Info
Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień16 - 10
- 2014, Sierpień31 - 7
- 2014, Lipiec9 - 4
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Wrzesień14 - 2
- 2013, Sierpień28 - 19
- 2013, Lipiec19 - 12
- 2013, Czerwiec1 - 1
- 2013, Maj5 - 1
- 2012, Listopad10 - 2
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień4 - 5
- 2012, Sierpień4 - 0
- 2012, Lipiec2 - 0
RoweroweLove Spain-Portugal...
Dystans całkowity: | 6037.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 347:20 |
Średnia prędkość: | 17.38 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.50 km/h |
Liczba aktywności: | 55 |
Średnio na aktywność: | 109.77 km i 6h 18m |
Więcej statystyk |
- DST 112.32km
- Czas 06:13
- VAVG 18.07km/h
- VMAX 56.80km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 16 - Dwa promy + NIEMIEC Daniel
Czwartek, 7 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0
Udało
się wstać o 6:40, kawałek od drogi na plaży był prysznic, a że
było wcześnie i nie było ludzi skorzystałem z okazji. Super
uczucie choć na 15 minut być świeżym ;) Po godzinie byłem w
Lizbonie, stolica, dużo ludzi, strome uliczki, żółte tramwaje,
lekkie zagubienie... Po dwóch godzinach wyjechałem ze stolicy i
wziąłem prom z Lizbony do Cristo Rei, następnie drogą krajową
N10 jechałem w kierunku Setubal z sakwiarzem z Portugalii. Nie mówił
po angielsku, a portugalski i hiszpański wcale nie są tak bardzo
podobne ;) więc rozmowa była właściwie niemożliwa. W Setubal
znowu przeprawa promowa do Troi a potem cudowny 20 km odcinek wzdłuż
rzeki i oceanu. W pewnym momencie zatrzymałem się przy drodzę,
żeby sprawdzić jak pięknie może wyglądać plaża w tym miejscu.
15 minut spaceru przez wydmy i mogłem zamoczyć nogi w oceanie,
cudowna plaża, zero ludzi i przestrzeń. Posiedziałem 20 minut,
zjadłem parę herbatników, i wróciłem do pedałowania. Droga jak
na pustyni, 43 stopnie, nie byłem w stanie jechać szybciej niż 17
km/h mimo płaskiego terenu. Udało mi się tego dnia dojechać do
Grandoli, małego miasteczka, skierowałem się do miejskiego
supermarketu i kupiłem sobię dwa piwka na ochłodę. Miasteczko
wydawało się puste lecz niesamowicie klimatyczne i spokojne. W
pewnym momencie do sklepu wchodzi chłopak w kapeluszu i macha mi
ręką, skończyłem akurat drugie piwo i poszedłem po jeszcze
jedno. Zagadałem do niego słysząc, że mówi po angielsku. Okazało
się, że jest Niemcem, ma na imię Daniel, jest architektem i
przeszedł francuski szlak Camino de Santiago, a co najlepsze idzie
dalej na nogach do Faro na samo południe Portugalii. Wypiliśmy
razem na pewno koło 10 piw, z nikim jeszcze tak dobrze mi się nie
rozmawiało po angielsku jak z Danielem ! Po dwóch godzinach przy
sklepie, powiedział żebym szedł z nim, że spyta właściciela
pensjonatu, w którym wziął pokój czy mogę się przespać u niego
w pokoju (wiem od razu myślisz, że cioty ;)) Strasznie sympatyczny
starszy pan nie miał nic przeciwko. Wziąłem prysznic, zrobiłem
pranie i przygotowałem spagetti. Zarówno ja wykończony upalnym
dniem jak i Daniel swoją pieszą wędrówką usnęliśmy koło 1 w
nocy oglądając portugalską telenowelę. Niesamowity gość !!!
who is Jackie ??
pierwszy prom...
po drodze urwały mi się paski z sandałów, na szczęście miałem szybkozłączki :)
a za wydmą ...
jeszcze kawałek ...
piękna plaża :)
wieczorny przystanek pod sklepem
ulubiona Grandola
chwilę po toalecie, piesek przyszedł do nas ;)
hehe, świetny człowiek :)
- DST 114.18km
- Czas 06:03
- VAVG 18.87km/h
- VMAX 69.80km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 15 - Cabo da Roca
Środa, 6 sierpnia 2014 · dodano: 25.09.2014 | Komentarze 0
Godzina
11, zrobiłem sobie postój w pięknym miejscu nad oceanem, ławeczka
na klifie, herbatniki i głowa pełna rozmyślań. Zdecydowałem się
jechać do Cabo Raso więc rano wyruszyłem przed Dymitrijem.
Zauważyłem na mapie możliwość skręcenia parę kilometrów
wcześniej w drogę N247, lecz musiałem kawałek zawrócić. Jak się
okazało po 7 km, nie znalazłem tej drogi i operator wózka
widłowego potwierdził, że przeoczyłem zjazd i żebym lepiej
wrócił. No to wróciłem, jadę sobie, jadę a ze skrzyżowania
kawałek od miejsca noclegu wyjeżdża Dymitrij, beka jak cholera,
cóż za synchronizacja. Pojechałem z nim 0,5 km i skręciłem we
właściwą drogę. Przez chwilę myślałem, że to jakiś znak i
powinienem siąść mu na kole i jechać prosto do Lizbony … Nie
zrobiłem tak i wiecie co ? Jakoś poczułem więcej przestrzeni
jadąc sam, zero ograniczeń, zero ciśnienia. Nie twierdzę, że 3
dni jazdy z Dimką nie były mi potrzebne. Z pewnością było,
miałem towarzystwo, co wieczór kolację, wino, nadrobiłem słaby
początek...
16:30
jestem w Cascais, miałem zamiar nocować na najdalej wysuniętym na
zachód punkcie europy, lecz było tam zbyt dużo ludzi, tłoczno,
oddychać się nie dało. Jadę więc wzdłuż oceanu w stronę
Lizbony, może podjadę jeszcze 10 km w tym kierunku. Teraz
odpoczywam na świetnym parkingu dla rowerów, z plastykowymi
kanapami (mimo, że plastykowe to bardzo wygodne). Piję Super Bock i
czytam książkę co jakiś czas leniwie spoglądając w dal
oceanu... Na dniach muszę pomyśleć o campingu, zregenerować się,
pranie zrobić, dostałem detergent do prania od Dimki i spray na
owady. Nie wiem dlaczego wstaję tak późno, wyruszam codziennie o 9
zamiast o 7. Od jutra plan pobudki o 6 i startu o 7 rano, pozwoli mi
to na więcej odpoczynku w ciągu dnia, zwłaszcza podczas
największych upałów, a po drugie szkoda marnować dnia.
1500
km za mną, dzisiaj też osiągnąłem ładną prędkość 69,8 km/h.
Dzisiaj też hardkorowy wiatr, który z lekkiego zjazdu rozpędzał
mnie nawet do 50 km/h z kolei z dużych zjazdów nie pozwalał jechać
więcej niż 15 km/h gdy wiał przeciwnie. Za tydzień może już uda
się podjechać Pico del Veleta :)
przerwa na herbatniki...
pokrzywione drzewaaaaaaaaaaaaa
najdalej na zachód ...
rowerowy parking
- DST 169.39km
- Czas 07:29
- VAVG 22.64km/h
- VMAX 55.70km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 14 - Ostro na kole ruska
Wtorek, 5 sierpnia 2014 · dodano: 25.09.2014 | Komentarze 0
19:58
– jesteśmy jakieś 50-55 km od Lizbony. Ciężki gorący dzień i
spory dystans. Dymitrij ma dobry rower na długie dystanse, koła 28
cali, 1,5 cm grubość opony i przełożenia w piaście. Podobny
rower miał Mark Beaumont, który pobił rekord i objechał świat w
niecałe 200 dni. Zastanawiam się dziś cały dzień czy jutro
jechać z ruskiem do Lizbony, wziąć noc w hostelu, pooglądać
miasto w nocy czy jechać na zachód od Lizbony przy samym oceanie i
pojechać na najdalej wysunięty na zachód punkt Europy, posiedzieć
trochę, poczytać na spokojnie, bo ostatnie 3 dni są gonitwą. Z
jednej strony dobrze bo nadrobiłem trochę słaby początek, a z
drugiej strony nie chce się śpieszyć … Dzisiaj bardziej w głąb
lądu, dużo wielkich pól uprawnych, ładny zamek w Obidos i ciekawe
miasto Nazare. Portugalia przypomina mi klimatem bardzo Rumunię,
którą wspominam bardzo pozytywnie z zeszłorocznej wyprawy (patrz
wyprawa Grecja+Bałkany 2013). Kolejny raz załapałem się na
kolację, z pełnym żołądkiem mogę iść przespać kwestia
jutrzejszej trasy, nie lubię stolic państw europejskich, tam
wszystko jest wysokie, szybkie, za szybkie. Dzisiaj też debiut w
krzakach po 14 dniach
- DST 118.41km
- Czas 06:04
- VAVG 19.52km/h
- VMAX 46.90km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 13 - Źle wychowany portugalski koń !!!
Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 · dodano: 25.09.2014 | Komentarze 0
Pobudka
8:30, start 10. Rano mieliśmy niemałe zamieszanie z koniem, który
uciekł z ogrodzonego terenu i chciał zjeść nasze sakwy i namioty
;) Na prawdę mnóstwo strachu i śmiechu zarazem, koniuszy ubrudził
mi sakwy swoimi odchodami gdy stanął na nie kopytami, miażdżąc
zawartość, jakoś udało nam się spakować i uciec...
Rano
zakupy w Lidlu, ja czekam przed sklepem, po chwili wychodzi Dymitrij
z 10 piwami 0,3l < 1% alkoholu. Żeby nie być dłużnym dokupiłem
wino w kartonie za 0,99 euro ;) Koło 14 pojechaliśmy nad ocean w
Vagos, tam w informacji turystycznej po 10 minutowej rejestracji
udało się skorzystać z wifi. Zarejestrowała mnie 20 letnia
Portugalka z bardzo dobrym angielskim, studentka księgowości,
bardzo w porządku dziewczyna. 2 godziny odpoczynku, plażowanie,
surfowanie w internecie i ruszamy dalej, cudowną pustą drogą,
wzdłuż której ciągnął się piękny las z lewej i prawej strony,
jak w innym wymiarze ;) Dymitrij znów przygotował pyszną kolację
zakrapianą winem PORTO.
Dzisiaj
też przed południem na bazarze w Portugalii kupiłem okulary
przeciwsłoneczne, gość wystartował z ceną 10 euro, lecz
krakowskim targiem doszliśmy do 5 euro ;) …
Isn't he lovely ???
piękna droga wzdłuż lasu...
Dimka
- DST 164.43km
- Czas 08:19
- VAVG 19.77km/h
- VMAX 50.30km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 12 - Porto z Dymitrijem
Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 25.09.2014 | Komentarze 0
Dzisiaj
zaliczyłem najwcześniejszy start do tej pory !!
Jest
10:09 – siedzę sobie parę km od granicy z Portugalią i patrzę w
ocean, wypatrując obu Ameryk... Granice ...Dla kogo ? …
Strasznie
lepki jestem, jedne z butów to chyba do spalenia pójdą, póki co
wrzuciłem je na dno sakw robiąc potrójny węzeł uszami reklamówki
:) Wróciłem do sandałów, słońce nieśmiało wychodzi zza górki
a ja wcinam herbatniki.
Śmierdzę
czy nie ?? To pytanie chyba najczęściej sobie zadaję. Gdybym do
sklepu wchodził bez kasku rowerowego, pewnie uznaliby mnie za
bezdomnego, na szczęście kask nie chroni tylko głowy:)
Zgubiłem
gdzieś rano okulary, albo są już rozjechane na drodze albo jakiś
szczęśliwiec znalazł, kupie sobie nowe w w Portugalii jakieś
hardkorowe hipsterskie. Pomarańczowy napój Revoltosa, który
wczoraj nabyłem za 0,56 euro miażdży system, myślę że mógłby
konkurować poziomem z „węgierską konserwą 2013”. …. PRIVATE
PART
…
22:06 – jem kolację z
Rosjaninem Dymitrijem, którego spotkałem dziś zaraz po
przekroczeniu granicy. Zrobiliśmy raz ponad 120 km i jutro też
jedziemy razem. Dymitrij jedzie do Lizbony skąd wraca samolotem do
Rosjii. Zjedliśmy wkusny makaron z tuńczykiem przed snem. Dzisiaj
spory dystans, piękne Porto wieczorem i genialny stalowy most, który
zawsze chciałem zobaczyć na żywo. We dwóch jedzie się lepiej,
ponieważ ma się odniesienie i można jechać na kole ;) Parę
kilometrów przed Porto, na ulicach jakiegoś małego miasteczka,
ludzie coś celebrowali. Pochód rozciągał się na około 250-300
m, orkiestra, księża, dzieci, starsi, młodzi, koniki i my
przeciskający się z rowerami między ludźmi po chodnikach.
Większość ludzi stwierdziła, że jesteśmy większą atrakcją i
czuliśmy się jak na wybiegu. Mam nadzieję, że dzisiejszej nocy
nie będę miał tak porytych snów jak zeszłej nocy !! W Portugalii
trochę drożej niż na północy Hiszpanii. Do kolacji wypiliśmy z
Dymitrijem po piwie i karton wina czerwonego na lepsze trawienie.
Fajnie się dzisiaj jechało, fajne spotkanie, fajny dzień, no i
gdzieś po drodze stuknęło 1000 km.
poranne czytanie książki
Portugaliaaaaaaa
pochód... BOMBEIROS
Dymitrij
genialny most !
- DST 130.71km
- Czas 07:18
- VAVG 17.91km/h
- VMAX 50.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Szkocka Hiszpania
Sobota, 2 sierpnia 2014 · dodano: 24.09.2014 | Komentarze 0
Zacznę
od wczorajszego seminarium na temat Santiago de Compostela i św.
Jakuba. Wykład prowadziła Polka, która przyjeżdża tutaj od 4 lat
w okresie wakacji i pracuję w restauracji. Zrobiła doktorat na
jakiejś warszawskiej uczelni, a jego tematem był rozwój
chrześcijaństwa w europie na przykładzie Santiago de Compostela.
Było 15 osób, sami Polacy, prawie dwie godziny wykładu, poszedłem
tam z ciekawości, chcąc dowiedzieć się co nieco o szlaku, którym
jechałem ponad 800 km. Było to świetne podsumowanie północnej
Hiszpanii. Monte de Gozo, czyli miejsce seminarium znaczy „Góra
radości”...
W
nocy strasznie padało, przed czym ostrzegała mnie wczoraj Hiszpanka
z ekipy. Wstałem o 8, złożyłem mokry namiot, który właśnie
suszę, wziąłem gorący prysznic i ruszyłem zobaczyć w końcu cel
pielgrzymów z całego świata. Dla ludzi mocno wierzących,
prawdopodobnie całe miasto jest bardzo istotne, dla mnie po prostu
miasto z ładną katedrą, muzeum i bardzo przyjemne stare miasto.
Zrobiłem parę zdjęć i pojechałem w przybierającym na sile
deszczu, właściwie co chwila padało, żeby zaraz przestać. Cały
dzień pedałowałem dziś w mokrych butach, od 8 do 20. Gdy je
ściągnąłem w namiocie w mig przypomniałem sobie o chettosach
serowych – This is SADZA ! Rozbić się mam zamiar przy samym
oceanie, gdzie jest zerwana droga pieszo-rowerowa i robiona jest
nowa, stoją dwie kopary więc można się schować. O ile zaraz nie
przyjedzie policja to powinienem mieć w miarę spokojną noc.
Ogólnie dzisiaj słabo żywieniowo, rano na śniadanie zjadłem 45
cm gumową dwudniową bagietkę z kremem czekoladowym (myślałem, że
zęby połamie), potem wypiłem dwa małe energetyczne mleczka
czekoladowe, które dostalem od Robera, następnie zjadłem 12
babeczek, 250 g herbatników czekoladowych i popiłem „Revoltosą”
pomarańczową. Zadzwonił dzisiaj też do mnie Mateuszek z Anglii, z
żartobliwie spytał czy znalazłem już dziewczynę w Hiszpanii.
Poruszył ciekawy temat poznawania ludzi, w podróży, zwłaszcza
płci przeciwnej. Pomyślcie, prawie cały dzień leje się ze mnie
pot, prawdopodobnie śmierdzę, broda jak u kozy, wygląd kompletnie
nieatrakcyjny, z nosa schodzi skóra, a z butów … No nic tylko na
podryw Mateuszku :))
- DST 58.77km
- Czas 03:49
- VAVG 15.40km/h
- VMAX 46.50km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 10 - Espana Cycle Team
Piątek, 1 sierpnia 2014 · dodano: 24.09.2014 | Komentarze 0
17:22
– nieistotne są kilometry gdy wokół dzieję się tyle fajnych
rzeczy! No, chyba że zastanie mnie zima we Francji:) Dzisiaj jeden z
najfajniejszych dni tripa, głównie z powodu spotkanej na trasie
hiszpańskiej ekipy. Wstałem jak zwykle po 8, mimo że budzik na 6,
jak zwykle wszystko wilgotne, a najbardziej ręce (straszne uczucie,
jakby człowiek miał ciągle wilgotne i brudne dłonie). Dzisiaj
również chłodno z rana, więc na zjazdach nawet nie naciskam na
pedały. Są 3 szlaki prowadzące do Santiago de Compostela, które
dzisiaj (od mojego 20 km) złączyły się w jeden, i od razu dało
się to zauważyć, mnóstwo pielgrzymów wędrujących oraz
rowerzystów. Szlak bardzo wymagający, w lesie, po kamieniach, ale
bardzo wesoło zarazem. Zewsząd było słychać HOLA ! Buen Camino
!czyli pozdrowienie oznaczające coś w stylu „dobra robota”. Na
tym szlaku spotkałem dziś 6 osobową grupę rowerzystów: 4
caballeros i 2 mujeres. Fantastyczni ludzie, traktowali mnie jak
swojego, a śmiechu z nimi ogrom. Jak się okazało ich grupa
powiększała się stopniowo, dziś rano jako ostatni dołączył
Federico z Barcelony i około 11 dołączyłem ja. Federico i Rober
jako jedynie nie mówili po angielsku, a mimo to z nich miałem
najwięcej śmiechu, ciągle coś krzyczeli po hiszpańsku, mega
sympatyczni i zabawni ludzie. Najlepiej mówiły dziewczyny więc
sporo z nimi pogadałem. Jedna z nich 2 tygodnie temu była na
urlopie w Krakowie ;) W Monte de Gozo zrobiliśmy sobie przerwę na
piwo, żeby celebrować ostatnio kilometry do Santiago. Piwko dla
wszystkich postawił Federico. Po 40 minutowej przerwie, ekipa
pojechała na nocleg do Santiago, a ja pojechałem szukać budynek
zarządzany przez Polaków w Monte de Gozo, o którym mówił mi
Stanisław w Castro Urdiales. Znalazłem, sami Polacy, poza
hiszpańską kucharką. Nawet spotkałem ojca z dwoma synami, którzy
przyjechali z Jaworzno z Dąbrowy Narodowej na rowerach. Świat jest
malutki... Za obiad zapłaciłem 8 euro, ale camping, prysznice, wifi
za darmo. Miałem jechać dalej, ale kelnerka powiedziała mi, że o
19 jest konferencja o św. Jakubie i szlaku Camino de Santiago, więc
stwierdziłem, że skoro ponad 800 km jechałem tym szlakiem to warto
się o nic coś dowiedzieć. A i skarpetki sobie poprałem, będę
miał czyściutkie, telefony podładuję. Dzisiaj na szlaku było
sporo koszy na śmieci, a na każdym z nich był wers piosenki
„Imagine” Johna Lennona, więc niech to będzie piosenka na dziś
;) Super dzień, w niedzielę wjadę już do Portugalii. Zastanawiam
się czy jechać na samo południe do Faro czy z Lizbony ścinać w
kierunku Sevilli ? Byłbym zapomniał o koncercie, którego byłem
uczestnikiem ostatniej nocy. Jezioro i orkiestra żab i wszelkich
innych stworzeń stworzyły niesamowitą kompilację dźwięków...
nadchodzą...
Espana Cycle Team !!!!!!!
pod pomnikiem Jana Pawła II
i piwelko - sponsor Federico (drugi od prawej)
- DST 127.85km
- Czas 07:23
- VAVG 17.32km/h
- VMAX 61.40km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 9 - Laguna de Sobrado
Czwartek, 31 lipca 2014 · dodano: 24.09.2014 | Komentarze 0
Kill
me ! - strasznie męczący dzień :) Jest 20, nocleg nad jeziorem
Sobrado w małym drewnianym domku oraz kolacja składająca się z
dwóch dań (rosół chiński + spagetti neapolitana). Przejechałem
prawie 130 km dzisiaj, jestem cały w drobinkach asfaltu, mokro w
butach. Jest git, choć dzisiaj pierwszy raz przeklinałem drogę,
która po setnym kilometrze prowadziła przez jakieś granitowe
skały, gdzie ciężko było iść na nogach, a z obciążonych
rowerem niespełna 3 km pokonałem „spacerkiem” w godzinę. Rosół
wyśmienity, po co kochane mamy i babcie gotują rosół w niedziele
dla rodziny, zamiast rozdać po paczuszce „Smaczne porcji
rosołowej” Culineo ?? … Chciałem zrobić dzisiaj trochę więcej
kilometrów, nie sądziłem że niespełna 130 km sprawi mi tyle
trudności. Na początku dnia 13 km podjazd, potem góra-dół,
góra-dół. Znalazłem w rowie dwie pluszowe kości na sznurku i
zaczepiłem z przodu kierownicy, poniżej kompana podroży –
Tygrysa. …... private......
Dziś
w nocy też musiałem założyć stopery do uszu, fale tak mocno
uderzały o skały, że tworzyły ogromny hałas. Od rana miałem
dużo szczęścia, z samego rana przy drodze była plaża z otwartą
toaletą i prysznicem, więc dziś jak nowo narodzony wyruszyłem w
trasę.
piękne konie, piękny las
droga przez granity.....
tyle wygrać, jezioro, ławka i domek nad jeziorem ;)
makaron w sakwach
- DST 98.10km
- Czas 04:51
- VAVG 20.23km/h
- VMAX 55.40km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 8 - Menu del dia !
Środa, 30 lipca 2014 · dodano: 24.09.2014 | Komentarze 0
18:06
skończyłem jazdę, namiot rozbity parę metrów od Oceanu na
klifie. W okolicy dużo domów, bezpodstawnie co noc towarzyszy mi
wewnętrzny stres, że ktoś się przyczepi do mnie i każe spakować
namiot. Jest taki wiatr, że gdyby nie sakwy w namiocie, z pewnością
już byłby w wodzie. Wczorajsza noc i poranek dość zimne. Wstaję
stosunkowo późno bo koło 8 rano, mimo że budzik nastawiam na 6.
Dzisiaj zadzwonił Dawid (kumpel ze studiów), dobrze usłyszeć
znajomy głos i pogadać przez 10 minut o męsko-męskich pierdołach.
Fakt, że jestem jednym z pielgrzymów, pokonujących NORTHERN WAY do
Santiago trochę mnie rozśmiesza:) Od 7 dni jadę tą piękną
drogą, co dzień spotykam wędrowców z plecakami, urywając krótkie
pogawędki i mówiąc symboliczne „Buen Camino”. Fajnie, że
wziąłem od siostry telefon HTC, dzięki któremu mogę czasem
korzystając z WiFi wrzucić jakąś notkę czy zdjęcie do grupy,
którą założyłem na facebooku dla rodziny i kilku znajomych.
Musze przyznać, że jest to spoko sprawa, gdy podróżuje się
samemu ! Dzisiaj też pierwszy raz zjadłem hiszpański obiad w
mieście Luarca. Tutaj nosi to nazwę Menu del dia i zazwyczaj trzeba
zapłacić od 8-12 euro. Ja zapłaciłem 10 euro za talerz sałatki z
jajkiem, pomidorem, czarnymi oliwkami, polane jakimś sosem, do tego
4 kawałki bagietki. Był to rodzaj przystawki, potem dostałem
zapieczone ziemniaczki z dwoma kawałkami mięsa + kieliszek
czerwonego wina oraz coś o czym zapomnieć się nie da czyli deser
(coś w rodzaju pudingu) z miodem, orzechami włoskimi i cukrem =
PYCHOTA. Na koniec wszystkiego duża kawa, wszystko bardzo smaczne.
Wstępnie podsumowując północną Hiszpanie:
8
dni – 626 km (78,2 km/dzień)
Piękne
plaże, cudowne krajobrazy, urocze drogi i dróżki. Miasto nr 1 to z
pewnością Gijon/Xixon. Mieścinka nr 1 – Cudillero – genialny
spokój. Jeden camping w Gijon, jedno schronisko ALBERGUE w Castro
Urdiales za free, jeden nocleg w apartamencie w Somo za free, 5
noclegów na dziko (4 nad oceanem + jeden w lesie). Właśnie
zaczynam czytać kolejny raz „Makaron w sakwach” Piotra
Strzeżysza – dla śmiechu i otuchy ;)
- DST 78.48km
- Czas 04:23
- VAVG 17.90km/h
- VMAX 57.70km/h
- Sprzęt GT Avalanche 1.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 7 - Bonita La Carreteras
Wtorek, 29 lipca 2014 · dodano: 24.09.2014 | Komentarze 2
Wstałem
8:40. Zadziwiające, że każdy mijany przeze mnie camping jest pełny
namiotów, camperów, niezależnie czy jest to duże miasto czy
malutka wieś. Dziś pierwszy raz po tygodniu wyrzucę wszystko z
sakw i spakuję ponownie ponieważ straszny bajzel w środku.
Propozycja piosenki na dziś ? Coldplay – Beautiful World. Nie
wiem jak opisać miejsce, w którym właśnie jestem. Playa la
Silencio – raj na ziemi. Miejsce jak z najpiękniejszego snu.
Prawie cała dzisiejsza trasa była przepiękna, zwłaszcza leśny
odcinek przed miasteczkiem Cudillero (jak w dzikich Bieszczadach).
Chciałem Bieszczady to mam;) Dzisiaj jechało mi się rewelacyjnie,
mimo iż teren nie był najłatwiejszy. Ciągle też myślę o Gijon,
pojadę tam kiedyś z Couchsurfingu. Kolejna super rzecz, że
Hiszpanie nie dadzą mi zginąć, nieustannie starają się pomóc,
tłumacząc drogę w razie moich wątpliwości. Playa la Silencio
miażdży mój mózg absolutnie ! Przy dróżce prowadzącej na tą
plażę zacząłem rozmawiać z Polką z Lublina i Hiszpanem z
Madrytu, którzy razem mieszkali w Szwajcarii, 15 minutowe pogaduchy
o życiu i tym podobnych sprawach nastroiły mnie jeszcze pozytywniej
na resztę wieczoru... Jakże pięknego :***
piękna droga w lesie
dobrze ukryty znak..... a jaka ulgą gdy go zobaczyłem :)
jedna z pięknych dróg...
Barceluńscy pielgrzymi
z perspektywy czasu stwierdzam, że to było najpiękniejsze miejsce jak kiedykolwiek widziałem ;)
namiot rozbiłem tam na dole ;)
Dziewczyna z Lublina
I Hiszpan z Madrytu
pomyślcie żeby zobaczyć to miejsce na własne oczy ;)
sesja zdjęciowa do ślubu, trzeba było dorabiać :P
piękny zachód
poranny widok z namiotu
Tak to wyglądało z góry, kilkukrotne schodzenie stromymi schodami, ale nie było wątpliwości czy warto... Świat jest piękny