Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kobi.bikestats.pl
  • DST 140.37km
  • Czas 07:09
  • VAVG 19.63km/h
  • VMAX 58.60km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 22 - Malaga tiki taki i kasztanki

Środa, 13 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0

19:40 – zrobiłem przerwę na 20 minut, bo ławeczkę ładną wyczaiłem przy morzu to sobie parę ciastek zjem. Dzisiejszy dzień jest chyba rekompensatą za wczoraj...
Udaje się wstać o 6:45 – start 7:30. Pierwsze 6 km to zjazd do miasteczka El Burgo, potem 7,5 km podjazdu, który poszedł bez większego wysiłku, następnie 16 km zjazdu przerywanego kilkoma podjazdami nie dłuższymi niż 100 metrów. Jedzie się dobrze, naprawdę dobrze, wczesny ranny start jest dużo lepszy niż zwlekanie w śpiworze do 8. O 13:30 mam 80 km na liczniku i jestem w Maladze. Po chwili zatrzymuje mnie koleś przy stoisku gdzie stał rower z sakwami, na stoisku, ulotki, koszulki, breloczki. Była to inicjatywa wspierająca walkę z leukemią. Javier miał przejechać z Sevilli do Gijon, i zebrać trochę pieniędzy żeby pomóc chorującym ;) Kupiłem bardzo ładny breloczek, który zawiesiłem na kierownicy. Pomaga mi znaleźć informację turystyczną i generalnie jest bardzo miły :) http://humabike.wordpress.com/ Oto stronka inicjatywy !
Jeżdżę godzinę po centrum i potem jadę na plażę popływać, zjeść kilogram nektarynek i poczytać książkę. Miasto bardzo przyjemne, fajny klimat, ładne uliczki. Na jednej z takich uliczek kupuję nowożeńcom (siostra i śwagier) magnez na lodówkę :) co za szczodrość, co za hojność :P i wyjeżdżam poza miasto.
21:05 – obóz rozbity, ładny dystans, rowerowo dobry dzień, nierowerowo też dobry, w Lidlu kupiłem podkoszulek hiszpanii z MŚ 2014, po niewypale sprzedają po 1 euro, a podkoszulek elegancki :) 
 
z Javierem 
Malaga centrum 


spoko koleś, spoko pieseł :) 
wieczorny odpoczynek na herbatniki ...

Route 2 809 489 - powered by www.bikemap.net




  • DST 90.22km
  • Czas 06:08
  • VAVG 14.71km/h
  • VMAX 60.50km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 21 - Szukając cienia VIII

Wtorek, 12 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0

21:29 – zmiażdżony, zgnojony, dziś znowu piekło, momentami świeczki w oczach, ewidentnie nie mogłem dzisiaj złapać rytmu. Co 10 minut myślałem, żeby zakończyć na dziś jazdę, znaleźć cień i najlepiej usnąć. Późny start po 9 rano, co chwila postoje, cały dzień głodny jak fiks. Czasem mam wrażenie, że mój bagaż tego roku waży za dużo, ponadto z plecakiem jedzie się fatalnie.
Wczoraj na poboczu znalazłem nowiutkie sombrero, dużo ciekawych rzeczy można znaleźć na poboczu. Profil dzisiejszej trasy trudny, koło 13 godziny robię postój na stacji na litrowe Cruz Campo, spotykam kolesia z Manchesteru na przełajówce Specialized. Chwilę gadki i jadę do miasta RONDA, Anglik bardzo polecał to miasto, a i tak musiałem zrobić zakupy. Miasto może i fajne, ale skąd tam tylu turystów ? Azjaci, Anglicy w przeważającej liczbie ? Coś ważnego się stało w tym mieście o czym nie wiem ?? Pod koniec dnia miałem małą wspinaczkę na Puerto del Viento 1190 mnpm. Widoczki bardzo ładne i 3 km zjazdu w towarzystwie kozic górskich. Finalnie rozbiłem namiot w pięknym miejscu w Parque Natural ;) 




rower Anglika i piesek obrońca stacji 

niewysoko, ale bardzo ładnie ;) 
ptaszyskaaaa 
dużo kozic ... 

ta jedyna się nie wydygała :)
 
piątka :P
 

Route 2 809 482 - powered by www.bikemap.net




  • DST 114.65km
  • Czas 06:35
  • VAVG 17.42km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 20 - TODO BICI + Pedro Gasoliniera

Poniedziałek, 11 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0

Zeszłej nocy nie spałem bo nie miałem ochoty na sen, za to teraz mam. 8:30 – wyjechanie za miasto okazało się niemożliwe, po 100 metrach łapie kolejną gumę. Stwierdziłem, że poszukam jakiegoś sklepu rowerowego w Sevilli, znalazłem lecz czynny od 10:30. Czekam dwie godziny na ławce w nie najlepszym nastroju. Gość otwiera sklep i okazuje się, że bike shop to dla nich sklep z motocyklami, kompletny niewypał, gość nie mówi po angielsku, 2 godziny w plecy, zakładam ostatnią dętkę i ostrożnie jadę do Alcala de Guardia, gdzi przyjaciel Juana miał mi pięknie zrobić z kołem. Mapę, którą dostałem za darmo na stacji przy wjeździe do Hiszpanii to gorzej niż tragedia, brak numerów dróg na mapie i skala 1:1000000, dlatego strasznie dużo pobłądziłem dzisiaj. W końcu udaje mi się dojechać do TODO BICI, w sklepie ruch jak w Chorzowie na meczu, czekam dobre 15 minut na swoją kolej i mówię, „Me llamo Lukas, Soy de Polonia, Juan un Valenciana amigo:)”. Gość nic nie kuma, więc proszę go na zewnątrz i pokazuje rower, myślę sobie, że może Juan zapomniał zadzwonić ?? No nic rozglądam się, wybieram koło, najlepsze jakie było w sklepie za 50 euro. Po chwili przychodzi Juan Pedro i uśmiecha się mówiąc do kolegi, że ja El Polako, od tego momentu już wiedzialem, że wszystko będzie dobrze, to był ten amigo. Wziął koło, przerzucił kasete, oddał piastę, podciągnął hamulce i powiedział „perfecto”. Wszystko zajęło mu około 20 minut. Dziękuje za darmową pomoc i odjeżdżam, błądzić dalej. Przed 17 prawie ze świeczkami w oczach zjeżdżam na stację i tutaj następuje lepsza część dnia ;) Stację obsługuję 25 letni Pedro, mega sympatyczny gość, bardzo pozytywnie wpływający na człowieka. Jak sam powiedział jego angielski jest FATALO, więc próbowaliśmy się porozumieć w jego języku co przysporzyło wiele śmiechu. Siedzę z nim 2 godziny i odpoczywam po nieprzyjemnym dniu, co lepsze udało mi się kupić dobrą mapę Andaluzji. Nawinąłem 2 tysiąc kilometrów na zjechane, prawie łyse opony Schwalbe Citizen...

Niepozorny sklep, a w środku pełno ludzi ! 

bardzo duży nacisk kładzie się w Hiszpanii na znaki poziome i pionowe informujące o ruchu rowerowym

Pedro !!! Mega pozytywna osoba ;)

Route 2 809 477 - powered by www.bikemap.net




  • DST 92.65km
  • Czas 04:33
  • VAVG 20.36km/h
  • VMAX 55.70km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 19 - Sevilla, pęknięta obręcz, hostel TRIANA

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 2

30 km przed Sevillą pęka mi obręcz koła, po minucie 4 kolarzy zatrzymuje się i pyta co jest grane – pokazuje im, że nie jest najlepiej. Naradzają się chwilę i mówią „follow us”. 25 km na holowniku i dojeżdżamy do jednego z ich amigo, który miał coś zaradzić. Niestety amigo nie miał nowego koła więc jeden z kolarzy Juan zaprasza do siebie żeby coś zjeść i napić się. Po dwóch godzinach opuszczam jego piękny dom, Juan był kiedyś zawodowym kolarzem ale miał wypadek i skończył karierę ;) Dostaję zimne piwko, ogromną kanapkę z szynką i propozycje popływania w basenie, próbujemy rozmawiać trochę po hiszpańsku. Juan daje mi namiar na swojego przyjaciela, który ma sklep rowerowy parę kilometrów za Sevillą, mówi żebym kupił koło jakie mi pasuje a on mi wszystko złoży do kupy.
Jadę do Sevilli, znaleźć jakiś hostel. Spotykam dwie dziewczyny i pytam czy może wiedzą gdzie znajdę jakiś tani hostel. Dają mi namiar na hostel, w którym nocowały zeszłej nocy. 15 euro za nocleg ze śniadaniem w hostelu TRIANA, mega klimatyczne miejsce, ludzie z całego świata. Jeden z nich Scott z USA ma ze sobą gitarę, w hostelu jest druga więc gramy razem, najpierw na dachu hostelu, a potem w centrum Sevilli, zarabiając sobie na wieczorne piwko. Bardzo fajni ludzie, częstują piwem, sangrią, i różnymi smakołykami do palenia. Do 3 w nocy rozmawiałem z bardzo fajną dziewczyną, pół Tajlandką, pół Francuzką, jej drzewo genealogiczne było tak pokręcone, że w życiu o czymś takim nie słyszałem. Resztę nocy spędziłem przed komputerem hostelowego komputera słuchając muzyki i gadając ze Anną – Słowenką, która miała nocną zmianę ;) 



buuuu 
na holowniku ... 
w domu Juana 

sam Juan 

hostel TRIANA, chill na hamakach

Scott i ja... 

nocne pogaduchyyy,, 

wnętrze również przyjemne ;)

Route 2 809 470 - powered by www.bikemap.net




  • DST 123.78km
  • Czas 06:42
  • VAVG 18.47km/h
  • VMAX 60.80km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 18 - Andaluzja - START !

Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0

21:26 – dzisiaj naprawdę ciężko, temperatura zmiażdżyła mnie totalnie, Max z licznika to 49,8 stopni C. Wstałem o 6:45, nie jadłem nic, szybko się zebrałem i 7:15 byłem już w drodze. Do granicy miałem nieco ponad 40 km. 7 km przed Hiszpanią zatrzymałem się w kawiarence w Ficalho i zamówiłem Cafe Grande. Usiadłem przy stoliku uzupełniając newsy w grupie „Rowerowelove Spain- Portugal” na facebooku. Po kawce, toaleta i w drogę. Koło 11 wjeżdżam do prowincji Andaluzja, krajówka N433 to na przemian tarka lub dobra nawierzchnia. Ciągle już myślę o Velecie, ale to jeszcze 400-500 km. Dzisiaj nie dość, że miażdżące temperatury, to droga też średnio przyjemna. Parę kilometrów podjazdu po tarce, chwilę płasko, podjazd, płasko, 100 metrów zjazdu, podjazd. Jestem kompletnie wycieńczony ;) O 13:30 zatrzymuje się w restauracji przy drodze, kupuje dwa zimne piwka, dostaje do tego pomidorki na talerzu i oglądam przez chwilę idiotyczną corridę w tv. Biorę zapas wody z baru i jadę dalej w tym piekle. Po 16 w końcu mogę zrobić większe zakupy w mieście Cortegana. Wchodzę do Mercadony, szwędam się po sklepie, do końca nie wiedząc co kupić. Finalnie kupiłem 10 parówek, sos bolognese, 6 bułek, zielony napój, 2 piwa bez alkoholu, kilogram nektarynek i chipsy. Kasjerka zagaduje skąd jestem, mówię że z Polski i jeżdżę sobie na rowerze, pyta czy nie beznadziejnie tak samemu i że gdzie śpię i mówi o koncercie dziś o północy w zamku zespołu grającego celtycką muzykę. Lubię celtycką muzykę, tylko że była dopiero 16, dziewczyna pracowała do 21:30 i nie wiedziałem co miałbym ze sobą zrobić do tego czasu, więc podziękowałem i pojechałem dalej. Potem żałowałem, było minęło. Wychodzę ze sklepu, połykam browara, znajduję kawałek cienia i gotuję parówki. Chwila odpoczynku, drugie piwko i start, podjeżdżam dalej. Godzina 19 – wjeżdżam do miasteczka Aracena w celu schłodzenia się i dychnięcia godzinkę. Rynek, stoliki na zewnątrz, dużo ludzi, zamawiam zimne San Miguel, gość mówi 2 euro, to była chyba wyjątkowa cena tylko dla mnie bogatego Włocha turystę. Nie chce się dopytywać co tak drogo, i tak za bardzo nie potrafię, wifi no funciona ale 0,33l San Miguel smakuje wybornie, krople wody spływają po zmrożonej szklance, a ja czytam „Makaron w sakwach”. Ludzie mnie obserwują, czuje się jak gwiazda Hollywood, urocze miasteczko zgodnie z założeniem opuszczam o 20 i nagle jakby ręką odjął, zjazdy, dużo zjazdów, prędkość ponad 50 km/h, kilometry wpadają, kolana bolą, altacet w ruch !

Ps. Spotkałem dzisiaj sakwiarza z Bułgarii w wieku 50-60 lat, który prowadził rower pod górkę, pogadaliśmy trochę po rusko-hiszpańsku bo rabotał 14 goda w Corteganie i polaka jakiegoś spotkał i za dużo wina wypili i dzisiaj nie jest w formie. Ale dlaczego o nim wspominam ? Ponieważ miał ciekawy bagaż, z tyłu dwie sakwy 25 litrowe, a na bagażniku, walizka do samolotu z kółkami i na walizce torba na siłownie. To jest HARDCORE !! :)) 

on the road ...
 
welcome to hell :)
 


Aracena ...
Route 2 808 860 - powered by www.bikemap.net




  • DST 100.49km
  • Czas 04:46
  • VAVG 21.08km/h
  • VMAX 56.50km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 17 - BEJA i poranne łatanie !

Piątek, 8 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0

7:30 – z otwartego na oścież okna widać budzące się do życia miasto, spokój, harmonia ;) Od dziś kocham Grandole, jeden market, dwie restauracje i parę przydrożnych kawiarenek. Aktualnie siedzimy z Danielem w jednej z nich obserwując spokojne życie mieszkańców !
Wypiliśmy po dwie kawy i nadszedł czas żeby się pożegnać i kontynuować własne drogi, mega pozytywnie wpłynęło na mnie spotkanie Daniela.
11:30 – nie zdołałem przejechać nawet 1,5 km, flak z tyłu. Nie wiem gdzie podziałem łatki, a opona przebita na wylot. Poszedłem 200 metrów do warsztatu samochodowego z oponą w ręce, mając nadzieje, że chłopy mi pomogą. Wchodzę do środka, żywej duszy nie ma, pukam do biura gdzie siedzi dwóch gości, kiwają głową z lewa na prawo, nic nie rozumiałem. Po chwili pokazuje ręką żeby zaczekać, przychodzi pracownik i woła mnie do samochodu. Wiezie mnie gdzieś, a rower z wszystkimi klamotami leży przy drodze. Dojechaliśmy – sklep rowerowy, właściciel mówi po angielsku, cudownie, przykleja dwie spore łaty wewnątrz opony i daje zestaw do łatania na przyszłość. Dziękuje za pomoc, a pracownik z warsztatu odwozi mnie w miejsce gdzie zostawiłem rower. Bardzo uprzejmi ludzie :)
16:06 wjechałem do miasta BEJA, gotuję spagetti bolognese, jestem strasznie głodny, mam ławeczkę i śliczny zamek naprzeciw siebie. Kilometry wpadają powoli, czas na sjestę ! Po sytym obiedzie, wszedłem zobaczyć zamek, na ganku przed zamkiem była informacja, wchodzę, standardowe pytanie czy habla ingles i jak zwykle odpowiedź just a little bit. Okazało się, że pani mówiła bardzo przyjemnie, nawet zaczęła mnie zagadywać, skąd jadę, czy sam, że jak to tak samemu, że mam bardzo ładny tatuaż, że naprawdę ładny. Gdy już mnie zachęciła do rozmowy i usiadłem w środku, nagle zaczęli schodzić się turyści i niestety na tym koniec, a szkoda bo sympatyczna pani :)) Zaznaczyła mi na mapie gdzie mogę spróbować kupić mapę Andaluzji. No to jadę, jeden hipermarket ze wszystkim, potem drugi, zrezygnowany pytam dziewczyny przeglądające książki w sklepie czy mówi po angielsku, tak mówi, dużo lepiej ode mnie ;) Zaproponowała, że pochodzi ze mną po sklepach, w których istnieje możliwość zdobycia mapy. Kilka sklepów, coś tam było tylko skala nie ta, 1:1000000 (ewentualnie do podtarcia). Po 45 minutach bezowocnych poszukiwań i towarzyszącej temu miłej rozmowie, zaproponowałem usiąść gdzieś i napić się czegoś. Pierwsza propozycja piwo – nie lubi, druga propozycja kawa – nie smakuje jej ;), więc zaproponowałem iść do kawiarenki i tam coś wybierzemy. Spędziłem z Teresą 3 godziny, super dziewczyna, studiuję inżynierię środowiska w Lizbonie, 22 lata, teraz jest na wakacjach w swoim rodzinnym mieście u rodziców, niedługo jedzie na północ Węgier na erazmusa, zaprosiłem serdecznie do Polski. Gadaliśmy o wszystkim, nawet do tego stopnia, że zwierzyła mi się, że 3 lata chorowała na białaczkę, większość czasu spędzając w szpitalu, na szczęście leczenie zakończyło się sukcesem. Niesamowite jak zestresowana była opowiadając o tym, mówi że teraz 100 razy bardziej docenia małe codzienne rzeczy.
Uwielbia Dire Straits, więc gdy zdradziłem jej, że miałem okazję być na koncercie Marka Knopflera, strasznie się cieszyła. Mnóstwo tematów, od muzyki, filmu, sportu do głębokich życiowych rozważań. BEJA – 35 tysięcy ludzi, świetne miasto. Bardzo polubiłem Portugalię z momentem gdy zacząłem zagłębiać się w mniejsze miasta, ciaśniejsze uliczki i pochowane kawiarenki. O 20 żegnam się z Teresą ogromnym uściskiem, wymiana bransoletek i kontaktów i w drogę Amigo. Godzina 20 a ja na liczniku mam 62 km, nie wiem dlaczego ale tego dnia chciałem dobić do setki. Nagle jakbym dostał torpedę do nóg, 20,30,40,50 km/h przy prawie płaskiej nawierzchni. Do rowerzystów – znacie to uczucie kiedy czasem ledwo jedziecie 15 km/h, a czasem w takich samych warunkach 35-40 km/h. Sam nie umiem tego wytłumaczyć, w sumie po co ?
21:42 za namiotem odgłosy jakby mój kot Lilka wymiotował kłakami, może to żaba, może wąż, którego widziałem przed chwilą.
Parę kilometrów przed rozbiciem namiotu, jakaś kobieta jadąca samochodem, zrównała się ze mną prędkością, wiozła dwa psy na tylnym siedzeniu, spytała czy mam gdzie spać, pokazałem na namiot i podziękowałem ;) Kolejny cudowny dzień!!! 
widok na miasteczko Grandola z okna pensjonatu 
i poranna kawa z Danielem 
niespełna 1,5 km po kawie ;) 
w sklepie rowerowym 
a może CUBA ?? 
ładny zamek 
typowe uliczki małych miasteczek 
Teresa :)

Route 2 808 853 - powered by www.bikemap.net




  • DST 112.32km
  • Czas 06:13
  • VAVG 18.07km/h
  • VMAX 56.80km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 16 - Dwa promy + NIEMIEC Daniel

Czwartek, 7 sierpnia 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0

Udało się wstać o 6:40, kawałek od drogi na plaży był prysznic, a że było wcześnie i nie było ludzi skorzystałem z okazji. Super uczucie choć na 15 minut być świeżym ;) Po godzinie byłem w Lizbonie, stolica, dużo ludzi, strome uliczki, żółte tramwaje, lekkie zagubienie... Po dwóch godzinach wyjechałem ze stolicy i wziąłem prom z Lizbony do Cristo Rei, następnie drogą krajową N10 jechałem w kierunku Setubal z sakwiarzem z Portugalii. Nie mówił po angielsku, a portugalski i hiszpański wcale nie są tak bardzo podobne ;) więc rozmowa była właściwie niemożliwa. W Setubal znowu przeprawa promowa do Troi a potem cudowny 20 km odcinek wzdłuż rzeki i oceanu. W pewnym momencie zatrzymałem się przy drodzę, żeby sprawdzić jak pięknie może wyglądać plaża w tym miejscu. 15 minut spaceru przez wydmy i mogłem zamoczyć nogi w oceanie, cudowna plaża, zero ludzi i przestrzeń. Posiedziałem 20 minut, zjadłem parę herbatników, i wróciłem do pedałowania. Droga jak na pustyni, 43 stopnie, nie byłem w stanie jechać szybciej niż 17 km/h mimo płaskiego terenu. Udało mi się tego dnia dojechać do Grandoli, małego miasteczka, skierowałem się do miejskiego supermarketu i kupiłem sobię dwa piwka na ochłodę. Miasteczko wydawało się puste lecz niesamowicie klimatyczne i spokojne. W pewnym momencie do sklepu wchodzi chłopak w kapeluszu i macha mi ręką, skończyłem akurat drugie piwo i poszedłem po jeszcze jedno. Zagadałem do niego słysząc, że mówi po angielsku. Okazało się, że jest Niemcem, ma na imię Daniel, jest architektem i przeszedł francuski szlak Camino de Santiago, a co najlepsze idzie dalej na nogach do Faro na samo południe Portugalii. Wypiliśmy razem na pewno koło 10 piw, z nikim jeszcze tak dobrze mi się nie rozmawiało po angielsku jak z Danielem ! Po dwóch godzinach przy sklepie, powiedział żebym szedł z nim, że spyta właściciela pensjonatu, w którym wziął pokój czy mogę się przespać u niego w pokoju (wiem od razu myślisz, że cioty ;)) Strasznie sympatyczny starszy pan nie miał nic przeciwko. Wziąłem prysznic, zrobiłem pranie i przygotowałem spagetti. Zarówno ja wykończony upalnym dniem jak i Daniel swoją pieszą wędrówką usnęliśmy koło 1 w nocy oglądając portugalską telenowelę. Niesamowity gość !!! 
who is Jackie ?? 


pierwszy prom... 

po drodze urwały mi się paski z sandałów, na szczęście miałem szybkozłączki :) 
a za wydmą ... 
jeszcze kawałek ... 
 
piękna plaża :) 
wieczorny przystanek pod sklepem 
ulubiona Grandola 
chwilę po toalecie, piesek przyszedł do nas ;) 
hehe, świetny człowiek :) 

Route 2 808 850 - powered by www.bikemap.net




  • DST 114.18km
  • Czas 06:03
  • VAVG 18.87km/h
  • VMAX 69.80km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 15 - Cabo da Roca

Środa, 6 sierpnia 2014 · dodano: 25.09.2014 | Komentarze 0

Godzina 11, zrobiłem sobie postój w pięknym miejscu nad oceanem, ławeczka na klifie, herbatniki i głowa pełna rozmyślań. Zdecydowałem się jechać do Cabo Raso więc rano wyruszyłem przed Dymitrijem. Zauważyłem na mapie możliwość skręcenia parę kilometrów wcześniej w drogę N247, lecz musiałem kawałek zawrócić. Jak się okazało po 7 km, nie znalazłem tej drogi i operator wózka widłowego potwierdził, że przeoczyłem zjazd i żebym lepiej wrócił. No to wróciłem, jadę sobie, jadę a ze skrzyżowania kawałek od miejsca noclegu wyjeżdża Dymitrij, beka jak cholera, cóż za synchronizacja. Pojechałem z nim 0,5 km i skręciłem we właściwą drogę. Przez chwilę myślałem, że to jakiś znak i powinienem siąść mu na kole i jechać prosto do Lizbony … Nie zrobiłem tak i wiecie co ? Jakoś poczułem więcej przestrzeni jadąc sam, zero ograniczeń, zero ciśnienia. Nie twierdzę, że 3 dni jazdy z Dimką nie były mi potrzebne. Z pewnością było, miałem towarzystwo, co wieczór kolację, wino, nadrobiłem słaby początek...
16:30 jestem w Cascais, miałem zamiar nocować na najdalej wysuniętym na zachód punkcie europy, lecz było tam zbyt dużo ludzi, tłoczno, oddychać się nie dało. Jadę więc wzdłuż oceanu w stronę Lizbony, może podjadę jeszcze 10 km w tym kierunku. Teraz odpoczywam na świetnym parkingu dla rowerów, z plastykowymi kanapami (mimo, że plastykowe to bardzo wygodne). Piję Super Bock i czytam książkę co jakiś czas leniwie spoglądając w dal oceanu... Na dniach muszę pomyśleć o campingu, zregenerować się, pranie zrobić, dostałem detergent do prania od Dimki i spray na owady. Nie wiem dlaczego wstaję tak późno, wyruszam codziennie o 9 zamiast o 7. Od jutra plan pobudki o 6 i startu o 7 rano, pozwoli mi to na więcej odpoczynku w ciągu dnia, zwłaszcza podczas największych upałów, a po drugie szkoda marnować dnia.
1500 km za mną, dzisiaj też osiągnąłem ładną prędkość 69,8 km/h. Dzisiaj też hardkorowy wiatr, który z lekkiego zjazdu rozpędzał mnie nawet do 50 km/h z kolei z dużych zjazdów nie pozwalał jechać więcej niż 15 km/h gdy wiał przeciwnie. Za tydzień może już uda się podjechać Pico del Veleta :) 

przerwa na herbatniki... 


pokrzywione drzewaaaaaaaaaaaaa 
najdalej na zachód ...  


rowerowy parking 

Route 2 808 840 - powered by www.bikemap.net




  • DST 169.39km
  • Czas 07:29
  • VAVG 22.64km/h
  • VMAX 55.70km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 14 - Ostro na kole ruska

Wtorek, 5 sierpnia 2014 · dodano: 25.09.2014 | Komentarze 0

19:58 – jesteśmy jakieś 50-55 km od Lizbony. Ciężki gorący dzień i spory dystans. Dymitrij ma dobry rower na długie dystanse, koła 28 cali, 1,5 cm grubość opony i przełożenia w piaście. Podobny rower miał Mark Beaumont, który pobił rekord i objechał świat w niecałe 200 dni. Zastanawiam się dziś cały dzień czy jutro jechać z ruskiem do Lizbony, wziąć noc w hostelu, pooglądać miasto w nocy czy jechać na zachód od Lizbony przy samym oceanie i pojechać na najdalej wysunięty na zachód punkt Europy, posiedzieć trochę, poczytać na spokojnie, bo ostatnie 3 dni są gonitwą. Z jednej strony dobrze bo nadrobiłem trochę słaby początek, a z drugiej strony nie chce się śpieszyć … Dzisiaj bardziej w głąb lądu, dużo wielkich pól uprawnych, ładny zamek w Obidos i ciekawe miasto Nazare. Portugalia przypomina mi klimatem bardzo Rumunię, którą wspominam bardzo pozytywnie z zeszłorocznej wyprawy (patrz wyprawa Grecja+Bałkany 2013). Kolejny raz załapałem się na kolację, z pełnym żołądkiem mogę iść przespać kwestia jutrzejszej trasy, nie lubię stolic państw europejskich, tam wszystko jest wysokie, szybkie, za szybkie. Dzisiaj też debiut w krzakach po 14 dniach  




Route 2 808 838 - powered by www.bikemap.net




  • DST 118.41km
  • Czas 06:04
  • VAVG 19.52km/h
  • VMAX 46.90km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 13 - Źle wychowany portugalski koń !!!

Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 · dodano: 25.09.2014 | Komentarze 0

Pobudka 8:30, start 10. Rano mieliśmy niemałe zamieszanie z koniem, który uciekł z ogrodzonego terenu i chciał zjeść nasze sakwy i namioty ;) Na prawdę mnóstwo strachu i śmiechu zarazem, koniuszy ubrudził mi sakwy swoimi odchodami gdy stanął na nie kopytami, miażdżąc zawartość, jakoś udało nam się spakować i uciec...
Rano zakupy w Lidlu, ja czekam przed sklepem, po chwili wychodzi Dymitrij z 10 piwami 0,3l < 1% alkoholu. Żeby nie być dłużnym dokupiłem wino w kartonie za 0,99 euro ;) Koło 14 pojechaliśmy nad ocean w Vagos, tam w informacji turystycznej po 10 minutowej rejestracji udało się skorzystać z wifi. Zarejestrowała mnie 20 letnia Portugalka z bardzo dobrym angielskim, studentka księgowości, bardzo w porządku dziewczyna. 2 godziny odpoczynku, plażowanie, surfowanie w internecie i ruszamy dalej, cudowną pustą drogą, wzdłuż której ciągnął się piękny las z lewej i prawej strony, jak w innym wymiarze ;) Dymitrij znów przygotował pyszną kolację zakrapianą winem PORTO.
Dzisiaj też przed południem na bazarze w Portugalii kupiłem okulary przeciwsłoneczne, gość wystartował z ceną 10 euro, lecz krakowskim targiem doszliśmy do 5 euro ;) …  

sympatyczna dziewczyna z recepcji 
Isn't he lovely ??? 
piękna droga wzdłuż lasu... 
Dimka
 
Route 2 808 828 - powered by www.bikemap.net