mnie ;) Zaproponowała, że pochodzi ze mną po sklepach, w
których istnieje możliwość zdobycia mapy. Kilka sklepów, coś
tam było tylko skala nie ta, 1:1000000 (ewentualnie do podtarcia).
Po 45 minutach bezowocnych poszukiwań i towarzyszącej temu miłej
rozmowie, zaproponowałem usiąść gdzieś i napić się czegoś.
Pierwsza propozycja piwo – nie lubi, druga propozycja kawa – nie
smakuje jej ;), więc zaproponowałem iść do kawiarenki i tam coś
wybierzemy. Spędziłem z Teresą 3 godziny, super dziewczyna,
studiuję inżynierię środowiska w Lizbonie, 22 lata, teraz jest na
wakacjach w swoim rodzinnym mieście u rodziców, niedługo jedzie na
północ Węgier na erazmusa, zaprosiłem serdecznie do Polski.
Gadaliśmy o wszystkim, nawet do tego stopnia, że zwierzyła mi się,
że 3 lata chorowała na białaczkę, większość czasu spędzając
w szpitalu, na szczęście leczenie zakończyło się sukcesem.
Niesamowite jak zestresowana była opowiadając o tym, mówi że
teraz 100 razy bardziej docenia małe codzienne rzeczy.
Uwielbia
Dire Straits, więc gdy zdradziłem jej, że miałem okazję być na
koncercie Marka Knopflera, strasznie się cieszyła. Mnóstwo
tematów, od muzyki, filmu, sportu do głębokich życiowych
rozważań. BEJA – 35 tysięcy ludzi, świetne miasto. Bardzo
polubiłem Portugalię z momentem gdy zacząłem zagłębiać się w
mniejsze miasta, ciaśniejsze uliczki i pochowane kawiarenki. O 20
żegnam się z Teresą ogromnym uściskiem, wymiana bransoletek i
kontaktów i w drogę Amigo. Godzina 20 a ja na liczniku mam 62 km,
nie wiem dlaczego ale tego dnia chciałem dobić do setki. Nagle
jakbym dostał torpedę do nóg, 20,30,40,50 km/h przy prawie
płaskiej nawierzchni. Do rowerzystów – znacie to uczucie kiedy
czasem ledwo jedziecie 15 km/h, a czasem w takich samych warunkach
35-40 km/h. Sam nie umiem tego wytłumaczyć, w sumie po co ?
21:42
za namiotem odgłosy jakby mój kot Lilka wymiotował kłakami, może
to żaba, może wąż, którego widziałem przed chwilą.
Parę
kilometrów przed rozbiciem namiotu, jakaś kobieta jadąca
samochodem, zrównała się ze mną prędkością, wiozła dwa psy na
tylnym siedzeniu, spytała czy mam gdzie spać, pokazałem na namiot
i podziękowałem ;) Kolejny cudowny dzień!!!
widok na miasteczko Grandola z okna pensjonatu
i poranna kawa z Danielem
niespełna 1,5 km po kawie ;)
w sklepie rowerowym
a może CUBA ??
ładny zamek
typowe uliczki małych miasteczek
Teresa :)