Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kobi z miasteczka Kraków. Mam przejechane 13782.74 kilometrów w tym 163.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.43 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kobi.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

RoweroweLove Spain-Portugal...

Dystans całkowity:6037.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:347:20
Średnia prędkość:17.38 km/h
Maksymalna prędkość:71.50 km/h
Liczba aktywności:55
Średnio na aktywność:109.77 km i 6h 18m
Więcej statystyk
  • DST 114.86km
  • Czas 06:49
  • VAVG 16.85km/h
  • VMAX 54.10km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 36 - Inland day - żniwa

Środa, 27 sierpnia 2014 · dodano: 29.09.2014 | Komentarze 0

20:04 – zacznę od wczorajszej nocy. Kasia wylądowała o 22:55, a dopiero o 23:30 przywitałem ją w hali przylotów. Tak jak obiecała przywiozła kabanosy, jakieś wiśniowe małpki i tym podobne :) Obydwoje byliśmy bez formy więc 0,5 litra lubelskiej + dwie małpki szybko podziałały. Jak to zwykle z Kotem, dużo rozmów o życiu i ciekawych tematach. Po dwóch godzinach zakumplowaliśmy się z parą francusko-portugalską, a na dodatek dosiadł się do nas podróżujący samotnie pan koło 50 lat z Texasu, także mieszanka wybojowa. O 2 w nocy Kasia wpada na pomysł, że ostrzyże mnie bo zarosłem, a tak się składa, że ma nożyczki, specjalny grzebień i w ogóle jest specjalistką. Długo to będę wspominać, darmowy fryzjer na lotnisku w Barcelonie, Estamos locos ?
Po 3 w nocy wszyscy zgodnie zdecydowali, że dobrze byłoby się zdrzemnąć 2-3 godzinki, więc weszliśmy do wewnątrz i każdy na chwilę przyciął komara. O 6 rano gdy Kasia zbierała się ze strażnikiem z Texasu na pociąg do Valencii, Mariny i Pedra już nie było, zostawili tylko napis na kartonie „Was cool to meeting you – Marina, Pedro”
Wyjechałem z lotniska, zrobiłem może 2 kilometry i stwierdziłem, że nie ma szans i muszę się zdrzemnąć chociaż dwie godzinki. Zjechałem z drogi, nadmuchałem materac i rozłożyłem się na mokrej trawie wchodząc w śpiwór. Wszystko spoko tylko mrówki mnie strasznie pogryzły. Wstaję o 8, jest już jasno, patrzę a 50 metrów dalej rusek rozbity z namiotem wcina śniadanie, podjechałem, zamieniłem parę zdań i pojechałem. Naprawdę żal mi gościa...
Długo nie mogłem znaleźć drogi na północ C 245, aż w końcu po kilku pytaniach i wskazówkach od ludzi się udało. Dziś już poczułem, że powoli się wznoszę coraz wyżej, sporo interwałów z przewagą podjeżdżania. Do Andory mam 90 kilometrów, więc jutro powinno udać się wjechać do tego małego kraju. Mały ale wariat ? 


Route 2 812 457 - powered by www.bikemap.net




  • DST 38.72km
  • Czas 02:58
  • VAVG 13.05km/h
  • VMAX 37.50km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 35 - Penetracja Barcelony + wieczorne Aeropuerto

Wtorek, 26 sierpnia 2014 · dodano: 29.09.2014 | Komentarze 0

Pobudka o 6:30 – bez budzika ! Prysznic, golenie i desayuno :) W 4 osobowym pokoju w nocy było bardzo duszno, zaraz po przebudzeniu na balkoniku napisałem relację z dnia 34. Do 11 musiałem się wymeldować, więc nie przedłużając o 10:30 oddałem klucz. Miałem cały dzień i chciałem objechać Barcelonę na tyle, na ile to możliwe. Z hostelu ruszyłem prostu do Parku Guell na wzgórzu, z której jest doskonały widok na miasto. Tam od 12 do 15 odpoczywałem w cieniu, ponieważ upał dawał ostro w kość. Bardzo dużo ludzi podchodziło, dosiadało się i zagadywało lub po prostu śmiało się z roweru z rejestracją. Dziś też przełamałem się w końcu do Niemców. Od Grandoli gdzie poznałem Daniela, do dziś gdzie porozmawiałem z dwoma rodzinami z Niemiec. Bardzo przyjemni ludzie, świetnie mówiący po angielsku, wyraźnie i płynnie. Potem mimo braku jakichkolwiek znaków, które mogły by mówić, że jestem z Polski, małżeństwo z Polski dostrzegło słowniczek hiszpańsko-polski ;) W porządku ludzie, mieszkający na co dzień w Londynie. Spotkałem również 3 sakwiarzy z Rumunii, którzy jechali przez Kraków i nocowali tam dzięki portalowi Warmshowers u Piotra Waksmundzkiego, którego kojarzę z portali rowerowych. Mówili, że tylko w Polsce i Czechach im się udało znaleźć nocleg z warmshowers, więc fajnie, że Polska nie dała ciała ;) Poza Rumunami, również pogadałem chwilę z dwoma Anglikami, którzy z Londynu przylecieli na 10 dni na festiwal w Benicasim, na którym byłem przejazdem.
Później odwiedziłem Palau Reial de Pedralbes, Camp Nou, Plaza Espania, Muzeum sztuki, Font magica de Montjuic, wieża de Calatrava, Estadio Olimpic, Ahella Olimpica, Teatr Grecki. Na pewno jest to piękne miasto, bez dwóch zdań !
Przed 20 dojeżdżam na lotnisko i czekam na Kota ;) Czekając na lotnisku, podjechał do mnie sakwiarz z Rosji w podeszłym wieku, któremu we Francji ukradli paszport i nie jest w stanie wrócić do kraju. Dostałem od niego czadową mapę Pirenejów w skali 1-150000. A jutro już na północ...  
Adrian, Ja, Cornel 
Cornel, Bogdan, Adrian, chłopy łącznie w 80 dni zrobiły prawie 9 tyś. km SZACUN !!! 
żul żółw 
widok z Parku Guella 






W Krakowie nie mogliśmy się spotkać długo, więc w Barcelonie prościej :) czasy studiów, cała noc z kabanosami i wiśniówką z kubka Mango ;)




  • DST 53.52km
  • Czas 03:01
  • VAVG 17.74km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 34 - BarcElena

Poniedziałek, 25 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0

Pobudka o 6:30, leniwe pakowanie, śniadanie na punkcie widokowym, przed 8 zbieram się do jazdy. Piękna droga przez pierwsze 10 km wiła się to w górę to w dół, to w prawo to w lewo. Wjazd do samej Barcelony ułatwia mi CAMARERO (kelner), który jedzie do pracy na 10 na swej kolarce (spóźnił się, żeby mi pomóc). Udaje się wjechać, zaczynam szukać hostelu, pierwszy podany przez Elenę kosztuje 27 euro, więc odpada, drugi podany przez koleżankę Kasię bez miejsc. W końcu z ogromną dozą szczęścia wylądowałem w hostelu przy Sagrada Familia (katedra) o nazwie OLE BARCELONA ! Centrum miasta, cena 13 euro, super, jest git. O 19:30 jestem umówiony z Eleną, więc mam jeszcze 5 godzin, które wykorzystuję na zrobienie obiadu, prania i pogaduszki z różnymi fajnymi ludźmi z północy Hiszpanii, Holandii, Hongkongu itp. Holenderka Chanelle okazała się bardzo pomocna przy szukaniu hostelu ;) O 18:30 zmierzam w kierunku Plaza Universitad, gdzie jestem umówiony z Eleną. Idziemy do poleconego przez nią baru i spędzamy tam 4 godziny, popijając Cruz Campo i zajadając orzeszki. Nawet sam poszedłem do baru i zamówiłem, „Me gustarija un Cubo:))”. Mógłbym z nią siedzieć dniami i nocami, ale niestety rano Elena idzie do pracy. Wracam spacerkiem do hostelu, rozmawiam jeszcze długo z dziewczyną z Hongkongu i idę spać, cudowny dzień :)
Ps. Hehe, rano jak szukałem hostelu dość długo to spytałem jednego gościa przy barze pijącego piwo o hostel Grafitti, nie wiedział gdzie jest hostel, ale okazał się być Polako i zaprosił na piwo. Nerwowy jak to Polak, z pracą w Barcelonie coraz gorzej zamiast lepiej, żona denerwuje...  
Sagrada Familia 

moi kochani Baskowie, Josu i June :) młodzi sakwiarze 
... ME GUSTA ...
 
Zanica :)

Route 2 812 207 - powered by www.bikemap.net





  • DST 125.91km
  • Czas 06:48
  • VAVG 18.52km/h
  • VMAX 48.60km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 33 - Dobre miejsce do spania, nie jest złe

Niedziela, 24 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 1

20:56 – poprzednia noc nieprzespana, wczoraj sobota i nawet głęboko w polach słychać było muzykę z klubu jakby był obok mojego namiotu :)
Wstaję, to samo co zwykle, kręcę powoli, to jakiś przystanek na śniadanko, to w Lidlu po mojego ulubionego loda Gelatti (miażdży system), to jakieś nektarynki, to jakaś drzemka.
W mieście Tarragona, wreszcie na spokojnie naprawiłem sobie przedni hamulec co by hamował. Najgorsze dzisiejszego dnia było znalezienie wyjazdu z miasta Sitges w kierunku Barcelony, dwie drogi, C32 i C31. Ta pierwsza to autostrada więc lipa, a druga to krajówka, tylko jak ją znaleźć ?? 3 razy zatoczyłem wielkie koło wokół Sitges, klnąc pod nosem i putując. Znaki prowadziły tak, że robiły z człowieka idiotę !!! W końcu po trzykrotnym objechaniu miasta, spytałem jakiegoś rowerzysty i podholował mnie kawałek i razem z innym kolesiem wytłumaczyli co i jak. Oznakowanie tragiczne. Gdy już wjechałem na dobrą drogę, piękną drogę, serpentynkę wzdłuż morza, zjechałem na punkt widokowy i tam ta lepsza część dnia :) Dwie dziewczyny, Elena i Ursula poprosiły o zrobienie zdjęcia, i od słowa do słowa 40 minut gadki, mieszkają w Barcelonie, po studiach, Elena architekt, Ursula pracuje w reklamie. Wymieniamy numery, obiecują że znajdą mi na jutro jakiś hostel i jutro wieczorem po ich pracy wypijemy piwko. Może obiecanki cacanki, zobaczymy, miło by było. Tym optymistycznym akcentem skończyłem dzień, mam jakieś 35 kilometrów do Barcelony, i rozbiłem namiot w pięknym miejscu na skałkach przy punkcie widokowym. Do jutra :)  
Od lewej Elena, Włóczykij i Ursula 
a teraz rebus ?? Włóczykij, Elena i Ursula 
I jeszcze na koniec dla kolegów z czasów studiów i studentów budownictwa, odpowiedź na pytanie co to jest zwichrzenie !!!

Route 2 811 775 - powered by www.bikemap.net




  • DST 108.55km
  • Czas 05:27
  • VAVG 19.92km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 32 - Gasoliniera no funciona

Sobota, 23 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0

21:05 – heh, śmieszny dzień dzisiaj miałem, dla Was nic śmiesznego tutaj nie będzie, ale ja mam radochę gdy mogę pogaworzyć z nieznajomymi:)
… W nocy padało, więc sprawnie założyłem tropik, którego już dawno nie zakładałem. Gdy pada, zawsze dobrze się śpi, więc niechętnie zwlokłem się dopiero po 7. Rano zakupy w Mercadonie, potem w Lidlu zrobiłem zapasy na dwa dni bo jutro niedziela i wolałem nie ryzykować. Jadę, nawlekam kilometry, często robię sobie postoje, to na fasolę w zalewie pomidorowej, to na piwko. Na jednym z postojów podszedł do mnie dziadek mieszkający w pobliskiej wsi i zaczęliśmy gadać, że z Polski daleko do Hiszpanii, a to Hiszpania piękna, a północna to naj naj, że jutro Barca z Elche gra. O meczu dowiedziałem się od Mariusza przez wiadomość sms, a gdy dziadek usłyszałem, że takie rzeczy wiem to wpadł w euforię :) Nie wiem czy, aż tak mnie polubił czy może miałem powtórkę z zeszłego roku z Grecji, gdy rusek żołnierz-masażysta chciał masować mi uda. Po 10 minutach dziadek klepnął mnie po udzie, normalnie w sumie, ale potem znowu to zrobił, trochę dłużej i dłużej. Nie wiem może to był jakiś gest sympatii albo po prostu ściągam dziadków lubiących rowerzystów...
1,5 godziny później zatrzymałem się na stacji, nie wiem po co, po prostu zejść na chwilę z roweru, może na mapę popatrzeć, dychnąć w cieniu (często zatrzymywałem się na stacjach podczas tej podróży). Spytałem oczywiście czy Tienes mapas ?, dziewczyna 30 lat, pokazuje mi mapy Michelin. Katalonia, Aragonia i Andora – 7 euro, więc pytam czy mogę tylko zajrzeć, nie kupować bo dineros coraz mniej, a podróż długa. Dziewczyna miła, fajna, pozwala porobić zdjęcia mapy aparatem, ale okazują się złej jakości, więc finalnie kupuję mapę. Przy okazji uciąłem sobie z tą sympatyczną dziewczyną 25 minut pogawędki. Komentowała, że dzieci nie mam to mogę podróżować, sama też nie miała potomków, że inżyniero, ale „No me gusta trabajo”, że zamiast pracować wolę na rowerze pojeździć. Ona fizjoterapeutka, pracuje na etacie na stacji, a po godzinach dorabia w domu w zawodzie. Jej dzisiejsza dniówka polegała głównie na tym, że mówiła klientom, że stacja nieczynna, że tylko sklep funkcjonuje bo wczoraj piorun uderzył w coś i się popsuło wszystko i właściciel pojechał do Barcelony po to coś nowe … Niezły ubaw miała z mojego hiszpańskiego, w sumie ja też bo staram się, ale czasem kompletnie słów brakuję. Lubię czasem zajechać na stację, dziewczyna poprawiła mi humor na cały wieczór, potem 30 minut jechałem z bananem na misce. Zwykła rozmowa, trochę śmiechu i człowiek szczęśliwy. Kręcę dalej, do Barcelony jakieś 150 kilometrów, mijam mocno obładowanego sakwiarza z Serbii Dragana, który jest 25 dzień w podróży. Jedzie z Serbii przez Bośnię, Chorwację, Słowenię, Włochy, Francję, Andorę do Granady. W Barcelonie go okradli, radzi żeby naprawdę uważać. Daję mu łatkę na dętkę od przyczepki, gadamy 20 minut, wymiana kontaktów, nie wiem czemu mówię do niego po hiszpańsku, skoro gadamy po angielsku. Przesiąkłem już Hiszpanią i myślę że hombre ze mnie. Dragan w przyszłym roku planuje podróż z Serbii do Tokio i Korei południowej. Dzisiaj po miesiącu jazdy król Hiszpanii nadaj mojemu pojazdowi rejestrację ;) ...  
na jednym z postojów ;) 
super dziewczyna ! 
Z Draganem... 
w końcu z tablicą rejestracyjną ;) 

Route 2 811 466 - powered by www.bikemap.net




  • DST 93.29km
  • Czas 05:22
  • VAVG 17.38km/h
  • VMAX 34.70km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 31 - Benicasim chill reggae

Piątek, 22 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0

12:27 – jestem na plaży w Benicasim, jest pysznie, woda mokra, słoneczko świeci, ludzi mnóstwo, więc nie da się czuć samotnie. Zamierzam się tutaj wybyczyć do 16, poczytać książki i zrelaksować, przecież nigdzie mi się nie śpieszy, nikt na mnie nie czeka, 22 dzień sierpnia dopiero, miesiąc mogę jeszcze śmiało pojeździć. Zaczynając od zeszłej nocy, to rozbiłem się w jakimś wysokim żelbetowym apartamencie mieszkaniowym przy plaży, wydawało mi się, że będzie tam spokojnie, niestety nie było :) Co chwila ktoś przechodził obok szkieletu, aż w końcu grupka młodzieńców, weszła do pustych pomieszczeń w środku i zaczęła świecić latarką po pomieszczeniach. Gdy natknęli się na mój namiot zaczęli uciekać z krzykiem. Nie wiedziałem, że namiot wymiarów 2x1,5 metra, wywoła aż takie przerażenie u nastolatków. Potem jeszcze jeden skradał się z latarką i chyba skumał widząc rower, że nie jestem z mafii i że bezdomny tylko przez okres wakacji, nie zawsze ;). W końcu udało się zasnąć na parę godzin, o 6 rano się zebrałem do jazdy. Wczesny start, jeszcze ciemno, pobłądziłem, nie pojechałem tak jak planowałem dzień wcześniej ale tranqilo. O 8 robię przerwę na herbatniki na plaży w Nules, a godzinę później wcinam pyszne EMPANADILLAS z Lidla (to taki podłużny pieróg z jakimś dziwnym, dobrym farszem w środku).
Od paru dni zbieram się, żeby poruszyć wątek „kolarzy”. Tutaj w Hiszpanii jest ich mnóstwo, sam przekonałem się dobroduszności kilku z nich, ale niektórzy ?? Nie chcę typować czy większość czy mniejszość z nich, ale spory procent z nich zachowuje się jakby jechali o pokój na świecie. Jadą z tragicznym grymasem na twarzy i bez przerwy spoglądając na licznik, co by sprawdzić czy aby ich niesamowite łydki dobrze podkręcają tempo. Tak są tym zajęci, że nie widzą, albo raczej udają, że nie widzą gdy machnie się im ręką. Niektórzy są po prostu dziwni, oczywiście mnóstwo kolarzy, reaguje uśmiechem, gestem ręki czy zwyczajowym Hola !
O 15:20 - skończyłem sjestę i wsiadłem na rower, podczas drzemki tak spiekło mi prawe udo, że tylko kwiczeć. Ujechałem może 2 kilometry, patrzę jakiś straszny tłok się robi na ścieżce przy plaży, nagle widzę dużo ludzi w dredach, mój nos podpowiada, że w pobliżu jest potężne zagęszczenie Marihuaniny. Sto metrów dalej schodzę z roweru, słyszę dobrze brzmiącą gitarę klasyczną podpiętą do prądu, przystaję z rowerem, słucham 10-15 minut, mnóstwo młodych pięknych ludzi ciągle mnie mija. Postanawiam siąść i kontynuować relaks, przysiadam się do gitarzysty Niemca, dobry gitarzysta, fajną ma gitarę, daje chwilę zagrać. W międzyczasie zdarzyła mi się sytuacja, która jak myślałem wcześniej, występuje tylko w filmach typu American Pie. Mianowicie podeszła do mnie dziewczyna w kapeluszu i spytała w twarz czy chce z nią iść do jej namiotu, w wiadomym celu. Nie jestem w stanie zrozumieć mojego mózgu w tamtej chwili, jest to niemożliwe ;) No więc posiedziałem jeszcze przy gitarce z ludźmi następne dwie godziny, dużo ludzi się przewinęło, Włoch Mateo, Hiszpan z Madrytu, którego imienia nie pamiętam, dwie Włoszki, które razem z Mateo myślały, że jestem z Mediolanu. Fajne popołudnie, festiwal reggae trwał 9 dni !!! W pierwszy dzień festiwalu 15 sierpnia za zupełną darmoszkę grało SKATALATIES. Niestety nie było mnie stać na bilet nawet na jeden dzień (30 euro), niestety wszystkiego naraz się nie da, ale zawsze jest okazja żeby przyjechać tutaj za rok ;)
17:40 – opuszczam moich amigos i jadę na północ w stronę Torreblanca i Peniscola. Po 2 kilometrach łapię kapcia z przodu, 20 minut wymuszonego postoju. Dzięki tej awarii miałem okazję dostrzec, że po lewej stronie drogi, którą jechałem na wzgórzu jedzie dużo rowerzystów. Zmieniam dętkę i i wracam 100 metrów, żeby wjechać na cudownie piękny szlak pieszo-rowerowy, tunele w skałach, z prawej strony widok na morze, coś pięknego. Po 90 kilometrach nogi już osłabły, mało zjadłem dziś, chciałem wjechać do Torreblanco na jakieś zakupy, ale policeman mnie cofa, że jakieś wydarzenie i zakaz wjazdu. Więc z lichą bagietką muszę sobie zorganizować dzisiejszą kolację i jutrzejsze śniadanie. Miesiąc pedałowania za mną. Nie wiem czy jechać do Andory czy z Barcelony od razu śmignąć do Francji ??? BANG !:P  
nigdy nie zrywajcie kaktusa z drzewa, 40 minut wyciągałem setki małych wrednych kolców pensetą 

wiecznie młody, Ja, Hiszpan, Niemiec ;)  
super klimacik, super ludzie ;) 
piękna droga pieszo-rowerowa za Benicasim 

... miód ... 

Route 2 811 156 - powered by www.bikemap.net




  • DST 106.56km
  • Czas 06:16
  • VAVG 17.00km/h
  • VMAX 32.80km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 30 - Valencia - Kocie przeszpiegi

Czwartek, 21 sierpnia 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0

10:40 – prawie dwie godziny już leżę na plaży w El Barello, duże fale, mało ludzi, mocny wiatr, jest pięknie. Poczytałem książkę, bez pośpiechu, bez nerwusia poleżę sobie jeszcze z godzinkę. Wszystko dzieje się za szybko przynajmniej 100 razy ! PRIVATE PART …
Wyruszyłem dziś o 7:30 od rana rześko, minąłem masę kolarzy w kilku i kilkunastu osobowych grupach. Koło 9 zaczęło lekko padać i cudownie wiało, czułem się jak w Anglii, krajobraz również zmienił się chwilę na angielski. Pierwszy dzień od czasu północnej Hiszpanii więc trzeba to docenić. Parę kilometrów zostało mi do Valencii, jadę sobie spokojnie, bez ciśnienia. Dziś leniwy dzień , kwadrans po 16 zrobiłem sobie obiad, wcześniej półtorej godziny jeździłem po centrum Valencii, bardzo ładne miasto. Mam jakieś 350 km do Barcelony, jest 21 sierpnia, kumpela ze studiów Kaśka będzie 26 sierpnia o 22 lądować w Barcelonie na lotnisku. Nawet jakbym jechał powoli to 24 sierpnia pod wieczór będę w Barcelonie , nocleg w hostelu to będzie 25 sierpnia, na dwa noclegi mnie nie stać, a z drugiej strony chciałbym się zobaczyć z Kasią bo bardzo ją lubię :)
Obiad zjadłem w towarzystwie obrzydliwych much, które nie chciały się odczepić cały czas gotowania i konsumowania.
21:12 – coraz wcześniej robi się ciemno, zjechałem na plażę, 15 minut zabawy z falami, kolacja i szybka rezygnacja z noclegu na plaży, za dużo ludzi, poza tym jeszcze jakaś ścieżka spacerowa przy plaży. Dzisiaj miałem dużo postojów, koło 17:30 usiadłem na ławce w Sagunto i rozmawiałem z 56 letnim Bułgarem, który przeniósł się tutaj z całą familią bo w Bułgarii NO TRABAJO i TODO MAFIA MIERDA. A zatrzymałem się tam, bo zaciekawił mnie napis na budynku, który widziałem wiele razy przy drogach, na mostach czy budynkach, był to chyba jakiś squat ;)  

się zaniosło ..... 
kilka zdjęć z Valencii 






Sagunto, Bułgar, squot

Route 2 811 150 - powered by www.bikemap.net




  • DST 148.11km
  • Czas 07:31
  • VAVG 19.70km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 29 - Mandarynkowy sad

Środa, 20 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0

20:27 – wstałem o 6:10, całą noc po plaży jeździła maszynka wyrównująca piasek, whatever. Jak to na plaży pełno piachu wszędzie, zostawiam rower przy palmie, rozbieram się do naga i daję nura do cieplutkiego morza, chwila zabawy z falami i teraz jak każdy plażowicz powinienem się opłukać ze słonego morza i piachu. Biorę szybki prysznic, jem śniadanko i korzystam z ogólnodostępnego wifi. W Alicante jestem o 8:30, po łebkach przejeżdżam po centrum, kupuję kilka rzeczy w Lidlu i jadę dalej na północ. Od dwóch dni zastanawiam się, którą drogą jechać do Valencii, opcje były dwie, albo drogą w linii prostej z Alicante do Valencii przez góry, albo drogę o 40 km dłuższą omijającą góry z prawej strony. Obie drogi oznaczone na mapie jako atrakcyjne dla oka kolorem zielonym. Uciekłem od gór i wybrałem dłuższą drogę, może nie miałem ochoty na przewyższenie 1000 metrów z rana, może po prostu poszedłem na łatwiznę, może miałem jeszcze w nogach dzień 23 i 24 ? O 15:20 mam przejechane 100 km (dzisiaj też stuknęło 3 tysiące km), zatrzymuje się w Mercadonie, żeby kupić jakieś kolorowe picie. Oprócz tego kupiłem jeszcze litr mleka czekoladowego wypijając duszkiem pod sklepem. Może to te chipsy solone, może mleko, może upał, a pewnie wszystko razem spowodowało, że poczułem się strasznie źle i zacząłem marzyć jedynie o cieniu i drzemce. Trochę szukanie, kombinowania i znalazłem super miejsce, żeby rozłożyć materac i przespać się w cieniu, mianowicie pod przęsłem wiaduktu. Dwie godziny później budzę się cały spocony, patrze na zegarek 17:40, przeciągam się leniwie i doleguje jeszcze trochę i dzwonię do kumpeli ze studiów, która za 6 dni miała być w Barcelonie, skąd następnego dnia jedzie pociągiem do Valencii na Erazmusa. Mieliśmy się spotkać na lotnisku w Barcelonie tego dnia. Wczoraj skończył mi się magnez B6, koło 19 wchodzę do apteki mówię „ necesito” i pokazuję opakowanie, niestety tylko osobno magnez osobno witamina B6, spróbuję jutro. Na ostatnią godzinę jazdy, zjeżdżam z krajowej drogi i jadę bliżej morza, spokojniutką wąską drogą i zbaczam w mandarynkowy sad, gotuję makaron z sosem z Lidla, zaznaczam długopisem ślad dzisiejszej trasy na mapie i idę spać ;)  
Alicante




popołudniowa drzemka 

Route 2 810 784 - powered by www.bikemap.net




  • DST 136.88km
  • Czas 07:15
  • VAVG 18.88km/h
  • VMAX 57.40km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 28 - Mrówki, larwy, Cartagena, plażowanie

Wtorek, 19 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0

5:44 – nie mogę spać, głód doskwiera, robię sobie makaron z sosem, w nocy duszno, nie ma szans zmrużyć oka...
21:03 – jestem na plaży El Altet i zamierzam tu nocować. Plaża ładna, kojarzy mi się z polskimi plażami np. w Mielnie poza sezonem. Mielno ma piękne plaże, z fajnymi dojściami przez las. Woda w morzu tak ciepła, że jeszcze chwilę temu rzucałem się na fale. Dzisiaj bardzo łatwy i przyjemny profil droga, poza początkiem dnia gdzie miałem 6 km podjazdu po ciemku, gdyż zacząłem jazdę chwilę po 6. Z kamizelką odblaskową, tylnią lampką i czołówką ponieważ duży ruch był na drodze, mimo wczesnej pory. Na noc zostawiłem reklamówkę ze śmieciami poza namiotem i rano otaczały mnie setki mrówek i dziwnych larw. Zwinąłem się szybko i jazda. Koło 8 rano byłem w Cartagenie – przyjemne miasto, jem tam śniadanie i kręcę dalej wzdłuż morza, Los Alcazares, Torrevieja. Jestem mniej więcej 10 km od Alicante, w mieście tym główną siedzibę ma firma Eurogoma, w której filii pracowałem rok w Krakowie. Może załatwię tu sobie pracę na jakiś czas ? W końcu poznałem szefa Hiszpana, byłaby to lepsza opcja niż kolejny wyjazd do Anglii. Czas
pokaże ...
   
piękny wschód ... 

 
Cartagena


Prawie 20 km jechałem bardzo ładną ścieżką rowerową wzdłuż głównej drogi ;) 
czaple
  

nocleg na plaży ...

Route 2 810 732 - powered by www.bikemap.net




  • DST 126.69km
  • Czas 07:23
  • VAVG 17.16km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Sprzęt GT Avalanche 1.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień 27 - Made in China

Poniedziałek, 18 sierpnia 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 0

21:00 – kolejny dzień za mną. Ruszam parę minut po 8, a po 16 mam 90 km na liczniku. Ciągle pytam ludzi gdzie mogę kupić kartusze z gazem, albo nikt nie wie, albo kierują do Ferretteria, czyli sklepu z artykułami jak kuchenki i rzeczy związanych z gotowaniem w plenerze. Po południu dostrzegam chiński market na poboczu drogi, myślę sobie sprawdzę, przecież oni wszystko mają. I faktycznie 2,3 euro za kartusz 190 gram, biorę dwa wkłady, a to oznacza, że wieczorem będę miał makaron bolognese zakrapiany winem ;) Między 15-16 mapa Andaluzji się kończy, szukam po stacjach benzynowych, jedyne co mogę dostać to mapa Spain-Portugal skala 1:1000000, którą można rozpalić ognisko. W końcu na kolejnej stacji udaje mi się kupić kolejną dobrą mapę Michelin, wschodniej Hiszpanii, kolejne 8 euro, ale przynajmniej czuje się komfortowo widząc drogę na mapie i możliwość jej wyboru. Od 16 czuje straszny głód, wmawiam sobie, że wytrzymam 30 km do wieczora i na plaży zrobię sobie kolacje. No to 3 km podjazdu, takiego że decyduje się prowadzić rower przez 2 km, ostatni kilometr podjeżdżam. Kiszki grają marsza, koło 17:30 robię jeszcze drobne zakupy w Mercadonie na wieczór. Dojeżdżam o 18 do Puerta del Mazarron, siadam na ławce przed plażą i zaczynam gotowanie, popijając winem Don Simon. 2 godziny siedzę w jednym miejscu wpatrując się w ludzi na plaży, był to na pewno najgorszy dzień pod względem samotności. PRIVATE PART :))
Kolacja pyszna, na deser muffinki, jadę jeszcze parę kilometrów i rozbijam się niedaleko drogi, przy morzu.

„Patrzę na mapę, wybieram drogę, która wydaje się być piękniejsza – nie krótsza. Gdy pakuję sakwy chce jak najwięcej zobaczyć, poszukać trochę siebie, a nie jak najszybciej wrócić skąd wyjechałem” 

ładna droga ... 
wieczorne gotowanie z Don Simon 
sunset
 
miejsce noclegu 
Route 2 809 527 - powered by www.bikemap.net