Info
Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień16 - 10
- 2014, Sierpień31 - 7
- 2014, Lipiec9 - 4
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Wrzesień14 - 2
- 2013, Sierpień28 - 19
- 2013, Lipiec19 - 12
- 2013, Czerwiec1 - 1
- 2013, Maj5 - 1
- 2012, Listopad10 - 2
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień4 - 5
- 2012, Sierpień4 - 0
- 2012, Lipiec2 - 0
- DST 122.78km
- Czas 07:51
- VAVG 15.64km/h
- VMAX 51.90km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 52 - Atak na Słowenię – Sella Carnizza 1086 m
Piątek, 12 września 2014 · dodano: 02.10.2014 | Komentarze 0
20:27
– ranki już nie do życia, 6-7 stopni to dla mnie jakieś 30
stopni za mało :) Rano zatrzymuje się na herbatkę na
stacjo-kawiarni. Przeczytałem poranną prasę włoską, i
skorzystałem z toalety co chyba nie spodobało się pazernemu
właścicielowi, bo gdy wychodziłem od niechcenia odburknął CIAO !
Trochę
cieplej, i na dodatek robię 12 kilometrów łagodnego podjazdu na
Passo Mauria 1298 m. Piękna droga prowadząca na przełęcz, w końcu
bez nieustającego ryku silników jak we włoskich alpach. Piękne
zaciszne chatki, nadały temu podjazdowi smaczku. O 10:30 jestem
zdobywam przełęcz, odpoczywam chwilę, delektuje się śpiewem
ptaków i standardowo zmieniam mokre ciuchy na suche. Na zjeździe,
mimo że jest południe ręce i twarz drętwieją, więc jadę z
zaciśniętymi klamkami. O 14:30 w mieście Tolmezzo trafił mi się
Lidl jak ślepej kurze ziarno, wspaniała okazja do zrobienia
zapasów, których nie było. I znowu sakwy parę kilogramów
cięższe, nektar z gruszek, ChocoDuo, deserki czekoladowe, bagietki
i keksy powinny wystarczyć na dziś i jutro.
Gwóźdź
dzisiejszego dnia – 7 kilometrowy podjazd na Sella Carnizza 1098
metrów. Nigdy się tak nie zmachałem jak tym razem, miałem
wrażenie, że jadę po pionowej ścianie, zdarzało się fragmentami
pchać rower pod górę co było jeszcze trudniejsze niż podjazd,
ale ze względu na późną porę i kropiący deszcz nie chciałem
tracić czasu na przestoje. Już wiem czemu dwóch gości przed
podjazdem dziwnie na mnie patrzyło. Ostatnie 4 kilometry to jazda na
stojąco, nie było mowy żeby siąść na rowerze bo by mnie chyba
przewróciło na plecy. 1,5 godziny zajmuje mi wjechanie na Carnizzę.
O 18:40 jest na przełęczy i zjeżdżam 20 km/h z sztywnymi dłońmi.
Jakieś 200 metrów za granicą Włochy-Słowenia rozbijam namiot
metr od drogi na poboczu, ruch prawie zerowy, a ja bez sił na
kombinowanie i szukanie miejscówki. Wskakuję do namiotu i na
resztce gazu gotuję resztkę makaronu, który jem z dżemem
jeżynowym, poprawiam dwoma deserkami i z nadzieją, że nie
przecieknie mi namiot wykończony idę spać...
Alpy Julijskie
no i się zaczęło ...
najostrzejszy podjazd jaki zrobiłem z sakwami
sadza, pierwsze 3 km były okej, ale ostatnie 4 to była masakra
- DST 129.92km
- Czas 09:07
- VAVG 14.25km/h
- VMAX 65.30km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 51 – 4 alpejskie przełęcze, kto da więcej ?
Czwartek, 11 września 2014 · dodano: 02.10.2014 | Komentarze 0
20:18
– dzisiaj nieprawdopodobny dzień spędzony w dolomitach, zdobyte 4
przełęcze i wspomnienia na całe życie …
Rano
start 7:30, zimno 7 stopni, mokro wszędzie, więc 13 kilometrów
wspinaczki na Passo di Costalunga 1745 m dobrze mi zrobiło. Na
wysokości ponad 1500 m było piękne jezioro Lago di Carreza. Na
pierwszej przełęczy byłem o 10, potem zjechałem około 20
kilometrów do mieściny Canzei, skąd zacząłem 14 kilometrowy
podjazd na Passo Pordoi 2239 m. Jazda szła w miarę ładnie, na
drugiej przełęczy jestem parę minut po 13. Potem znowu 20
kilometrów zjazdu do miasteczka Andraz i 12 kilometrów wspinaczki
na Passo di Falzarego 2105 m. Na trzeciej przełęczy jestem o 16:15
i widzę znak, który mówi mi, że w lewo za 2 kilometry jest
przełęcz Passo di Valparola 2192 m. Patrzę na mapę i faktycznie,
decyduje się podjechać jeszcze 2000 metrów bo pewnie więcej tutaj
nie wrócę. I tak zdobyłem 4 przełęcze jednego dnia, robiąc
spore przewyższenie...
Po
ostatniej przełęczy już tylko zjazd, najpierw 16 kilometrów do
miasta Cortina, a potem dalej w dół drogą S 51. Zbliżam się do
Słowenii dużymi krokami, z mapy wynika, że mam do granicy jakieś
130 kilometrów, więc prawdopodobnie jutro albo przekroczę granicę,
albo będę nocował tuż przy niej. Z każdej zdobytej przełęczy
udaje mi się zebrać naklejki na ramę. Obecnie na ramie znajduje
się 6 naklejek z kolejno zdobywanymi przełęczami:
1
– Gavia
2
– Stelvio
3
– Costalunga
4
– Pordoi
5
– Falzarego
6
– Valparola
I
tak powoli kończę etap włoski, w większości spędzony w pięknych
górach, lecz również w pięknych miastach jak Turyn czy Mediolan.
9 dni we Włoszech zapamiętam wspaniale, bo Włochy to wspaniały
kraj, super ludzie, piękne miasta i miasteczka, piękne góry.
Włochy śmiało mogłyby konkurować z Hiszpanią w moim rankingu,
gdybym pobył tu tak długo jak w Hiszpanii gdzie spędziłem
miesiąc. Ale II miejsce pewne :)
Robię
zakupy na wieczór dogadzając sobie dwoma piwkami z Oktoberfestu,
pringelsami, 8 parówkami i 6 bułeczkami z ziarnem. Hardcore day,
Papatki :)
piękne jezioro...
pierwsza przełęcz
Dolomity
druga przełęcz
trzecia przełęcz
czwarta przełęcz
szczęśliwy .....
naklejki na pamiątkę !!!!!!! i ładny profil na mapie się stworzył :)
- DST 104.25km
- Czas 05:48
- VAVG 17.97km/h
- VMAX 49.80km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 50 - Szlakiem Claudia Augusta do Bolzano
Środa, 10 września 2014 · dodano: 02.10.2014 | Komentarze 0
18:13
– idzie na burzę, idzie na deszcz. Dzisiaj jazdę skończyłem już
o 17, to ze względu na to, że jeżeli jechałbym dalej znów
spałbym na wysokości 1200-1300 metrów, a tak to nocuję na około
900 metrów więc zawsze to 2-3 stopnie cieplej w nocy. Wczorajszy
nocleg u rolnika Niemca był bardzo przyjemny, trochę zwierzakami
zalatywało, ale podejrzewam, że ode mnie nie lepiej :) Około 50
kilometrów do Bolzano jechałem przepiękną drogą rowerową,
której początek jest w Augsburgu, a koniec w Wenecji. Szlak
poprowadzony wzdłuż gór i jabłkowych sadów. Bolzano – bardzo
ładne miasto !!! Dziś miałem dwa połączenia od rodziców i dwa
smsy z pytaniem czy wszystko okej bo od paru dni nic nie wrzuciłem
na facebooka. Byłem w górach, nie było Mcdonaldów, na campingu
wifi płatne więc nie było jak. Jutro od rana mam 13 kilometrów
podjazdu na Passo di Costalunga 1745 metrów, potem 10 kilometrów
zjazdu i znowu wspinaczka na 2239 metrów na Passo Pordoi i tak dalej
…
szlak rowerowy...
olbrzymie krzesła do przycupnięcia
Radroute ? co ja w Niemczech jestem ??
dużo jabłek skosztowałem tak sobie jadąc...
Bolzano
nocleg na polance ;)
- DST 93.00km
- Czas 09:15
- VAVG 10.05km/h
- VMAX 66.30km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 49 - Passo di Gavia + Passo dello Stelvio
Wtorek, 9 września 2014 · dodano: 02.10.2014 | Komentarze 0
20:24
– wczorajszy nocleg na wysokości 1400 m zmiażdżył mnie w
całości, mimo że miałem na sobie długie stopnie i dwie bluzy.
Rano startuję o 8:30 i pokonuję15 kilometrów, najczęściej 14%
podjazdu. Na Passo di Gavia melduje się o 11, pół godziny
odpoczynku, słodkości, zdjęcia i zjeżdżamy 26 kilometrów do
miasteczka Bormio w towarzystwie gwizdających świstaków ;)... Z
Bormio z wysokości 1125 metrów zaczynam 20 kilometrów wspinaczki
na Passo dello Stelvio, 16:30 jestem na wysokości 2757 metrów. 5
kilometrów przed przełęczą zaczął się kapuśniaczek, na górze
deszcz już padał mocno i momentalnie zrobiła się wielka mgła.
Podchodzę i pytam się chłopaka sprzedającego kiełbaski czy
mógłby mi podgrzać trochę wody na piecu bo chciałem zrobić
sobie aspirynę i magnez i ogólnie wypić coś ciepłego bo na górze
7 stopni, zimno i pada. Od słowa do słowa, spędziłem z nim ponad
godzinę i nawet pozwolił mi ugotować sobie spagetti na jego piecu
;) Widząc pogodę chłopak zaproponował mi podwózkę 15 kilometrów
niżej, ale nie po to się wjeżdża na przełęcz, żeby z niej
zjechać autem, nawet jak ostro leje a nawet sypie śniegiem. Tak
przy okazji parę osób na zjeździe proponowało, żeby spakować
rower i mnie zwiozą na dół :) Kupiłem dwie pamiątkowe naklejki z
przełęczy, na których się dzisiaj zameldowałem i zacząłem
zjazd z prędkością nieprzekraczającą 15 km/h. Gdy próbowałem
jechać szybciej np. 20-25 km/h woda z przedniej opony zalewała mi
twarz, więc tak powolutku ze skostniałymi dłońmi i powodzią w
butach dojechałem do Spondigna 886 metrów. 3 kilometry dalej
zajechałem na gospodarstwo i spytałem rolnika, który okazał się
być Niemcem czy mogę przenocować w szopie, zgodził się, tylko
powiedział „no smoking”. Mój pierwszy nocleg na gospodarza, z
reguły nie używam tego sposobu, ale gdybym tego nie zrobił i
zanocował w lesie przy padającym deszczu nazajutrz byłbym na pewno
chory, a w szopie cieplutko, zapach stajni, krówki, kury, swojsko i
pięknie ;) Naprawdę miałem ciężki dzień, zaryzykowałem podjazd
na dwie przełęcze jednego dnia i się udało !
rano, zaczynamy podjazd na Gavie
Passo di Gavia - Giro'd Italia
podjazd na Gavie
kolega mnie zaczepiał ciągle i gwizdał ;)
świstak stoi na baczność :))
Passo dello Stelvio
chłopak ze stoiska ;)
mleko łaciate ;)
pamiątkowe selfi, szeroki uśmiech :)
- DST 98.96km
- Czas 05:41
- VAVG 17.41km/h
- VMAX 53.10km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 48 - Tunelami do Ponte di Legno
Poniedziałek, 8 września 2014 · dodano: 01.10.2014 | Komentarze 0
19:23
– namiot rozbity, wysokość około 1400 m, ostatnio jak spałem na
podobnej wysokości w Andorze to rano zgrzytałem siekaczami, dlatego
jestem ubrany w najcieplejsze termiczne ciuchy. Niestety śpiwór
toleruje temperatury do 11 stopni...
Z
campingu wyjechałem parę minut przed 10, pierwsze 60 kilometrów
bez większych problemów, dużo tuneli, w tym jeden imienia Jana
Pawła II o długości 5048 metrów. Z tego długiego tunelu
wyjechałem z półtora centymetrową śrubą w tylniej oponie.
Musiałem użyć największej łatki, żeby załatać dziurę, nerwy
jak fiks. Udaje się dojechać do Ponte di Legno na 1258 m i zacząć
podjeżdżać przełęcz Passo di Gavia – 2621 m. Rzuciłem sobie
wyzwanie na jutro, żeby podjechać najpierw Gavie, czyli z rana 15
kilometrów podjazdu, potem czeka mnie 26 kilometrów zjazdu do
Bormio, skąd znów z wysokości 1125 m ( Kto zna polską hardcorową
kapele ze Złotowa o nazwie 1125 ?? :) ) zacznę podjazd na przełęcz
Stelvio – 2757 m. Może symbolicznie zahaczę o Szwajcarię,
zobaczymy, plan na dziś to nie zamarznąć, tymbardziej, że deszcz
leje dość mocno, a namiot już nie pierwszej świeżości.
Ps.
Jakim kretynem trzeba być, żeby trąbić w tunelu ?? Nie mówię o
jakimś ostrzegawczym trąbnięciu tylko chamskim...
5048 metrów tunelu
wysokość około 1400 metrów, znalazłem kawałek starej kładki, więc przynajmniej nie ciągło od gruntu
- DST 74.45km
- Czas 03:55
- VAVG 19.01km/h
- VMAX 36.40km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 47 - Camping la Tartufaia
Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 01.10.2014 | Komentarze 0
16:01
– nareszcie camping i odpoczynek, którego bardzo potrzebuję.
Wstałem o 7:30 i od rana nie najlepiej się czułem, byłem spocony,
brudny, z mokrymi butami... Już po paru kilometrach zdecydowałem,
że dzisiaj jest najlepszy dzień do regeneracji i noclegu na
campingu. Jutro wjeżdżam w Alpy, a wszystkie ciuchy brudne, baterie
rozładowane, a ja nieświeży jak po WOODSTOCKU :) O 9 drobne zakupy
w Lidlu i wjeżdżam do Bergamo – śliczne miasto. Na mapie koło
25 kilometrów na północ od Bergamo widzę znak namiotu, jadę,
nawijam, 2 kilometry przed docelowym miejscem noclegu myśląc, że
przegapiłem, zatrzymuje się przy jeziorze i pytam gościa, który
łowi ryby, czy wie o campingu w pobliżu i pokazuje mapę. Massimo
okazuje się genialnym gościem, mimo sporych braków w angielskim
jest mnóstwo śmiechu. Od razu każe siadać, częstuje stekiem z
konia wędzonego na ruszcie, parę sekund później parzy kawę i
skręca coś fajnego na wyluzowanie. Kawę doprawia 36 % nalewką z
winogron i świat staje się cudowny. Jak to Massimo nazwał
„PARADISE” Czemu nie ma więcej tak wyluzowanych ludzi ???
Spytałem gościa o drogę a on częstuje koniną, parzy kawę i
kręci blanta, robi to szczerze, nie chce nic w zamian, po prostu ma
i dzieli się ot tak. Cudowny gość !!! … Znajduję camping
niecały kilometr dalej, cena 17 euro, dostaję zniżkę rowerzysty i
już jest 15 euro. Miejsce usytuowane nad jeziorem, naprzeciw namiotu
widze górę Corna Trentapassi 1248 m, cisza wokół, czas relaksu
...
Bergamo ...
"Wędkowanie" z genialnym Massimo, MADE MY DAY :)
pranie, gotowanie, odpoczywanie ...
- DST 138.15km
- Czas 07:07
- VAVG 19.41km/h
- VMAX 43.40km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 46 - Mediolan me gusta II
Sobota, 6 września 2014 · dodano: 01.10.2014 | Komentarze 0
19:54
– kolejny miły włoski dzień za mną. Rano nie mogłem się
zebrać, 7:30 zacząłem zwijać śpiwór, wszystko mokre, zimno,
mgła, nic nie widać. Kolejny dzień zaczynam w długich spodniach i
kurtce, dopiero koło 9-10 mogę się przebrać w krótki zestaw.
Pierwsze 25 kilometrów co miasta Vercelli robię w totalnym mleku,
ledwo widziałem samochody jadące z na przeciwka. Mnóstwo pięknych
żurawi na polach obok drogi zaczęło się wyłaniać z ustającą
mgłą...
W
Vercelli wraz z całym miasteczkiem robię sobotnie zakupy w
tamtejszym markecie, 5 minut później znowu trafiam na Lidl, więc
bez wahania wchodzę. Lidl jest według mnie najlepszą siecią
sklepów, więc gdy tylko widzę szyld od razu bez wahania wchodzę,
chociażby tylko po hit sezonu 2014 lód Gellati, który jest
przepyszny, smakuje jak Magnum, a kosztuję 0,39 euro. Robię duże
zapasy łakoci i jadę dalej. W Mediolanie jestem parę minut po 15,
ponad 3 godziny tutaj spędzam. Strasznie duże miasto, trudniejsze
do ogarnięcia niż Turyn. Przy teatrze na placu wysiaduje mnóstwo
młodych rebelsów, ten fragment miasta wyglądał jakby każdego
dnia była tu duża rewolucja...
Stojąc
na skrzyżowaniu z mapą podjeżdża do mnie małżeństwo na
rowerach miejskich z córeczką na bagażniku, i pytam czy potrzebuję
pomocy. Powiedziałem, że tak drobnej pomocy potrzebuję, żeby
wskazali mi jedną ulicę bo nie mogłem znaleźć na mapie. Suma
sumarum poholowali mnie 5 kilometrów do wyjazdu z miasta, super mili
ludzie. Lubię bardzo jak ktoś stara się pomóc, angielski
jegomościa był słaby ale chęci wielkie, w połączeniu razem
zadziałało świetnie. Przy wylocie z miasta ukradkiem oka
zauważyłem napis VINYL CAFE, wróciłem 50 metrów i zamówiłem
piwo, co prawda najdroższe w życiu, ale wnętrze i klimat miejsca
wyjątkowy ;) Wszystko w antyfaszystowskim stylu, nieduże, ale
zapadające w pamięć miejsce...
Rozbijam
namiot tuż przy drodzę – spagetti, piwko, komary, mmm, dobranoc
:)
adicts :))
Vinyl Cafe
pierwszy dzień w pracy :)
- DST 135.52km
- Czas 07:11
- VAVG 18.87km/h
- VMAX 42.60km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 45 - TORINO ME GUSTA !
Piątek, 5 września 2014 · dodano: 01.10.2014 | Komentarze 0
19:14
– zdecydowałem się skończyć jazdę godzinę wcześniej niż
zwykle, chce ogarnąć mapę północno-wschodnich Włoch, która
nabyłem w księgarni w Turynie. Dzień zacząłem bardzo wcześnie,
o 6:55 korba już się kręciła, godzina 9 i 40 kilometrów na
liczniku i oto znak Lidl poprawił mi już dobry humor. Zakupy,
słodkości, lody, makarony, sosy i drugie śniadanie. Profil trasy
bardzo płaski, więc kilometry wchodzą gładko. Pierwszy raz dziś
założyłem długie spodnie rowerowe, w nocy przemarzłem mocno,
rano 7 stopni więc chwilę po starcie zrobiłem sobie przerwę w
kawiarence pijąc podwójne espresso i zjadając kawałek ciasta na
rozgrzanie. O 12 wjeżdżam do centrum Turynu, 3,5 godziny
pojeździłem po uliczkach tego miasta i jestem zachwycony i
zauroczony tym miastem jak również klimatem Włoch. Bardzo uprzejma
pani w informacji długo zachęcała, że pięknie to tu to tam. Gdy
później spytałem, jak wyjechać w kierunku San Mauro, wyciągnęła
telefon i zadzwoniła do jakiejś koleżanki rowerzystki, która po
angielsku tłumaczyła mi jak będzie mi najlepiej wyjechać z miasta
omijając obwodnice ;) Co za uprzejmość :) ...Godzinę później ta
sama pani z informacji, spotkała mnie siedzącego na ławce,
podjechała rowerem i spytała czy aby na pewno wszystko okej...
Generalnie sporo ludzi się uśmiecha, dopytuje, mówi bravo, bardzo
miłe gesty. W międzyczasie byłem w księgarni, bardzo miła
obsługa i dobre zaopatrzenie więc kupuję kolejną dobrą mapę
Michelin „Italia Nord-Est”, także aż do Triglavskiego parku
narodowego w Słowenii mogę śmiało jechać. Zazdroszczę Elenie,
że mogła studiować w Turynie rok z programu Erazmus...
miniaturka amstaffa i śmieszna właścicielka włoszka
w użyciu kartki z atlasu sklejane przez super właściciela stacji :)
- DST 119.43km
- Czas 08:14
- VAVG 14.51km/h
- VMAX 55.70km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 44 - O Mama Mia, he's Italliano :P !!!
Czwartek, 4 września 2014 · dodano: 30.09.2014 | Komentarze 0
17:30
– przerwa na spagetti, pierwsze we Włoszech, ponieważ 1,5 godziny
temu przekroczyłem granicę Francja – Włochy przez tunel o
długości 3 kilometry, przez który przewiózł mnie pewien Włoch
swoim dostawczakiem. O zakazie przekraczania tunelu rowerem nie
wiedziałem, dopiero 1,5 kilometra przed tunelem zatrzymał się
Margarija, swoim białym wypasionym mercedesem i poinformował mnie o
zakazie, i przedstawił 3 opcje:
1
– wrócić 25 kilometrów do miasta i wziąć pociąg
2
– przejechać górę szutrem z kamcorami, dodatkowe 8 kilometrów o
nachyleniu 14 %
3
– złapać przed tunelem podwózkę
Oczywiście
wybrałem skrzynię numer 3 :)
Margarija,
śmieszny gość, pół Włoch, pół Francuz, pomógł w rozmowach z
policją na górze, sam proponował spakować rower do jego merola,
ale wiedziałem, że ubrudzę mu pół samochodu więc podziękowałem.
Dał mi również numer do siebie w razie jakichś problemów (jechał
do mamy do Cuneo).
Do
tunelu dojechałem mają na liczniku 70 kilometrów, 50 z nich było
podjazdem, do granicy naprawdę było ciężko...
Niektóre
kraje mają coś takiego w sobie, że jest przyjemnie w nich
przebywać, i czuje się to od razu. Myślę, że Włochy będą
pozytywnym etapem mojej podróży, bo we Francji nie czułem się za
rewelacyjnie ;)
Dzisiaj
pierwszy raz podczas tej podróży mogę powiedzieć, że jestem syty
i pojadłem. Półmisek rurek z sosem bolognese + 300 g rolady
nadziewanej kremem czekoladowym + piwo włoskie zmiażdżyło system.
O
19:30 – zatrzymałem się na stacji, żeby spytać o mapę,
właściciel powiedział, że nie ma ale, żeby zaczekać. Podszedł
do swojego auta i zaczął grzebać po schowkach, znalazł atlas
europy bindowany w skali 1:350000 i zaczął wyrywać strony, które
potrzebowałem, przyniósł taśmę i zaczął sklejać kartki :)
Więc do Mediolanu mogę jechać spokojnie. Gdy już skleił mapę,
zaprosił mnie do środka na piwko, posiedzieliśmy 20 minut i
próbowaliśmy pogadać, włoski ma wiele podobieństw do
hiszpańskiego. Super gość, wszystkim siedzącym ludziom na stacji
w barze mówił, że z Polski przyjechałem i że już prawie 5
tysięcy kilometrów, żona jego mi gratulowała, BRAVO ;) Żałuje,
że zapomniałem zrobić zdjęcia ;) Podoba mi się tutaj bardzo póki
co, czuję ten sam luz co w Hiszpanii...
i interesujący profil dzisiejszego dnia...
- DST 165.55km
- Czas 09:00
- VAVG 18.39km/h
- VMAX 46.20km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 43 - Cannes - Nice - Monaco
Środa, 3 września 2014 · dodano: 30.09.2014 | Komentarze 0
20:50
– rozłożyłem namiot po ciemku przy serpentynie do Castillion.
Dzisiaj ostro, wczesny start i w południe 75 kilometrów na
liczniku. Byłem nastawiony na spory dystans, ale że uda się
dojechać do Menton i odbić na północ, to tylko mogłem pomarzyć.
Udało się i nawet udało się zacząć podjeżdżać. Dzisiaj
ostatni dzień wzdłuż wybrzeża, wjeżdżam już na dobre w głąb
lądu, dlatego dziś w Cannes zaliczyłem super pływanie w morzu. W
Nicei w parku ugotowałem makaron, a w Monaco jeździłem drogami w
tunelu z rondami, niezły odjazd. A na koniec dnia spotkałem Węgra,
mieszkającego we Francji, znanego z wyczynu przejścia o kulach 1300
km z północy na południe Francji http://www.joekals.com/associationjoekals.php ...
fajnie usytuowane tory tramwajowe :) ...
ja i Joe, fajny gość http://www.joekals.com/associationjoekals.php