Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kobi.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki

Dystans całkowity:13434.34 km (w terenie 154.00 km; 1.15%)
Czas w ruchu:731:41
Średnia prędkość:18.36 km/h
Maksymalna prędkość:71.50 km/h
Liczba aktywności:144
Średnio na aktywność:93.29 km i 5h 04m
Więcej statystyk
  • DST 93.29km
  • Czas 05:22
  • VAVG 17.38km/h
  • VMAX 34.70km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 31 - Benicasim chill reggae

Piątek, 22 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0

12:27 – jestem na plaży w Benicasim, jest pysznie, woda mokra, słoneczko świeci, ludzi mnóstwo, więc nie da się czuć samotnie. Zamierzam się tutaj wybyczyć do 16, poczytać książki i zrelaksować, przecież nigdzie mi się nie śpieszy, nikt na mnie nie czeka, 22 dzień sierpnia dopiero, miesiąc mogę jeszcze śmiało pojeździć. Zaczynając od zeszłej nocy, to rozbiłem się w jakimś wysokim żelbetowym apartamencie mieszkaniowym przy plaży, wydawało mi się, że będzie tam spokojnie, niestety nie było :) Co chwila ktoś przechodził obok szkieletu, aż w końcu grupka młodzieńców, weszła do pustych pomieszczeń w środku i zaczęła świecić latarką po pomieszczeniach. Gdy natknęli się na mój namiot zaczęli uciekać z krzykiem. Nie wiedziałem, że namiot wymiarów 2x1,5 metra, wywoła aż takie przerażenie u nastolatków. Potem jeszcze jeden skradał się z latarką i chyba skumał widząc rower, że nie jestem z mafii i że bezdomny tylko przez okres wakacji, nie zawsze ;). W końcu udało się zasnąć na parę godzin, o 6 rano się zebrałem do jazdy. Wczesny start, jeszcze ciemno, pobłądziłem, nie pojechałem tak jak planowałem dzień wcześniej ale tranqilo. O 8 robię przerwę na herbatniki na plaży w Nules, a godzinę później wcinam pyszne EMPANADILLAS z Lidla (to taki podłużny pieróg z jakimś dziwnym, dobrym farszem w środku).
Od paru dni zbieram się, żeby poruszyć wątek „kolarzy”. Tutaj w Hiszpanii jest ich mnóstwo, sam przekonałem się dobroduszności kilku z nich, ale niektórzy ?? Nie chcę typować czy większość czy mniejszość z nich, ale spory procent z nich zachowuje się jakby jechali o pokój na świecie. Jadą z tragicznym grymasem na twarzy i bez przerwy spoglądając na licznik, co by sprawdzić czy aby ich niesamowite łydki dobrze podkręcają tempo. Tak są tym zajęci, że nie widzą, albo raczej udają, że nie widzą gdy machnie się im ręką. Niektórzy są po prostu dziwni, oczywiście mnóstwo kolarzy, reaguje uśmiechem, gestem ręki czy zwyczajowym Hola !
O 15:20 - skończyłem sjestę i wsiadłem na rower, podczas drzemki tak spiekło mi prawe udo, że tylko kwiczeć. Ujechałem może 2 kilometry, patrzę jakiś straszny tłok się robi na ścieżce przy plaży, nagle widzę dużo ludzi w dredach, mój nos podpowiada, że w pobliżu jest potężne zagęszczenie Marihuaniny. Sto metrów dalej schodzę z roweru, słyszę dobrze brzmiącą gitarę klasyczną podpiętą do prądu, przystaję z rowerem, słucham 10-15 minut, mnóstwo młodych pięknych ludzi ciągle mnie mija. Postanawiam siąść i kontynuować relaks, przysiadam się do gitarzysty Niemca, dobry gitarzysta, fajną ma gitarę, daje chwilę zagrać. W międzyczasie zdarzyła mi się sytuacja, która jak myślałem wcześniej, występuje tylko w filmach typu American Pie. Mianowicie podeszła do mnie dziewczyna w kapeluszu i spytała w twarz czy chce z nią iść do jej namiotu, w wiadomym celu. Nie jestem w stanie zrozumieć mojego mózgu w tamtej chwili, jest to niemożliwe ;) No więc posiedziałem jeszcze przy gitarce z ludźmi następne dwie godziny, dużo ludzi się przewinęło, Włoch Mateo, Hiszpan z Madrytu, którego imienia nie pamiętam, dwie Włoszki, które razem z Mateo myślały, że jestem z Mediolanu. Fajne popołudnie, festiwal reggae trwał 9 dni !!! W pierwszy dzień festiwalu 15 sierpnia za zupełną darmoszkę grało SKATALATIES. Niestety nie było mnie stać na bilet nawet na jeden dzień (30 euro), niestety wszystkiego naraz się nie da, ale zawsze jest okazja żeby przyjechać tutaj za rok ;)
17:40 – opuszczam moich amigos i jadę na północ w stronę Torreblanca i Peniscola. Po 2 kilometrach łapię kapcia z przodu, 20 minut wymuszonego postoju. Dzięki tej awarii miałem okazję dostrzec, że po lewej stronie drogi, którą jechałem na wzgórzu jedzie dużo rowerzystów. Zmieniam dętkę i i wracam 100 metrów, żeby wjechać na cudownie piękny szlak pieszo-rowerowy, tunele w skałach, z prawej strony widok na morze, coś pięknego. Po 90 kilometrach nogi już osłabły, mało zjadłem dziś, chciałem wjechać do Torreblanco na jakieś zakupy, ale policeman mnie cofa, że jakieś wydarzenie i zakaz wjazdu. Więc z lichą bagietką muszę sobie zorganizować dzisiejszą kolację i jutrzejsze śniadanie. Miesiąc pedałowania za mną. Nie wiem czy jechać do Andory czy z Barcelony od razu śmignąć do Francji ??? BANG !:P  
nigdy nie zrywajcie kaktusa z drzewa, 40 minut wyciągałem setki małych wrednych kolców pensetą 

wiecznie młody, Ja, Hiszpan, Niemiec ;)  
super klimacik, super ludzie ;) 
piękna droga pieszo-rowerowa za Benicasim 

... miód ... 

Route 2 811 156 - powered by www.bikemap.net




  • DST 106.56km
  • Czas 06:16
  • VAVG 17.00km/h
  • VMAX 32.80km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 30 - Valencia - Kocie przeszpiegi

Czwartek, 21 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0

10:40 – prawie dwie godziny już leżę na plaży w El Barello, duże fale, mało ludzi, mocny wiatr, jest pięknie. Poczytałem książkę, bez pośpiechu, bez nerwusia poleżę sobie jeszcze z godzinkę. Wszystko dzieje się za szybko przynajmniej 100 razy ! PRIVATE PART …
Wyruszyłem dziś o 7:30 od rana rześko, minąłem masę kolarzy w kilku i kilkunastu osobowych grupach. Koło 9 zaczęło lekko padać i cudownie wiało, czułem się jak w Anglii, krajobraz również zmienił się chwilę na angielski. Pierwszy dzień od czasu północnej Hiszpanii więc trzeba to docenić. Parę kilometrów zostało mi do Valencii, jadę sobie spokojnie, bez ciśnienia. Dziś leniwy dzień , kwadrans po 16 zrobiłem sobie obiad, wcześniej półtorej godziny jeździłem po centrum Valencii, bardzo ładne miasto. Mam jakieś 350 km do Barcelony, jest 21 sierpnia, kumpela ze studiów Kaśka będzie 26 sierpnia o 22 lądować w Barcelonie na lotnisku. Nawet jakbym jechał powoli to 24 sierpnia pod wieczór będę w Barcelonie , nocleg w hostelu to będzie 25 sierpnia, na dwa noclegi mnie nie stać, a z drugiej strony chciałbym się zobaczyć z Kasią bo bardzo ją lubię :)
Obiad zjadłem w towarzystwie obrzydliwych much, które nie chciały się odczepić cały czas gotowania i konsumowania.
21:12 – coraz wcześniej robi się ciemno, zjechałem na plażę, 15 minut zabawy z falami, kolacja i szybka rezygnacja z noclegu na plaży, za dużo ludzi, poza tym jeszcze jakaś ścieżka spacerowa przy plaży. Dzisiaj miałem dużo postojów, koło 17:30 usiadłem na ławce w Sagunto i rozmawiałem z 56 letnim Bułgarem, który przeniósł się tutaj z całą familią bo w Bułgarii NO TRABAJO i TODO MAFIA MIERDA. A zatrzymałem się tam, bo zaciekawił mnie napis na budynku, który widziałem wiele razy przy drogach, na mostach czy budynkach, był to chyba jakiś squat ;)  

się zaniosło ..... 
kilka zdjęć z Valencii 






Sagunto, Bułgar, squot

Route 2 811 150 - powered by www.bikemap.net




  • DST 148.11km
  • Czas 07:31
  • VAVG 19.70km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 29 - Mandarynkowy sad

Środa, 20 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0

20:27 – wstałem o 6:10, całą noc po plaży jeździła maszynka wyrównująca piasek, whatever. Jak to na plaży pełno piachu wszędzie, zostawiam rower przy palmie, rozbieram się do naga i daję nura do cieplutkiego morza, chwila zabawy z falami i teraz jak każdy plażowicz powinienem się opłukać ze słonego morza i piachu. Biorę szybki prysznic, jem śniadanko i korzystam z ogólnodostępnego wifi. W Alicante jestem o 8:30, po łebkach przejeżdżam po centrum, kupuję kilka rzeczy w Lidlu i jadę dalej na północ. Od dwóch dni zastanawiam się, którą drogą jechać do Valencii, opcje były dwie, albo drogą w linii prostej z Alicante do Valencii przez góry, albo drogę o 40 km dłuższą omijającą góry z prawej strony. Obie drogi oznaczone na mapie jako atrakcyjne dla oka kolorem zielonym. Uciekłem od gór i wybrałem dłuższą drogę, może nie miałem ochoty na przewyższenie 1000 metrów z rana, może po prostu poszedłem na łatwiznę, może miałem jeszcze w nogach dzień 23 i 24 ? O 15:20 mam przejechane 100 km (dzisiaj też stuknęło 3 tysiące km), zatrzymuje się w Mercadonie, żeby kupić jakieś kolorowe picie. Oprócz tego kupiłem jeszcze litr mleka czekoladowego wypijając duszkiem pod sklepem. Może to te chipsy solone, może mleko, może upał, a pewnie wszystko razem spowodowało, że poczułem się strasznie źle i zacząłem marzyć jedynie o cieniu i drzemce. Trochę szukanie, kombinowania i znalazłem super miejsce, żeby rozłożyć materac i przespać się w cieniu, mianowicie pod przęsłem wiaduktu. Dwie godziny później budzę się cały spocony, patrze na zegarek 17:40, przeciągam się leniwie i doleguje jeszcze trochę i dzwonię do kumpeli ze studiów, która za 6 dni miała być w Barcelonie, skąd następnego dnia jedzie pociągiem do Valencii na Erazmusa. Mieliśmy się spotkać na lotnisku w Barcelonie tego dnia. Wczoraj skończył mi się magnez B6, koło 19 wchodzę do apteki mówię „ necesito” i pokazuję opakowanie, niestety tylko osobno magnez osobno witamina B6, spróbuję jutro. Na ostatnią godzinę jazdy, zjeżdżam z krajowej drogi i jadę bliżej morza, spokojniutką wąską drogą i zbaczam w mandarynkowy sad, gotuję makaron z sosem z Lidla, zaznaczam długopisem ślad dzisiejszej trasy na mapie i idę spać ;)  
Alicante




popołudniowa drzemka 

Route 2 810 784 - powered by www.bikemap.net




  • DST 136.88km
  • Czas 07:15
  • VAVG 18.88km/h
  • VMAX 57.40km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 28 - Mrówki, larwy, Cartagena, plażowanie

Wtorek, 19 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0

5:44 – nie mogę spać, głód doskwiera, robię sobie makaron z sosem, w nocy duszno, nie ma szans zmrużyć oka...
21:03 – jestem na plaży El Altet i zamierzam tu nocować. Plaża ładna, kojarzy mi się z polskimi plażami np. w Mielnie poza sezonem. Mielno ma piękne plaże, z fajnymi dojściami przez las. Woda w morzu tak ciepła, że jeszcze chwilę temu rzucałem się na fale. Dzisiaj bardzo łatwy i przyjemny profil droga, poza początkiem dnia gdzie miałem 6 km podjazdu po ciemku, gdyż zacząłem jazdę chwilę po 6. Z kamizelką odblaskową, tylnią lampką i czołówką ponieważ duży ruch był na drodze, mimo wczesnej pory. Na noc zostawiłem reklamówkę ze śmieciami poza namiotem i rano otaczały mnie setki mrówek i dziwnych larw. Zwinąłem się szybko i jazda. Koło 8 rano byłem w Cartagenie – przyjemne miasto, jem tam śniadanie i kręcę dalej wzdłuż morza, Los Alcazares, Torrevieja. Jestem mniej więcej 10 km od Alicante, w mieście tym główną siedzibę ma firma Eurogoma, w której filii pracowałem rok w Krakowie. Może załatwię tu sobie pracę na jakiś czas ? W końcu poznałem szefa Hiszpana, byłaby to lepsza opcja niż kolejny wyjazd do Anglii. Czas
pokaże ...
   
piękny wschód ... 

 
Cartagena


Prawie 20 km jechałem bardzo ładną ścieżką rowerową wzdłuż głównej drogi ;) 
czaple
  

nocleg na plaży ...

Route 2 810 732 - powered by www.bikemap.net




  • DST 126.69km
  • Czas 07:23
  • VAVG 17.16km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 27 - Made in China

Poniedziałek, 18 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0

21:00 – kolejny dzień za mną. Ruszam parę minut po 8, a po 16 mam 90 km na liczniku. Ciągle pytam ludzi gdzie mogę kupić kartusze z gazem, albo nikt nie wie, albo kierują do Ferretteria, czyli sklepu z artykułami jak kuchenki i rzeczy związanych z gotowaniem w plenerze. Po południu dostrzegam chiński market na poboczu drogi, myślę sobie sprawdzę, przecież oni wszystko mają. I faktycznie 2,3 euro za kartusz 190 gram, biorę dwa wkłady, a to oznacza, że wieczorem będę miał makaron bolognese zakrapiany winem ;) Między 15-16 mapa Andaluzji się kończy, szukam po stacjach benzynowych, jedyne co mogę dostać to mapa Spain-Portugal skala 1:1000000, którą można rozpalić ognisko. W końcu na kolejnej stacji udaje mi się kupić kolejną dobrą mapę Michelin, wschodniej Hiszpanii, kolejne 8 euro, ale przynajmniej czuje się komfortowo widząc drogę na mapie i możliwość jej wyboru. Od 16 czuje straszny głód, wmawiam sobie, że wytrzymam 30 km do wieczora i na plaży zrobię sobie kolacje. No to 3 km podjazdu, takiego że decyduje się prowadzić rower przez 2 km, ostatni kilometr podjeżdżam. Kiszki grają marsza, koło 17:30 robię jeszcze drobne zakupy w Mercadonie na wieczór. Dojeżdżam o 18 do Puerta del Mazarron, siadam na ławce przed plażą i zaczynam gotowanie, popijając winem Don Simon. 2 godziny siedzę w jednym miejscu wpatrując się w ludzi na plaży, był to na pewno najgorszy dzień pod względem samotności. PRIVATE PART :))
Kolacja pyszna, na deser muffinki, jadę jeszcze parę kilometrów i rozbijam się niedaleko drogi, przy morzu.

„Patrzę na mapę, wybieram drogę, która wydaje się być piękniejsza – nie krótsza. Gdy pakuję sakwy chce jak najwięcej zobaczyć, poszukać trochę siebie, a nie jak najszybciej wrócić skąd wyjechałem” 

ładna droga ... 
wieczorne gotowanie z Don Simon 
sunset
 
miejsce noclegu 
Route 2 809 527 - powered by www.bikemap.net




  • DST 118.63km
  • Czas 07:52
  • VAVG 15.08km/h
  • VMAX 53.80km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 26 - Tańczący z wiatrami

Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0

14:53 – nie mam siły dłużej walczyć z wiatrem, który chce mnie zawrócić do Malagi. Rzuca mną jak szmatą na zjazdach, a na podjazdach nie jadę więcej niż 6 km/h. Wiatr wzmógł się już wczoraj przed północą, namiot ledwo wytrzymał w posadach. Dzisiaj start 7:50, rano przyjemnie koło 20 stopni C, teraz ponad 40. Zatrzymałem się celem zrobienia obiadu, lecz przy próbie odpalenia kuchenki, kartusz z gazem okazał się pusty, więc póki co nici z obiadu, muszę zdobyć nowe wkłady. Czuje się dziś kiepsko... Humor poprawia miasteczko Sorbas, które wyglądało cudownie w niedzielny wieczór. Dzisiaj też dzień z kategorii tych, że masz wrażenie jechania ciągle pod górkę.
19:54 – namiot rozbity przy drodze, WIND MADE MY DAY 
rozstałem się dzisiaj ze znalezionym jakiś czas temu sombrero, może następny podróżnik znajdzie kontynuując jego historie 

chłopaki trochę poprawiły humor tego dnia ... 
Jesteś szaleni ? 

Route 2 809 515 - powered by www.bikemap.net




  • DST 68.09km
  • Czas 03:56
  • VAVG 17.31km/h
  • VMAX 56.30km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 25 - Chillout in Pitres

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0

Jest po 14 – jestem po śniadaniu i obiedzie „menu del dia” i genialnym deserze Natillas Caseras ;), którego wziąłem dwie porcje. Pokochałem ten deser, coś w stylu pudingu z cynamonem i rozpuszczonymi herbatnikami.
Spałem aż do 10, nawet nie nastawiałem budzika, wyregulowałem przerzutki i podciągnąłem trochę hamulec z przodu i poczytałem książkę. 21:35 – rozłożyłem namiot za opuszczonym budynkiem przyj rozjeździe dróg. Wystartowałem dziś o 16, godzinę zajęło mi porządkowanie i rozmieszczenie rzeczy w sakwach. Mając wszystko na ziemi, podzieliłem rzeczy na te, które używam bardzo często, prawie codziennie i te, które używam raczej awaryjnie. Jakoś udało się spakować tak, żeby sakwy ważyły podobnie. Potem wytrzepałem namiot z piachu, okruchów, trawy, owadów. Udało mi się dzisiaj przejechać prawie 70 km, w niecałe 4 godziny, droga wciąż bardzo urokliwa. Koło 19 napadł mnie straszny głód, stan posiadania to pół paczki herbatników, jest sobota wieczór, wiedziałem że nie mogę tego tak zostawić i muszę spróbować gdzieś kupić chleb. Zdecydowałem, że zjadę do miasteczka Alcolea. Pierwsze Cafe Bar, pytam „Donde puedo comprar pan ?”(Gdzie mogę kupić chleb), jeden facef pijący piwo, będący zarazem jedynym klientem tego wieczoru kręci głową i coś bełkocze żeby spróbować wyżej w mieście. Jadę dalej, pytam miejscowego pijaczka o to samo, mógłby mówić do mnie po chińsku wyszło by na to samo. Jego pijany hiszpański równał się dla mnie chiński. Kawałek dalej wchodzę do Bar Club Whisky i tutaj chce się na chwilę zatrzymać... W miasteczku widziałem może 10-15 osób przejeżdżając przez nie. Ale to miejsce Bar Club Whisky, w środku wyglądało jak dobry bar w Krakowie, jedynym problemem było, że nikogo nie było w środku, aż żal się robi patrząc na młodego barmana przecierającego szklanki. W życiu nie spodziewałbym się takiego baru w takim małym miasteczku. Barman mówi mi, że wszystko już pozamykane jest, że sobota wieczór, ale mówi że obok jest piekarnia, idzie ze mną kawałek i mówi, że zamknięte. Krzywię twarz z niezadowolenia, chyba było widać, że głodny jestem, może teraz jemu zrobiło się mnie żal i zapukał do środka wołając ANA. Młoda dziewczyna otworzyła i sprzedała mi dwie weki, jedna ogromna, druga o połowę mniejsza. Chłopak z baru uratował mi nic i jutrzejszy poranek, bo w nocy pewnie nie usnąłbym z głodu i rano głodował. Gdyby nie późna pora 20:30 chętnie bym zamówił piwo w jego barze ale zaczynało się ściemniać, ja musiałem znaleźć miejsce na nocleg i zdecydować, którą drogą jutro jechać. Dzisiaj lajtowy dzień, regenerujący organizm ;) Do jutra !!! 

gorąco polecam, wystarczy wpisać na youtube i znajdziecie przepis ;)) 

w Hiszpanii Cafe Bar są wszędzie... 

Route 2 809 510 - powered by www.bikemap.net




  • DST 81.84km
  • Czas 08:51
  • VAVG 9.25km/h
  • VMAX 52.40km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 24 - Pico del Veleta 3396 m

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 2

22:55 – właśnie przejrzałem zdjęcia z dzisiejszego dnia, jest ich ponad 100. Czas spędzony dziś na rowerze to prawie 9 godzin, strasznie dużo emocji i wewnętrznej walki. Udaje mi się zacząć jazdę o 7 rano, szaro buro więc pierwszy raz włączam lampkę z tyłu. Miałem plan podjechać pod camping, który znajdował się niecałe 4 km dalej i spytać czy mogę wziąć tylko prysznic przed podjazdem. Była 7:25 a recepcja startowała od 8:30 więc postanowiłem wejść i się obsłużyć. Prysznic pychota, można zaczynać podjazd jak nowo narodzony. Początek jako taki, 5 km w miarę nachylenie łagodne, wjeżdżam do małego miasteczka, panowie kierują mnie na właściwą drogę i zaczęło się. Podjazd o nachyleniu 17-22 %, przez 6-7 kilometrów. Od 1500 mnpm nachylenie jest łagodniejsze i można jechać bez postojów co 50 metrów. Wspinam się wspinam powoli, końca nie widać, ani żadnych punktów gdzie można by wodę uzupełnić. Tak przy okazji dzisiaj jest państwowe święto w Hiszpanii ;)
Koło 15 udaje mi się zdobyć szczyt, 12 km przed nim kończy się droga dla samochodów, wstęp tylko dla pieszych i rowerzystów. Bardzo dużo rowerzystów dzisiaj podjeżdżało ze mną tylko, że na szosówkach bez walizek :) Nie mogę powiedzieć, żeby droga z Granady na Pico del Velete jakoś mnie urzekła widokami, uważam że Transfogaraska 7c w Rumunii w stronę szczytu ładniejsza. Ale to co widziałem pchając rower i czasami zjeżdżając z Velety do Pitres zmiażdżyło mózg. Tutaj karpaty muszą ustąpić miejsca Sierra Nevada. Coś pięknego dla oka, cudo, miód malina.
Było tak … podjeżdżając myślałem już tylko o tym, że jak wjadę to potem mam 40 km zjazdu, i to była moja motywacja gdy na przełożeniu 1x1 robiłem serpentyny. Z 40 km teoretycznego zjazdu ponad 10 prowadziłem rower, 15 km zjeżdżałem po kamieniach i głazach z prędkością poniżej 15 km/h i resztę zjechałem z prędkością koło 20 km/h. Mnóstwo hiszpańskich „puta” padło dzisiaj na trasie. Przynajmniej 100 razy myślałem, że zaraz pęknie kolejna obręcz, pękną szprychy, zerwę bagażnik, złapie gumę. Sakwy wypadły z tylko raz, gdy zahaczyłem o duży głaz. Wertepy masakryczne, jak droga do żwirowni nad rzeką ;))
Na pewnym odcinku nie było żywego ducha w promieniu kilkunastu kilometrów, a ja nie wiedziałem czy dobrze jadę, czy powinienem był skręcić gdzieś, brak jakichkolwiek znaków. Byłem strasznie głodny i zmęczony i trochę wystraszony gdzie jestem. Chciałem już dojechać do miasteczka, zobaczyć samochód, domek, krowę, cokolwiek. Gdy już byłem zrezygnowany, słyszę za mną odgłos silnika samochodu, zatrzymuje go i pytam gdzie jesteśmy, z uśmiechem powiedział że w Hiszpanii, w górach Sierra Nevada, naprawdę bardzo dobry żart ale nie wtedy :). Z twarzą zagubionego dziecka pytam czy to dobra droga do Capileiry, odpowiedź brzmiała tak, odzyskałem nadzieję, że uda mi się jeszcze dojechać gdzieś gdzie jest camping. Marzyłem o tym, żeby wziąć prysznic, byłem cały z pyłu i odpocząć !!! Patrze na mapę, PITRES i znaczek namiotu, późno było ale zaryzykowałem. 21:10 na szczęście dwie starsze Hiszpanki siedziały jeszcze przed recepcją, 11 euro, rozkładam się, 2 piwka, 5 hotdogów i 35 minut pranie ciuchów. Jutro zamierzam odpocząć i dopiero po południu wyjechać w stronę Valencii.
„Musze odpocząć” - ( scena na plaży z Dnia Świra – Koterskiego) 





państwowe święto w Hiszpanii, dlatego bardzo wielu rowerzystów dzisiaj podjeżdżało :) 
Pico del Veleta 3396 mnpm 
Pico Bene :p 
słit focia
 


piękny zjazd ... 

piękne widoki podczas spaceru farmera i "zjazdu" 





przejezdny odcinek 

Route 2 809 500 - powered by www.bikemap.net




  • DST 120.36km
  • Czas 08:22
  • VAVG 14.39km/h
  • VMAX 60.80km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 23 - Podjeżdżanie, szczytowanie...

Czwartek, 14 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0

Hejka, nie wiem co napisać, to był najbardziej hardkorowy dzieńw mojej sakwiarskiej karierze. Nie wiem ile z tych 120 km dzisiaj było podjazdem, ale z pewnością większość. Nie wiem też jak po ponad 30 km podjeździe w upale udało mi się wykrzesać siły, wjechać do Granady i zacząć podjeżdżać Veletę. Zastanawiałem się czy próbować podjechać jeszcze 3,5 km do campingu, ale nie byłoby szans. Głowa sama leci mi do spania, kolana wyją o altacet, a ja jestem w dziwnym transie. Podjazd na Transfogaraszę w rumuńskich karpatach w porównaniu z tym dzisiaj był o wiele przyjemniejszy. Dzisiaj dużo godzin jazdy, wczesny start i w głowie już tylko jutrzejszy podjazd na Pico del Velete 3396 mnpm. Przed snem jeszcze wyczyściłem łańcuch i nasmarowałem, żeby jutro ładnie pracował. Sama Granada to turystyczna mekka, jakbym miał dużo dineros do wydania to super, a tak to mogę się oblizać po popękanych wargach. Nawet podjechałem pod Alhambre i spytałem Cuanto cuesta para entrada ? Ale usłyszałem, że bilety można kupić dopiero na jutro bo full :)) 











HARDCORE SWEET DAY :))

Route 2 809 494 - powered by www.bikemap.net




  • DST 140.37km
  • Czas 07:09
  • VAVG 19.63km/h
  • VMAX 58.60km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 22 - Malaga tiki taki i kasztanki

Środa, 13 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0

19:40 – zrobiłem przerwę na 20 minut, bo ławeczkę ładną wyczaiłem przy morzu to sobie parę ciastek zjem. Dzisiejszy dzień jest chyba rekompensatą za wczoraj...
Udaje się wstać o 6:45 – start 7:30. Pierwsze 6 km to zjazd do miasteczka El Burgo, potem 7,5 km podjazdu, który poszedł bez większego wysiłku, następnie 16 km zjazdu przerywanego kilkoma podjazdami nie dłuższymi niż 100 metrów. Jedzie się dobrze, naprawdę dobrze, wczesny ranny start jest dużo lepszy niż zwlekanie w śpiworze do 8. O 13:30 mam 80 km na liczniku i jestem w Maladze. Po chwili zatrzymuje mnie koleś przy stoisku gdzie stał rower z sakwami, na stoisku, ulotki, koszulki, breloczki. Była to inicjatywa wspierająca walkę z leukemią. Javier miał przejechać z Sevilli do Gijon, i zebrać trochę pieniędzy żeby pomóc chorującym ;) Kupiłem bardzo ładny breloczek, który zawiesiłem na kierownicy. Pomaga mi znaleźć informację turystyczną i generalnie jest bardzo miły :) http://humabike.wordpress.com/ Oto stronka inicjatywy !
Jeżdżę godzinę po centrum i potem jadę na plażę popływać, zjeść kilogram nektarynek i poczytać książkę. Miasto bardzo przyjemne, fajny klimat, ładne uliczki. Na jednej z takich uliczek kupuję nowożeńcom (siostra i śwagier) magnez na lodówkę :) co za szczodrość, co za hojność :P i wyjeżdżam poza miasto.
21:05 – obóz rozbity, ładny dystans, rowerowo dobry dzień, nierowerowo też dobry, w Lidlu kupiłem podkoszulek hiszpanii z MŚ 2014, po niewypale sprzedają po 1 euro, a podkoszulek elegancki :) 
 
z Javierem 
Malaga centrum 


spoko koleś, spoko pieseł :) 
wieczorny odpoczynek na herbatniki ...

Route 2 809 489 - powered by www.bikemap.net