Info
Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień16 - 10
- 2014, Sierpień31 - 7
- 2014, Lipiec9 - 4
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Wrzesień14 - 2
- 2013, Sierpień28 - 19
- 2013, Lipiec19 - 12
- 2013, Czerwiec1 - 1
- 2013, Maj5 - 1
- 2012, Listopad10 - 2
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień4 - 5
- 2012, Sierpień4 - 0
- 2012, Lipiec2 - 0
Sierpień, 2013
Dystans całkowity: | 2597.07 km (w terenie 65.00 km; 2.50%) |
Czas w ruchu: | 142:03 |
Średnia prędkość: | 18.28 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.00 km/h |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 96.19 km i 5h 15m |
Więcej statystyk |
- DST 122.44km
- Czas 05:52
- VAVG 20.87km/h
- VMAX 60.00km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 34 - Ahoy Słowacjo !
Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 25.10.2013 | Komentarze 0
Dzisiejszy etap węgiersko-słowacki dobiegł końca. Do granicy z Polską zostało około 150-160 km, więc we wtorek będziemy w Rabce, gdzie Paweł zostaję, a ja z Tomkiem wracamy pociągiem do Krakowa. Rozbijamy namioty tuż obok drogi 66 na Zwolen, do którego mamy koło 15 km. Koło 11 zatrzymujemy się jeszcze na Węgrzech i gotujemy ostatki makaronu i sosów, które zostały. Przekraczamy granicę ze Słowakami bez kontroli i zatrzymujemy się najpierw w Billa a potem w Lidlu uzupełniając braki. Kupuję podróbkę fanty, ogromny chleb, dwa piwa niemiecki po 0,29 euro i oczywiście śnieżkę śmietankową,a w Lidlu wodę, powidła śliwkowe i dżem truskawkowy. Zapytacie pewnie dlaczego dżem i powidła zamiast Choco Duo ??????????? Po prostu Tomek z Pawłem nie mogą już patrzeć jak jem Choco i nie mogą zrozumieć jak od miesiąca można jeść to samo. Z powodu licznych szykan podejmuję decyzję o zmianie smarowidła. Na koniec jazdy jeszcze funduję sobie jazdę na kole Słowackiego kolarza na podjeździe z prędkością 27 km/h i po niecałym kilometrze nie widzę opcji kontynuacji, natomiast Paweł kończył podjazd koło w koło jakby jechał na kolarce. Niby Węgry, niby płasko a na jednym zjeździe cisnę 60 km/h co często mi się nie zdarza.
- DST 128.92km
- Czas 06:44
- VAVG 19.15km/h
- VMAX 55.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 33 - Budapeszt
Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 25.10.2013 | Komentarze 0
Budzik nastawiony był na 6 rano jak co dzień, dzisiaj jednak wstajemy od razu bez ociągania się, ponieważ jesteśmy w gościach. Gospodarz schodzi do nas na dół z tacą, na której można było znaleźć 4 filiżanki, kawa, śmietanka i cukier. Potem przyniósł nam również herbatę, zamiast cukru podał miód. Chciałem zrobić pamiątkowe zdjęcie z małżeństwem niestety Pani domu przed nami pojechała do pracy dlatego zdjęcie zostało zrobione w męskim gronie. Gospodarzowi daję kartkę z podziękowaniami i jedziemy do Budapesztu, ostatniej stolicy wyprawy. Droga nudna jak flaki z olejem, co kilometr tabliczka odliczająca odległość do stolicy więc ma się wrażenie jazdy w nieskończoność. O 13 30 pokonujemy 100 km i wjeżdżamy do stolicy. Budapeszt jest ogromny i ciężki do okiełznania mając kilka godzin. Myślę, że 3 dni również nie wystarczyłyby do zobaczenia miasta. Przez Dunaj fenomenalnie prezentują się efektowne mosty, pod jednym z nich wybudowanym w 1849 roku robimy sobie przerwę na obiad czyli (w moim przypadku) chleb z Choco Duo. Odpoczywamy chwilę i jedziemy na wzgórza miasta, tam również odpoczywamy do 18. Osobiście jestem zachwycony Budapesztem (pierwsze wrażenie) jak i również przytłoczony jego rozmiarem. Przed wyjazdem ze stolicy zaczepia nas para rowerzystów z Niemiec, rozmawiamy chwilę o voyażach rowerowych i wyjeżdżamy za miasto gdzie rozbijamy się na uboczu. We wtorek powinniśmy być już w Polsce, jeszcze tylko górki przez Słowację i koniec !
nasz gospodarz
na pozostałych zdjęciach Budapeszt
- DST 147.89km
- Czas 06:53
- VAVG 21.49km/h
- VMAX 36.00km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 32 - Polak, Węgier dwa bratanki...
Piątek, 16 sierpnia 2013 · dodano: 24.10.2013 | Komentarze 0
Głosi stare powiedzenie: Polak, Węgier dwa bratanki i do miecza i do szklanki, świetna przygoda na koniec dnia, ale od początku. Dzisiaj wstaję w końcu super wyspany, noc chłodna więc i sen lepszy. Rano przekraczamy granicę z Serbią w Batine gdzie jesteśmy koło 11 czyli standardowo przed południem. Przejeżdżamy serbskimi drogami koło 15 km i trafiamy na granicę serbsko-węgierską gdzie po raz pierwszy nasze sakwy muszą zostać otwarte, przynajmniej moje i Tomka. Panowie pytają czy nie przewozimy alkoholu i papierosów. Po uzyskaniu odpowiedzi, że nie puszczają nas dalej. Goście chyba nigdy na rowerach nie jeździli i nie wiedzą co znaczy wyciągnąć wszystko z sakw i zapakować na nowo. Jesteśmy już na Węgrzech, o 12 15 zatrzymujemy się pod drzewkiem i gotujemy spagetti z podłego makaronu z Lidla lub Kauflanda, nie pamiętam już. Przed 14 ruszamy mając 53 km na liczniku, droga jak to na Węgrzech płaska więc utrzymujemy prędkość powyżej 20 km/h. O 19 mamy już prawię 150 km w nogach i dokładnie 100 km do Budapesztu. Wchodzimy w pole kukurydzy celem znalezienia noclegu, w pewnym momencie na przeciw nam idzie pewna Pani, stwierdzam, że pewnie to jej teren i wypada spytać czy możemy się tutaj rozbić. Ciężko się porozumieć ponieważ Pani słabo po angielsku, natomiast ja nie najlepiej po węgiersku (znaczy się wcale), a niemieckiego nigdy się nie chciałem uczyć mimo 3 lat w liceum (odrzuca mnie ten język), mimo to udaje się nam z Tomkiem na szybko odświeżyć parę słów na bieżąco. W końcu mówi, żeby iść za nią. Idziemy kawałek w stronę jakiejś posiadłości, po drodze Pani rzuca świnią kukurydzę za ogrodzone dla nich pole. Minutę potem wkraczamy do jej pięknego ogrodu i domu. Zostawiamy rowery i pokazuje nam, że możemy spać w jednym z pomieszczeń na dole i skorzystać z łazienki. Nie spodziewaliśmy się, że spotka nas takie szczęście tego wieczoru, tym bardziej że brud zalazł nam za skórę już porządnie. Za jakieś 10 minut z treningu piłkarskiego tutejszego klubu Harta wraca 16-letni syn naszej Pani-gospodarza. Z nim jakoś dogaduje się po angielsku, rozmawiamy chwilę, okazuje się że ma teraz wakacje ( w sumie logiczne skoro jest sierpień) a zwykle uczęszcza do szkoły w Budapeszcie. Po przez swoją mamę proponuje nam kolację, po 15 minutach dostajemy rewelacyjne kiełbaski, sałatkę warzywno-jajeczną, chleb i wino z własnej wytwórni, które podaje nam mąż, który przyjechał w międzyczasie. Przyjechał z Budapesztu gdzie mają swój sklep. Również trochę po niemiecku, trochę po angielsku próbujemy coś pogadać. Wino było wyśmienite, rewelacyjne !!! Po kolacji każdy idzie wziąć prysznic. Napisałem dla tej przemiłej rodziny kartkę z podziękowaniami, którą mam nadzieję syn przetłumaczy. Pojedzeni i czyści możemy śmiało jechać do Budapesztu... Idziemy spać.
czarne
podobny do mojego Fevera
Serbia
symbolicznie
dom gospodarzy
wino własnej roboty
żeby nie było, że pożarłem wszystko sam
nie dorobiłem tej ręki w paincie, to Tomek sięga po mięsiwooo
- DST 136.00km
- Czas 06:37
- VAVG 20.55km/h
- VMAX 43.00km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 31 - Republika Hrvatska - Osijek
Czwartek, 15 sierpnia 2013 · dodano: 24.10.2013 | Komentarze 0
Noce, a zwłaszcza poranki są coraz chłodniejsze dlatego śpi się lepiej i ciężej zebrać się z „łóżka”. Dzisiaj w planach nie było kompletnie nic, generalnie kierowaliśmy się w kierunki Osijek rozważając czy będziemy tam wjeżdżać. Droga dzisiaj zupełnie płaska dlatego kilometry wpadają gładko. Poza zakupami w Lidlu, a potem w Kauflandzie nic się nie działo. Pod Lidlem w trakcie II śniadania Tomek patrzy na mapę i rzuca propozycję żeby zahaczyć jeszcze o Serbię ponieważ jest taka możliwość i nie nadłoży nam to drogi. Ja przyjmuję propozycję bardzo pozytywnie, Paweł też. Co prawda przejeżdżamy tam jakieś 20 km ale zawsze coś łykniemy na zachęte żeby wrócić do tego kraju. Tym samym nasz dorobek powiększy się do 12 państw na trasie. O 15 20 wjeżdżając do Osijek mamy 115 km na liczniku, więc jest to dystans pozwalający na całkowity luz. Miasto okazuje się być super klimatyczne, genialna kładka pieszo – rowerowa przez rzekę, ścieżki dla bikerów i strasznie dużo ludzi jeżdżących na rowerach w każdym wieku. Być może to za sprawą 3 dniowego festiwalu, który odbywa się tu co roku jak mówi mi jeden Chorwat, gdy go spytałem co się tutaj dzieję. Dzisiaj był pokaz deskorolkowców na rampach,a wieczorem koncert. Dzisiaj ma być muzyka elektroniczna, jutro RAP, pojutrze Punk Rock. Gdybym był tutaj w sobotę, na pewno nie opuścił bym koncertu. Chciałem wejść pooglądać konkurs na rampie lecz nim się zdecydowałem okazało się, że za 30 minut się kończy. Miasto płynie swoim tempem, bardzo dużo młodych ludzi. Bardzo fajna końcówka dnia, leżymy i słuchamy muzyki elektronicznej, chillout ...
Chorwacka Ada
ładne grafiti
rakietaaaaaa
super kładka
festiwal
- DST 132.58km
- Czas 06:37
- VAVG 20.04km/h
- VMAX 57.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 30 - Bośnia i Hercegovina - ostatni dzień
Środa, 14 sierpnia 2013 · dodano: 23.10.2013 | Komentarze 0
Nocleg za szkołą okazał się całkowicie bezpieczny. Podczas tej wyprawy Chorwację odwiedzimy po raz drugi. Dzisiaj nie mieliśmy żadnego konkretnego celu poza zbliżeniem się do granicy. O 8 jesteśmy już gotowy i ruszamy. Droga dzisiaj do łatwych nie należała, pierwsze 70 km, gdzie były trzy kilkukilometrowe podjazdy, no ale również i świetne zjazdy. O 1430 mamy już 90 km na liczniku, więc robimy przerwę i pijemy z Tomkiem piwko, które kupił na Paweł, kolejne do kolekcji „Tuzlanskie”. Ogarnia nas straszny zastój, ja i Paweł ucinamy sobie drzemke na ławce, natomiast Tomek czyta książkę. Zastój trwa do 16 30, jedziemy dalej.Wjeżdżamy na chwilę do miasta Srebrenik, kupujemy piwelko na wieczór i rozbijamy się w super miejscu za miastem w szczerym polu. Etap bośniacki był bardzo ciekawy i piękny, z perspektywy czasu gdy teraz przepisuję wypociny z zeszytu wydaje mi się, że był to najfajniejszy etap tripa.
drugie śniadanie
- DST 123.71km
- Czas 06:44
- VAVG 18.37km/h
- VMAX 62.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 29 - Sarajevo
Wtorek, 13 sierpnia 2013 · dodano: 23.10.2013 | Komentarze 0
Jak zapewniał nas Micio, noc była bardzo przyjemna, spaliśmy na dość dużej wysokości więc temperatura do spania była super. Wstajemy o 7, jak zwykle przepakunki w sakwach, śniadanie, gorąca herbata, pamiątkowe zdjęcie z Micio i o 845 wyjeżdżamy do Sarajeva, gdzie mamy około 90 km. Micio mówił, że najpierw będzie 3 km podjazdu (up), potem 10 km zjazdu (down) i później fallat czyli równa droga. Powiedzmy, że mniej więcej się sprawdziło. Około 12 30 wyjeżdżamy kilkukilometrowym podjazdem na przełęcz na wysokość 1100 m.n.p.m. Dzisiejsza droga to kontynuacja drogi przez PN Sjuteska, piękna drążona w skałach droga z efektownymi tunelami i krystalicznie czystymi rzeczkami. Zjeżdżamy z przełęczy 8 km i o 15 00 jesteśmy w Sarajevie. Zwiedzanie z rowerami nie jest łatwe i przyjemne więc musieliśmy ograniczyć się do powierzchownego spacerowania po starym mieście. Stolica odbiega bardzo od reszty kraju, na jednej z klimatycznych uliczek silimy się zimnym piwkiem. Mnóstwo turystów, i miłe zaskoczenie ze strony żeńskiej części tego kraju. Kobiety BIH wskakują na drugie miejsce mojej tajemniczej listy przed kobietami z Macedonii, a za kobietami z Kosova. Na wyjeździe z miasta naszą uwagę przykuwa cmentarzysko sporych rozmiarów, na jednym terenie groby chrześcijan i muzułmanów. Mniej więcej 20 km za Sarajevem rozbijamy się za starą szkołą, nie wiem czy byliśmy śledzeni ale po chwili przyjeżdża dwóch młodych chłopaków na rowerach, 10 minut później jest ich już pięciu. Bardzo szczere i prawdziwe chłopaki, widać u nich ogromne zaciekawienie naszymi osobami, słychać jak między sobą rozmawiają próbując w kilku ułożyć jakieś zdanie po angielsku, Bardzo sympatyczne chłopaki, wszystkich ich imiona zaczynały się na literę A.
got yaa hihi
Sarajevo na kilku zdjęciach niżej
chyba najfajniejsza kładka jaką widziałem :)
przykry widok z okien
fascynująca partia szachowa, nie odbyło się bez kłótni między graczami
zbiorowa mogiła
jedno z ulubionych ...
- DST 83.54km
- Czas 04:41
- VAVG 17.84km/h
- VMAX 57.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 28 - Bośniackie ranczo u Micia
Poniedziałek, 12 sierpnia 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 2
Dzisiaj stuknęło 3 tysiące kilometrów odkąd wyjechaliśmy z Krakowa. Dzisiejszy dzień był bardzo ciekawy. Od rana jedziemy grubymi podjazdami w stronę Sarajeva, chcieliśmy jak najszybciej to możliwe dotrzeć do jakiegoś campingu w okolicy i naładować wszystkie urządzenia. Około 11 mamy już 40 km na liczniku więc jest bardzo dobrze, zważając na to, że jedziemy głównie pod górę. Widoki zaczynają robić się piękne gdy wjeżdżamy do Parku Narodowego Sjuteska. Zaczyna się bardzo długi zjazd gdzie udaje się nam przejechać przez ledwo tydzień temu otworzony tunel o długości 2109 metrów. Tunel piękny, widać że ledwo został oddany do użytku. Dowiadujemy się o tym od właściciela free campa Micio, u którego się zatrzymujemy ponieważ oferuje nam darmowy nocleg na jego terenie, elektryczność oraz łazienkę oczywiście za darmo. Gość ma 48 lat większość roku mieszka w Toronto skąd wysyła i handluje butami do Pakistanu. Ma córkę i syna w naszym wieku. Przyjeżdża tutaj na parę miesięcy w roku i prowadzi restaurację dla przyjeżdżających turystów. Jednymi z turystek były Mary K (Maria Katarzyna) i Asia. Ta pierwsza mieszka w San Francisco, natomiast Asia w Chicago, choć jej rodzice są Polakami. Jesteśmy tutaj już przed 16 więc siadamy przy stoliku i relaksujemy się chłonąc niesamowity klimat tego miejsca. Kolejny ciekawy człowiek, którego przyszło nam spotkać podczas naszej podróży. Micio nie lubi miasta i stylu życia, który ma tam miejsce, gdy tylko może przyjeżdża właśnie w to piękne miejsce. Patrząc na tego człowieka, chciałbym odnaleźć takie miejsce w swoim życiu, bez pośpiechu i zmartwień. Świetny dzień !
przepiękny kraj
z Mary K i Joanną
Mary K, Micio, Joanna
- DST 103.60km
- Czas 05:52
- VAVG 17.66km/h
- VMAX 56.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 27 - Croatia - Dubrovnik
Niedziela, 11 sierpnia 2013 · dodano: 22.10.2013 | Komentarze 0
Dzisiejszy dzień obfity był w podjazdy, zarówno w Chorwacji jak i po przekroczeniu granicy z BIH. O 9 jesteśmy już w Dubrovniku, droga i widoki po drodze do tego miasta – fenomenalne. Parkujemy rowerami na parkingu, spinamy j, zabieramy co cenne i rozdzielamy się: ja z Tomkiem i Paweł osobno. Z powrotem widzimy się o 12 na parkingu. Dubrovnik piękny, niestety jest niedziela i liczba turystów jest ogromna więc chodzenie po mieście odbywa się w ścisku. Wymieniam 10 euro za co w zamian dostaję 73 kuny. Idziemy do sklepu, zdecydowanie najdroższego w jakim przyszło mi kupować i kupujemy co niezbędne do życia czyli picie oraz ciastka.Wracając z tego na prawdę pięknego miasta, zahaczamy o plażę chorwacką, która u mnie wygrała konkurs najładniejszego wybrzeża i plaży, mimo że woda była najzimniejsza. Chwilę się kąpiemy i jedziemy do granicy w Ivanicy jakieś 10 km. Strażnik na granicy woła Pawła do siebie i rozkazuje mu skasować zdjęcie znaku oznajmiającego, że jesteśmy w Bośni i Hercegovinie. Następnym celem jest Trebinje, w którym chcemy się zatrzymać, dychnąć deczko i zjeść co nieco. Tomek nie znając waluty wymienia 300 km. Idą z Pawłem do sklepu i wychodzą w euforii, że ceny są super. Pytam skąd wiecie skoro nie znacie przelicznika. Tomek uważa, że będzie to mniej więcej 1:1 z polskim złotym, ja natomiast mówię, że 1:2,5. Wysyłamy sms do Polski i okazuje się, że 1 km=2,15 zł czyli ceny są okej. 300 km było lekką przesadą dlatego Tomek zapewne wymieni to na inne waluty w Sarajevie. Każdy robi drobne zakupy i jedziemy nad rzekę czystą jak łza i wcinamy co mamy. Po posiłku myjąc menażkę, moim oczom ukazuje się elegancik ze szczypcami, dobrze, że mnie nie dziabnął bo byłby znak. Apropo zwierząt to uratowałem kolejnego, czwartego już żółwia, tym razem bośniackiego żółwia. Jutro zamierzamy rozbić się na campingu, który oznaczony jest na mapie przed Sarajevem. Stolica BIH mamy nadzieję, że warta zobaczenia. Będzie to trzecia stolica na literę S : Sofia – Skopje – Sarajevo. Do usłyszenia jutro !
Dubrovnik - widok z góry
idze rak nieborak, jak ugryzie będzie znak :)
już BIH
- DST 109.84km
- Czas 05:40
- VAVG 19.38km/h
- VMAX 60.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 26 - Zatoka Kotorska - Czarnogóra
Sobota, 10 sierpnia 2013 · dodano: 21.10.2013 | Komentarze 3
Wstajemy tak samo jak w ciągu kilku ostatnich dni czyli 6 30. Od rana już niebo było bardzo ciemne i czuć było w powietrzu straszną duchotę. Taka aura towarzyszyła nam przez cały dzień, kiedy to czarne chmury wisiały nad Czarnogórą, aż w końcu gdy masakrycznie nas zlało w Chorwacji. Drogi Czarnogóry wzdłuż wybrzeża to zazwyczaj 7% podjazdu albo 7% zjazdu, rzadkością jest płaski odcinek. Niestety nie są one przystosowane do jazdy rowerem, profil dróg jest bardzo ładny jednak brak na nich poboczy a jezdnia jest wąska. Przed przyjazdem do tego kraju nie zdawałem sobie sprawy, że jest to państwo aż tak oblegane przez turystów, niesamowite są korki i zazwyczaj popołudniem ruchem kieruję policja, a gdy zdarzy się wypadek cały ruch staje w gigantycznym korku. Między 9 a 10 zjeżdżamy do marketu, a następnie na plażę żeby zjeść i skosztować wybrzeża, w którym woda była nieco zimniejsza niż wczoraj. Kierujemy się nad Zatokę Kotorską, która w obwodzie ma około 47 km, objeżdżamy ją podziwiając piękne widoki. Około godziny 18 przekraczamy granicę z Chorwacją i znowu jesteśmy w UE, Chorwaci przystąpili do wspólnoty początkiem lipca. W Chorwacji jestem już drugi raz w tym roku, pod koniec kwietnia byłem tydzień na Wyspie Pag. Chorwacja to 10 kraj naszej wyprawy, zostaje jeszcze Bośnia i Hercegovina i jej stolica Sarajevo. Dzisiaj też szczególny dzień dla mojej mamy i Mariusza, którego poślubiła, szczęścia życzę !!! Chorwacja przywitała nas straszną ulewą, ponad godzinę chowaliśmy się pod tropikiem namiotu, nawet zatrzymała się przy nas policja zdziwiona czemu trzech gości kuca pod tropikiem (musiało śmiesznie wyglądać). Byee
nie wiem o co z tymi ptakami chodzi <myśli>
wąskie drogi...
w jednej ręce kamerka, w drugie aparat - leciał na prawdę nisko
ten oliwkowy samochód z rejestracją PL należał do młodego fana motoryzacji
wszystko mokre po ulewie
- DST 96.97km
- Czas 05:37
- VAVG 17.26km/h
- VMAX 42.00km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 25 - Skhoder (Albania) + Montenegro
Piątek, 9 sierpnia 2013 · dodano: 20.10.2013 | Komentarze 0
Wstajemy o 6 30 i znowu żmudny proces składania namiotu i reorganizacji sakw. Około 9 jesteśmy w mieście rowerów i klaksonów Skhoder. Mnóstwo ludzi, których środkiem komunikacji jest rower, starzy – młodzi, panowie-panie. Wszyscy wszędzie pedałują. Miasto jedno z większych w Albanii, co widać po liczbie ludzi czy chociażby budownictwie na wyższym poziomie oraz ilości samochodów.Te ostatnie posługują się ciągle klaksonami, na powitanie, na pożegnanie, o pełnej godzinie, kwadrans po, a żeby po prostu zatrąbić, jest to na porządku dziennym jak sport narodowy... Tomek z Pawłem idą na kawę, potem robimy jakieś zakupy i idziemy do tawerny na rogu żeby zjeść coś tutejszego. Ja zamawiam „tasqebape” czyli jak się potem okazało zupę z mięsem wołowym, coś w stylu gulaszu, tylko że jest samo mięso w tłustej zupie + 4 kromki chleba i oczywiście woda, która podawana jest do wszystkiego za darmo (nawet do kawy). Pojedzeni jedziemy do granicy z Czarnogórą, do której docieramy standardowo około południa. Niesamowity korek na oko ze 2 km, który żwawo omijamy i jesteśmy już w kolejnym dziewiątym kraju naszego tripa. Tuż za granicą spotykamy Agatę i Tomka ze Świnoujścia, którzy wzięli rowery i pojechali autokarem do Chorwacji i jeżdżą po wybrzeżu, chcąc zjechać w tutejsze góry. Rozmawiamy koło 20 minut na poboczu, wymieniamy się wrażeniami z podróży, robimy pamiątkowe zdjęcie i spadamy dalej w kierunku miasta BAR, w którym chcemy zwiedzić stare miasto. Płacimy po 2 euro i zostawiamy rowery na dole i idziemy oglądać ruiny miasta. Bardzo fajny element dnia jako, że mało zwiedzamy w końcu mogliśmy spokojnie skupić się na oglądaniu tego co zostało po tym mieście. Po zwiedzaniu przyszedł czas zobaczyć wybrzeże Czarnogóry i kamieniste plaże. Jest to region bardzo turystyczny, dlatego jest mnóstwo turystów, w tym również Polaków. Sporo także sakwiarzy. Idziemy na plażę, na chwilę wchodzimy do wody i zbieramy się żeby znaleźć nocleg jako, że było już po 19, a trzeba było wyjechać poza miasto. Czarnogóra to kolejny kraj z pięknymi widokami i ładnym wybrzeżem. Byee !!!
menu ...
Skhoder
tu też
sie działo
tak się cieszą na nasz widok albańskie kobietki
Czarnogóra
Agata i Tomek ze Szczecina
nawet malucha znaleźliśmy
trzecie z czterech wybrzeży tej wyprawy - Czarnogóra
taka franca się czaiła na namiocie
nocleg w ładnym miejscu